Docent (2009-03-21 06:01:10) # 👮 raport Wszelkich entuzjastów szarlataństwa i osobników,którzy z racji niskiego poziomu wiedzy dają bełtać sobie w mózgowiach,zapraszam do lektury poniższego tekstu.
Od kiedy dowiedziałem się o całej sprawie(miało to miejsce relatywnie niedawno i zupełnie przypadkowo),postanowiłem ten temat poznać bliżej.Muszę przyznać,że wraz z rzeczonym poznawaniem coraz trudniej jest mi się oprzeć wrażeniu,iż mamy do czynienia z przebiegunowaniem pola magnetycznego mózgów zastraszająco licznej grupy ludzi,ale o tym później.
Najrozmaitszej maści podania oraz przepowiednie dotyczące potopów,plag i konców świata,są stare jak sama ludzkość i nie ma w tym nic dziwnego bo strach to wierny towarzysz człowieka. Nawet,gdy myślimy,że go nie ma, tak naprawdę wciąż jest obecny,tylko może mniej daje o sobie znać.A cóż bardziej przeraża ,niż sprawy ostateczne,zupełnie od nas niezależne,wobec których czujemy własną "małość",bezradność,nawet nie jako poszczególne jednostki ale szerzej,społeczenstwa,czy wręcz gatunek?
Taką ostateczną sprawą jest nieunikniona śmierć każdego z nas a lęk przed nią jest całkowicie naturalny,mający,że się tak wyrażę,biologiczne podstawy.To lęk pierwotny, zakorzeniony głęboko w przeszłości,w czasach,kiedy natura wyposażyła naszych bardzo dalekich przodków w centralny układ nerwowy na tyle rozwinięty,by mogły powstać zlążki świadomości.Nikt z nas nie wie jak i kiedy umrze,jeśli ktoś posiada taką wiedzę to zazwyczaj bardzo krótko przed zejściem.Na sto procent wiemy jedynie,że kiedyś odejść musimy i tyle.To,iż nie mamy pojęcia jaką formę będzie miał nasz koniec ani w jakich okolicznościach nastąpi sprawia,że ów lęk jest niejako bezkształtny i to pozwala człowiekowi normalnie funkjonować bez ciągłego zaprzątania sobie głowy natrętnymi myślami o śmierci.
A jak działają wszelkie armagedonowe proroctwa?Ano tak,że ubierają ów niesprecyzowany lęk w określony kostium.Opisują,często w sposób szalenie dokładny,jak będą wyglądać ostatnie chwile znanego nam świata i kiedy nadejdą.Ludzie zaczynają się bać czegoś "konkretnego".Odnoszę wrażenie,że niektóre łatwowierne i podatne na sugestie osoby dowiedziawszy się o "nadchodzącej zagładzie"wpadają w panikę lub zniechęcenie jakby zdiagnozowano u nich nieuleczalną chorobę i dawano najwyżej kilka lat życia.(Wystarczy z grubsza prześledzić dyskusje dotyczące tzw."Proroctw Oriona",na forach internetowych)
Konców świata było już bez liku.Pierwsi chrześcijanie nie widzieli sensu zakładania rodzin,jakiegokolwiek inwestowania w przyszłość,ponieważ byli święcie przekonani o rychłym ponownym przyjściu Chrystusa.W roku 1000 rzesze ludzi oczekiwały na koniec. Zamiast ryku trąb anielskich zwiastujących sąd ostateczny usłyszano wówczas tykanie pierwszego mechanicznego zegara.Później,na przełomach wieków roiło się od apokaliptycznych zapowiedzi natomiast na przełomie tysiącleci mieliśmy do czynienia z prawdziwym wykwitem mniej lub bardziej niedorzecznych czarnych scenariuszy,co przecież dobrze pamiętamy.Bazowały one przedewszystkim na jakiś mętnych proroctwach,wizjach,wróżbach,informacjach udzielanych przez Matkę Boską w trakcie objawien,oczywiście nie zabrakło dyżurnych interpretatorów centurii Nostradamusa...Słowem czary mary i zabobon.
Tym razem ma być inaczej.Główni sprawcy zamieszania związanego z datą 2012,panowie Patrick Geryl(dalej P.G.)i Gino Ratnickx(osobliwe to"x" na koncu nazwiska)twierdzą,że ich rewelacje mają solidny naukowy fundament.Chciałem się przyjrzeć bliżej postaci autora ale nigdzie nie udalo mi się znaleźć nic ponad to,że P.G. to belgijski astrofizyk,pracownik naukowy,badacz zagadek przeszłości.Jest zadeklarowanym wrogiem jedzenia mięsa i produktów pochodzenia zwierzęcego nosi krawaty w owoce oraz ubolewa nad stosunkiem współczesnego człowieka do środowiska naturalnego.Wiadomo również,że P.G. popełnił niegdyś dzieło w którym podważał teorię względności,niemniej jego praca nie spotkała się z pozytywną reakcją świata nauki,ponieważ pan P.G. nie otrzymał nagrody Nobla a teorii Einsteina wciąż naucza się na uniwersytetach.
Przed słowem astrofizyk ,niektórzy(jak sądzę gorący zwolennicy jego sposobu rozumowania)dodają "wybitny".Przepraszam ale moim zdaniem fakt ,iż ów pan jest astrofizykiem,veganinem,autorem kilku paranaukowych książek to zdecydowanie za mało by używać wobec niego przymiotnika "wybitny".No a jeśli ludzie nim zafascynowani(do czego mają święte prawo)sądzą,że wybitny jest,to powinni dać bardziej przekonujące dowody na tą wybitność a nie poprzestawać na tym,że żywi się wyłącznie roślinami, jest sympatyczny i potrafi pisać.Bardziej rzeczowe informacje na jego temat powinny być szeroko dostępne,również dla tego,że ludzie powinni znać kogoś kto dokonał tak spektakularnego a zarazem zatrważającego odkrycia,jednego z najwazniejszych w historii,w co niektórzy ,z samym P.G.na czele,gorliwie wierzą.
A tu,proszę wycieczki,głucho na temat uczelni jaką skonczył,nic o jego stopniu i tytule naukowym,temacie prac,dzięki którym ów stopien i tytuł uzyskał,dokładnej specjalizacji,członkostwie w belgijskiej akademii nauk, etc.Już sam brak tych podstawowych wiadomości o autorze stawia pod dużym znakiem zapytania "naukowość" "Proroctw Oriona na rok 2012".Do tego wydawnictwo Amber,nakładem którego książka trafiła pod polskie strzechy naukowe nie jest w żadnym przypadku.Czytając artykuły P.G. łatwo możemy się przekonać,że językowi,jakim się posługuje,daleko do naukowego i nie można tu zwalić odpowiedzialności za taki stan rzeczy jedynie na kiepskie tłumaczenie.
Mój znajomy,holenderski geograf,kartograf,powiedział mi kiedyś w rozmowie,że jeśli ktoś stawia kontrowersyjne tezy to bardzo dobrze,ze stu na pozór szalonych pomysłow zostanie jeden wartościowy,który wpłynie na podwyższenie poziomu ludzkiej wiedzy. Niemniej w pierwszej kolejności autor takiej tezy powinien dążyć do uzyskania aprobaty środowiska naukowego albo przynajmniej jego części a dopiero później swoje odkrycia publikować.Kiedy jest inaczej to sprawa ewidentnie śmierdzi,tymbardziej,że temat jest chodliwy a w tle całej sprawy mamy całkiem spore pieniądze...
A sposób w jaki P.G pisze o pewnych rzeczach na ten przykład o Atlantydzie,już kompletnie dyskwalifikuje jego książki i artykuły jako opracowania o charakterze naukowym.Autor z rozbrajającą beztroską używa haseł Atlantyda,Atlanci na równi z takimi jak starożytny Egipt czy cywilizacja Majów.Nic więcej jak tylko mit, traktuje jak oczywisty fakt historyczny i zdaje się ignorować brak jakichkolwiek dowodów na istnienie tej mitycznej wyspy.Rzecz jasna znajdzie się pokaźna grupka naukowców,poszukiwaczy,fascynatów,którzy daliby się pokawałkować w obronie zgromadzonych przez siebie niezbitych "dowodów" potwierdzających zasadność ich wynurzen.Tacy świrnięci archeolodzy nie wymagają zbyt wiele od tych"dowodów".Wystarczy odkryć np. pozostałości jakiś budowli na dnie Morza Śródziemnego,wydłubać gdzieś parę skorup albo wygrzebać jakiś papirus ze wzmianką o wspaniałym ludzie mieszkajacym na pięknej wyspie i już można piać na lewo i prawo o dokonaniu wiekopomnego odkrycia.Nic to dla atlantydofilów,że do tej pory wszystkie tropy prowadziły w ślepe zaułki a teorie są niejednokrotnie bardzo rozbieżne,Atlantyda wspaniałą była,na pewno istniała i basta!P.G.zdaje się być jednym z nich,co potężnie podważa jego wiarygodność bo jeśli owa starożytna supercywilizacja jest takim stuprocentowym pewnikiem to powinny się o niej uczyć dzieci w szkole a jak na razie to oglądają one disneyowskie animowane bajki o mitycznej kulturze Atlantów.I dopóki ktoś nie udowodni ponad wszelką wątpliwość jej istnienia,tam jest właściwe miejsce Atlantydy.Między bajkami a nie w pracach aspirujących do miana naukowych.
Nie ma tu sensu streszczanie deliberacji P.G.bo zajęłoby to zbyt dużo miejsca,poza tym zakładam,że ktoś kto tu trafił i czyta ten tekst wie o co chodzi.Ogranicze się do opisania i przeanalizowania najbardziej, w moim przekonaniu niespójnych dziwnych i zaskakujących twierdzen Belga.Należy tu zaznaczyć,iż autor wszystko o czym pisze uważa za stuprocentowo pewne i niepodważalne.Mówi co nastąpi jak nastąpi i kiedy nastąpi.Jeżeli spotykamy się ze śladowymi pozostałościami zawachania to dotyczą one kwestii stricte kosmetycznych.Np. zastanawia się nasz pan P.G. czy kataklizm nastąpi 21.12,czy może nieco wcześniej 19 lub 20.12. 2012.natomiast to,że nastąpi jest już wg. niego niezaprzeczalne.
Punktem wyjścia dla gerylowskiego czarnowidztwa jest kalendarz Majów a ściślej koniec majanskiej rachuby czasu przypadający na dzien 21 grudnia 2012. I to już w zasadzie wystarcza katastrofistom-maniakom by obwieszczać ludzkości,że jej dni są policzone.Kiedy jeszcze dla nadania pozorów wiarygodności okrasi się to skomplikowanymi niejasnymi dla większości wyliczeniami,paroma fachowymi terminami,zdumiewającymi analogiami z przekazami innych kultur,Armagedon mamy jak malowany.Nic to,iż specjaliści zajmujący się na codzien tym zagadnieniem mają zdecydowanie negatywny stosunek do gerylowskiej interpretacji kalendarza,którą uznają za złą,wynikającą z nierozumienia jego specyfiki,naciąganą i szarlatanską.Szczerze powiedziawszy moje pojęcie o kosmologiczno astronomicznych dokonaniach ludu Maya jest raczej liche zatem "oddam teraz głos" ekspertom.
Pani Hanna Kotwicka z wyd. PULSAR,autorka i wydawca licznych książek poświęconych kalendarzowi Majów tak pisała w "Czwartym Wymiarze"4/2005 :
"Fakt, że żyjemy w czasach wyjątkowych – czasach wielkiej transformacji, nie jest dziś żadną nowością. Nie wszyscy jednak zdają sobie sprawę, co właściwie kryje się za tym stwierdzeniem. Wiele osób, także publicyści i autorzy książek, powołując się na kosmologię Majów, a nie rozumiejąc tejże kosmologii, rozpowszechnia mylne, siejące strach informacje o zbliżającym się końcu świata. Przykładem może być książka Patryka Geryla „Proroctwo Oriona na rok 2012”. Autor, powołując się na wiedzę astronomiczną i proroctwa Majów oraz zasłaniając się zawiłymi wyliczeniami, istnym labiryntem liczb, próbuje udowodnić czytelnikom, że koniec świata jest nieuchronny. Argumentem przemawiającym są tutaj „złowieszcze” konstelacje gwiazd w 2012 r., zwłaszcza położenie Oriona – identyczne jak w czasach ostatniego kataklizmu sprzed 12 000 lat. Według Geryla jedyną alternatywą byłoby dotarcie do Komory Królewskiej w Wielkiej Piramidzie w Gizie, odnalezienie egipskiego planu ratunku, pospieszne zbudowanie łodzi ratunkowych i spakowanie 6 miliardów ludzi na statki. To dopiero byłaby migracja ludów. Tylko kiedy należało by ją rozpocząć, by zdążyć? No cóż, Patryk Geryl ma prawo do takiego punktu widzenia, szkoda tylko, że powołuje się na zapisy pozostawione przez starożytnych Majów i tym samym wypacza wiedzę Mistrzów. Zanim ulegniemy psychozie końca świata i fatalistycznym wizjom współczesnych trenerów strachu, spójrzmy na problematykę naszych czasów oczami twórców kalendarza.
Dla Majów punktem wyjścia do obserwacji wydarzeń w czasie były narodziny planety Wenus i cykl 104 000 lat, równy czterem 26000-letnim Wielkim Cyklom. Domknie się on w 2012 r. Pamiętajmy jednak, że wszystkie wielkie cykle, trwające ok. 26 000 lat, Majowie nazywali światami, stąd koniec świata oznaczał jedynie koniec cyklu ewolucyjnego. Dla porównania Aztekowie nazywali je słońcami. Tak więc koniec słońca nie zwiastował wypalenia się naszej gwiazdy i totalnej zagłady życia, ale koniec cyklu. Stąd wynika największe nieporozumienie i tak wiele spekulacji wokół tajemni-czego roku 2012. Natomiast specyficzne położenie Oriona w 2012 r. to wskazówka – znak czasu – próbujący zwrócić nam na coś uwagę. W świetle wiedzy Majów Orion symbolizuje ciało fizyczne, Plejady – ciało emocjonalne, Syriusz – ciało mentalne, Arktur – ciało duchowe. Zgodnie z tym identyczne położenie Oriona w dniach ostatniego kataklizmu i w 2012 r. przestrzega nas, że to właśnie człowiek swoim działaniem może doprowadzić do zagłady życia na Ziemi. Zagrożeniem nie jest Orion, ale CZŁOWIEK. Chcąc ocalić planetę, nie trzeba budować żadnych łodzi – to przecież nonsens. Wystarczy zmienić świadomość, zaprzestać gonitwy za dobrami materialnymi, odejść od żądzy władzy, zadawalania zmysłów, gospodarki rabunkowej, brutalności wobec zwierząt i ... sztucznego kalendarza gregoriańskiego. Tylko tak przejdziemy do piątego świata. Pamiętajmy też, że naprawa warunków naturalnych nie dokona się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Ta problematyka będzie zaprzątała głowy jeszcze kilku pokoleniom po nas, tylko że już w kolejnym Wielkim Cyklu. Orion ostrzega ludzi: Opamiętajcie się! Jeszcze nie jest za późno!
Jeśli chodzi o sugerowane przez Patryka Geryla przebiegunowania kuli ziemskiej, zdarzały się one w historii ziemskiej ewolucji w latach wykazujących tzw. ciągi liczbowe, ale nie zawsze. Wszystko zależało od poziomu świadomości. Zgodnie z tą zasadą, rok 2012 nie wykazuje ciągu liczbowego, lecz dopiero rok 2018. Zauważmy, że już nie raz byliśmy straszeni końcem świata. Wcześniej miał to być rok 1999, potem 2000, teraz 2012, a już za chwilę będzie to rok 2018. Starzy trenerzy strachu nie spoczną. Zrobią wszystko, by utrzymać swoją pozycję, zaszczepić wibrację strachu i karmić się naszą energią. Zastanówmy się zatem, czy chcemy być ich pożywką."
W numerze 1/2007 miesięcznika miesiecznika"Nieznany Świat" pojawił się artykuł Romana Warszewskiego,którym możemy przeczytać m.in.:
"Swoje przekonanie P.G. a wraz z nim inni rozmaici badacze opierają na tym,że 21 grudnia 2012r. dobiegnie konca majanski cykl czasowy,który rozpoczął się 13 sierpnia 3114 roku p.n.e.Odnoszę jednak wrażenie,że wszystkie te osoby nie do konca rozumieją specyfikę kalendarza Majów.(...)Czas w ujęciu Majów nie płynął linearnie lecz toczył się po okręgu a w związku z tym nigdy nie było można jednoznacznie powiedzieć kiedy coś się zaczyna a kiedy konczy.(...)Właśnie dlatego 13 sierpnia 3114r.p.n.e.-wbrew temu co twierdzi G.-wcale nie był datą zerową.O roku zerowym w kalendarzu Majów po prostu w ogóle nie można mówić.(...)W rzeczywistości,zgodnie z mitologią Majów,13.VIII.3114r.p.n.e.-ów rzekomy "dzien zerowy"pana G. był dniem narodzin ich świata-początkiem ich cywilizacji.Narodziny te nie były jednak rozumiane w skali kosmicznej,lecz w wymiarze jak najbardziej plemiennym i lokalnym.(...)Przed tym momentem świat jak najbardziej istniał i miał się dobrze.Majowie doskonale zresztą zdawali sobie z tego sprawę.Z zapisu na steli w miejscowości Coba na Jukatanie wynika,że przed dniem narodzin świat egzystował już co najmniej przez 2021 360-dniowych lat.
Gdy natomiast przyjrzeć się docelowej według P.G.,dacie 21 grudnia 2012 roku sprawa jest jeszcze bardziej dziwaczna.Z zapisów Majów bowiem w żaden sposób nie można wnosić,że tego dnia spodziewali się jakiegoś kataklizmu i konca świata.Wręcz przeciwnie! Napisy pochodzące z roku 690 n.e.,a wykonane na polecenie syna słynnego króla Pacala-Kan Balama w Świątyni Inskrybcji w Palenque świadczą o tym,że 23 pażdziernika 4772 roku n.e. Majowie planowali zorganizowanie wielkiego święta,w czasie którego zamierzali przypomnieć wielkie zaslugi Pacala dla rozwoju ich miasta.(...)Na kościanej lasce odnalezionej w królewskim grobie z Piramidy Tygrysa w gwatemalskim mieście Tikal umieszczono trzy daty-17.VI.1224r.n.e.,22 IV 5565r.n.e. i 24 II 9898r.n.e.Co miały one oznaczać? Otóż przed imieniem króla widniał tam tytuł:Jeden z władców po Tzykroć Jedenastu Baktunów (baktun to okes 144000 dni).Licząc od 13 sierpnia 3114 roku-mitycznej daty narodzin cywilizacji Majów-pierwszy batkun upływał właśnie 17 czerwca 1224,drugi zakonczy się 22 kwietnia 5565,a trzeci 24 lutego 9898.Można stąd wnosić,że najwyrażniej Majowie byli przekonani,iż ich władcy,w następujących po sobie dynastiach,panować będą aż do roku 9898!Ewentualny koniec majanskiej cywilizacji-jak sądzili-mógłby nastąpić dopiero po tej dacie; a co dopiero mówić o zagładzie całej planety!
Co ciekawe Majowie,którzy jak rzadko która grupa etniczna,do dziś zachowali swoje tradycje od czasow prekolumbijsich,pytani o domniemany koniec świata w 2012r.,tylko pobłażliwie się uśmiechają.-My,Tzotzile,nic na ten temat nie wiemy(Tzotzil-jedno z plemion Majów)-powiedział mi w 2004 roku zagadnięty na ten temat don Alejandro Mendez Romero,znany szaman z okolic San Cristobal de las Casas w Meksyku,który zresztą nie jest w tej opinii odosobniony.Po chwili zaś dodał:-Oczekiwanie na koniec świata w 2012r. to wymysl białych,albo tubylców przekupionych przez białych,którzy tak twierdzą."
Ten sam numer "NŚ" donosi o pojawieniu się w Polsce dokumentalnego filmu p.t."Biała Droga":
"Ta produkcja jest relacją ze spotkania szamanów,kapłanów i starszyzny szczepów obu Ameryk( w tym także Majów), które odbyło się na Jukatanie w 2003r.,i na które poraz pierwszy zaproszeni zostali przedstawiciele innych kultur.Jego uczestnicy a zwłaszcza potomkowie Majów,odsłaniając przed gośćmi strzeżoną przez stulecia wiedzę, w jednoznaczny sposób dezawuują katastroficzne wizje rozsiewane przez ludzi spoza ich kultury i bezzasadnie powołujących się na jej rzekome wskazania oraz zapisy.Podkreślają,że w symbolice,na którą powołują się współcześni siewcy strachu,chodzi o coś zupełne innego:o transformacje duchową planety i jej radykalną odnowę,co nie ma nic,literalnie nic wspónego z propagowaną zwlaszcza przez Geryla przerażającą wizją zagłady ziemi".
To prawda,że autorzy tych artykułów nie są akademickimi ekspertami a ogólny profil tematyczny tych dwóch czasopism jest raczej "fantastyczny"ale jak widać powyższe teksty nie lewitują w oparach ezoterycznych( dla niektórych) nonsensów,przeciwnie,wydają się wiarygodne i rzeczowe.A to,że pani Kotwicka wierzy w duchy,telepatię a przyczyn upadku majanskiej cywilizacji upatruje w ingerencji obcych,cóż...Ma do tego pełne prawo.Swoich przekonan nikomu nie narzuca a to co głosi ,w przeciwienstwie do wizji roztaczanych przez P.G.,nie jest szkodliwe.W tym wypadku interesowała mnie jedynie kwestia kalendarza Majów.Wziąwszy natomiast pod uwagę,ilość traktujących o tym zagadnieniu publikacji jej autorstwa oraz to,iż od lat przejawia szczerą fascynacje tematem,śmiem twierdzić,że prezentowany przez nią poziom wiedzy dotyczącej kosmologii prekolumbijskich Indian jest wysoki.
Autor tekstu z "N.Ś" jest dzennikarzem,pisarzem,podróżnikiem.Od lat bardzo często odwiedza kraje Ameryki Łacinskiej gdzie oddaje się wnikiwym studiom nad historią i kulturą jej rdzennych mieszkanców realizując w ten sposób swą życiową pasję.Uznaje go zatem za człowieka w pełni kompetentnego.
Na koniec tematu kalendarza,jedna uwaga mojej skromnej osoby.Z pewną taką nieśmiałością pragnąłbym zuważyć,że dzien w którym ma dojść do tragedii czyli 21XII. to data przesilenia zimowego...Przecież jest rzeczą jasną,że dla starożytnych(choć nie tylko) przesilenia miały znaczenie szczególne.Wtedy obchodzono wielkie święta,składano ofiary etc.To były(są) dni przejścia,dni o charakterze sakralnym, coś się bowiem konczy ,coś się zaczyna.Umiejscawianie przyszłych,przełomowych wydarzen akurat w tym czasie,jest w moim przekonaniu,efektem religijnego przywiązania danych ludów do solarnego rytuału.Ciekaw jestem także, czy cała data 21.XII 2012 "przetłumaczona" na język kalendarza Majów nie jest dla nich datą pełną,domykającą taką jak dla nas,użytkowników kalendarza gregorianskiego,powiedzmy 31.XII 3000...Wcale bym się nie zdziwił.A nawet jeśli byłoby inaczej, samo to,że w całą sprawę "zamieszane" jest przesilenie daje co nieco do myślenia.
Co na to G.?Łatwo można sie domyślić,że nic.Póki co wykazuje się charakterystyczną dla każdego fanatyka głuchotą na argumenty podważające to w co uparcie wierzy.W każdym razie nie natknąłem się nigdzie na ślady jakiejkolwiek polemiki P.G. z opiniami jednoznacznie negującymi jego poglądy,choć od wydania"Proroctw..." upłynęło sporo czasu i krytycznych głosów nazbierało się już w cale dużo.
Drugą typową przypadłością cechującą opętanych "badaczy" jest operowanie tylko tymi faktami,które działają na korzyść teorii,bądź też siłowe wciskanie ich do swojej układanki.W jednym z wywiadów P.G stwierdza:
"Kodeksem Drezdenskim Majów zajmowałem się dniami i nocami przez ostatnie dwa lata, nie mogłem spać dopóki nie znalazłem tego, czego szukałem. Zawiera on szokujące dla świata informacje. Zawiera wzór dotyczący cyklu plam słonecznych, który jest oparty na teorii pól magnetycznych Słońca. W momencie, gdy osiągną one punkt krytyczny, będzie to miało fatalne konsekwencje dla pola magnetycznego Ziemi".
Urocze,nieprawdaż?Tyle czasu szukał aż znalazł.Jak ja bym sobie założył,że w dziele Kopernika "O obrotach sfer niebieskich" odnajdę tradycyjny przepis na torunskie pierniki to gwarantuje, po dwóch latach zarywania nocy,przy zastosowaniu kodów numerologicznych,skomplikowanych matematycznych wyliczen i innych "naukowych" metod,takowy przepis bym odszukał.P.G. w ferworze roztaczania przerażających perspektyw nie zauważa,że przyznaje się do wykorzystywania typowo hochsztaplerskich,nienaukowych metod.
Automatycznie,również,rodzi się pytanie dla czego ci genialni Indianie posiadający jakże imponującą wiedzę atronomiczną,zwłaszcza zaś heliofizyczną,umiejący na tej podstawie zapowiadać globalne kataklizmy na tysiące lat w przód( wg. P.G. o poprzednich także wiedzieli) nie skupili się na "swoim podwórku" i nie potrafili wpaść na to ,że rabunkowa gospodarka rolna prowadząca do wyjałowienia gleby,brak systemów irygacyjnych potęgujący efekty licznych susz,narastające konflikty plemienne w koncu brutalny,bazujący na niewolnictwie system kastowy doprowadzi do upadku ich własną cywilizacje.
Rzecz kolejna.Ja rozumiem,że takie generalizowanie na zasadzie"starożytni przepowiedzieli ,zdawali sobie sprawę" itp.jest skrótem myślowym,niemniej u niektórych może wytworzyć fałszywy obraz rzeczywistości.Tak na prawdę jedynie członkowie kasty kapłanskiej całe stulecia wnikliwie obserwowali niebo,zauważyli cykliczność zjawisk astronomicznych oraz to,że interesującym ich światem rządzą pewne ścisłe zasady.Z pokolenia na pokolenie doskonalili metody badawcze,obliczeniowe,prowadzili zapiski,poszerzali instrumentarium dzięki czemu w okresie,powiedzmy,kulminacyjnym,mogli pochwalić się naprawdę olbrzymią jak na owe czasy znajomością astronomii. To była wiedza tajemna zazdrośnie strzeżona przez relatywnie bardzo wąską,hermetyczną grupę. magów.Wiedza dająca władzę,nad motłochem,który widząc,że kapłan posiada umiejętność precyzyjnego wskazania terminu zaćmienia słonca,księżyca,deszczu meteorytów czy pojawienia się komety,przypisywał mu właściwości nadprzyrodzone a co za tym idzie czuł wobec niego lęk i szacunek.Tak na prawdę żyjący przed wiekami zwykły egipski hodowca kóz, pojęcia nawet nie miał,że ziemia jest okrągła a słonce to taka sama gwiazda jak te widoczne w nocy.
Moim zdaniem jest to znacznie bardziej przekonywujące i wiarygodne tłumaczenie rozległej,powtarzam po raz kolejny,JAK NA OWE CZASY,wiedzy astronomicznej niektórych starożytnych ludów,niż szukanie jej rodowodu na Atlantydzie czy w odległych galaktykach...
Podobno gdzieś w Egipcie znajduje się relief czy malowidło naskalne,będące niczym innym jak tylko mapą nieba południowego a jak doskonale wiemy Egipt znajduje się na półkuli płn. Wieszcze zagłady uznają to za niezbity dowód potwierdzający rewelacje pana G.,według którego jedną z podstawowych przyczyn cyklicznych kataklizmów jest,mówiąc obrazowo,"fiknięcie przez kulę ziemską koziołka",innymi słowy bieguny geograficzne zamienią się miejscami.Nasz glob ma się dodatkowo zacząć obracać ze wschodu na zachód...Totalna, katastrofalna w skutkach, zmiana róży wiatrów...I prawdopodobnie przez myśl P.G. nie przeszło,iż przed tysiącami lat mogła zostać zorganizowana egipska ekspedycja eksploracyjna na południe,która zawędrowała daleko poza równik.Skryba mógł nanieść na papirus gwiezdne konstelacje, a kiedy po długich miesiącach wyprawa powróciła w deltę Nilu uwieczniono jego zapisy na kamieniu.Papirus dawno się rozpadł,o wyprawie z czasem zapomniano a kamien przetrwał.
Owszem jest to snucie domysłów nie poparte materiałami naukowymi,niemniej pytam czy zaproponowane wyżej wytłumaczenie istnienia tegoż malowidła ,znów nie jest minimum trzy razy bardziej prawdopodobne i wiarygodne niż to o czym mówi P.G.?Czy trzeba koniecznie wywalać Ziemię "do góry nogami", aby wyjaśnić pochodzenie tego fresku , płaskorzeźby czy czymkolwiek to coś jest?
P.G. pisze:
"Teraz możesz mnie zapytać: czy jesteś pewny tego, co mówisz? Moja odpowiedź: bardzo pewny, ponieważ mieszkańcy Atlantydy i ich potomkowie Majowie i Starożytni Egipcjanie znali teorię dotyczącą pól magnetycznych słońca, o których nie wiedzą nawet współcześni astronomowie! Zgodnie z tą teorią mogli przewidzieć ogólnoświatową powódź w 9792 roku przed Chrystusem i tą
nadchodzącą w roku 2012. Proszę tutaj o zrozumienie. Chcę żebyście zrozumieli, że oni PRZEWIDZIELI zagładę Atlantydy - pogrzebaną teraz pod Biegunem Południowym. Jeszcze raz, oni PRZEWIDZIELI znacznie bardziej burzliwy koniec dla nas."
Aż ciarki przechodzą na myśl,jak duża grupa ludzi daje wiarę człowiekowi piszącemu w taki sposób...Ale nie o tym.Wiadomo,że powtarzające się co 11500 lat katastrofy na tak olbrzymią skalę,wyniszczające prawie całe ziemskie życie,uniemożliwiłyby proces ewolucji,która nie wyszłaby ponad poziom ryb.Jest to tak oczywiste,że nawet sam P.G. mimo wyraźnych trudności w dostrzeganiu pewnych rzeczy,zdołał to zauważyć.Jak broni swoich tez?Ano tak:"oni PRZEWIDZIELI znacznie bardziej burzliwy koniec dla nas."No brawo!A na jakiej podstawie przewidzieli,ze nasz koniec będzie bardziej burzliwy?No na podstawie tych teori i wzorów przecież...
To jest robienie sobie żartów ze zdrowego rozsądku,kpiny z logiki...Raz na 11 500 tysiąca lat nasza planeta zamienia się biegunami geograficznymi i w dodatku zaczyna kręcić sie w przeciwnym kierunku a to wszystko w ciągu kilkunastu godzin...Nie może być mniej lub bardziej burzliwego konca!W skutek takich zmian wszystko do kupy szlag by trafił i żadna wyżej zorganizowana forma życia nie miałaby racji bytu.A wybuchy reaktorów elektrowni jądrowych, wycieki toksycznycznych związków itd.są ,w porównaniu z niewyobrażalną skalą katastrofy, mało znaczącym detalem.
Weźmy sobie do rąk taki zwykły szkolny globus w skali 1:80 000 000. Jedna czwarta milimetra na globusie równa jest 20 km w skali rzeczywistej.Wyobraźmy teraz obiekcik o średnicy 0,25 mm.i porównajmy tę ociupinke mniejsza od ziarka piasku z globusem.Takie są mniej więcej proporcje kuli ziemskiej i obiektu,którego uderzenie w sposób tak drastyczny zachwiałoby równowagę na naszej planecie,że nie byłoby cienia przesady w mówieniu o koncu znanego nam świata.Meteoryt,który 65mln.lat temu zderzył się z Ziemią miał średnicę dwa razy mniejszą a najprawdopodobiej ta kolizja właśnie była głowną przyczyną masowego wymierania dinozaurów.Hipoteze tą potwierdzają badania naukowe,które już w latach siedemdziesiątych wykazały w warstwie geologicznej pomiędzy okresami kredy a trzeciorzędu na obszarze całego globu śladowe ilości irydu pochodzenia pozaziemskiego.
65 mln. lat wstecz,taka"kruszynka" robi "bum"w krótkim czasie giną królujące wówczas stworzenia a ślady tego kataklizmu są do dziś zauważalne dla geologów...A teraz złapmy za ten nasz globus i w czasie krótszym niż doba wywróćmy go do góry biegunami,wyobrażajac sobie jednocześnie,że Ziemia obracająca się z zachodu na wschód z prędkością,blisko 1600 km/h na równiku w podobnie krótkim czasie zatrzymuje się poczym zaczyna kręcić na odwrót...Jak to opisuje P.G., płyty kontynentalne przemieszczają się o tysiące kilometrów(Atlantyda pogrzebana pod lodami Antarktydy)dochodzi do trzęsien ziemi o sile 20 stopni w skali Richtera,eksplodują wszystkie wulkany emitując do atmosfery setki ton pyłów i gazów etc.etc.Jeżeli takie zjawisko miałoby miejsce niechby nawet 100 000 lat temu pozostałości owego kataklizmu byłyby dziś widoczne gołym okiem.A zdaniemP.G. podobne wydarzenia następują co 11500 lat...Gdzie tu miejsce na złoża gazu ziemnego,ropy naftowej,które nie tyle nie przetrwałyby takich "rewolucji" ale,wziąwszy pod uwagę ich domniemaną cykliczność nie miałyby się kiedy "odłożyć"...
No i pytanie zasadnicze.Dla czego ta nasza matka Ziemia miałaby wykonywać takie ekstremalne ekwilibrystyczne manewry?Fakt,ziemskie bieguny magnetyczne wędrują(wciąż zmieniają swą pozycje względem biegunów geograficznych) a co jakiś czas zamieniają się miejscami. W historii naszej planety zdarzało się to już setki razy.Skąd to wiadomo?Otóż wypływająca z głębi Ziemi lawa bazaltowa zastyga a wraz z nią towarzyszące jej minerały, które niejako "zamrażają" w sobie pole magnetyczne, które nie zmienia się już pomimo zmian pola zewnętrznego. Badając skały wulkaniczne można określić kierunek i natężenie pola magnetycznego w przeszłości.Na podstawie badan takich właśnie skał ,naukowcy ustalili,że ostatnie przebiegunowanie pola magnetyznego Ziemi miało miejsce ok.780 tyś lat temu,czyli dosyć dawno,wziąwszy pod uwagę iż średnio taka zmiana następuje raz na ok.250 tyś.lat.Prowadzone od 150 lat pomiary natężenia pola magnetycznego wykazały,iż w tym czasie zmalało ono o około 10-15%, a przez okres ostatnich 2000 o około 35%.Według niektórych naukowców proces przebiegunowania trwa obecnie i przy zachowaniu obecnego tempa zmian, pole magnetyczne Ziemi zaniknie na bardzo krótki czas około roku 4000, inne źródła szacują, że proces ten zakończy się około roku 3000. Nie wiadome jest jednak czy obecnie notowany spadek natężenia będzie się kontynuował w przyszłości, być może jest to tylko miejscowe minimum, a nie długoterminowy trend. Ponieważ proces przebiegunowania Ziemi nie był jeszcze nigdy bezpośrednio obserwowany, słabo zrozumiany jest także mechanizm i czynniki powodujące istnienie pola magnetycznego, nie można stwierdzić z całą pewnością, że obecnie obserwowane zmiany pola magnetycznego są zapowiedzią tego wydarzenia.
Jakie byłyby konsekwencje zaniku pola magnetycznego?Cóż...Z dużą dozą prawdopodobienstwa można stwierdzić,że do atmosfery zostaną dopuszczone cząstki zjonizowane wiatru słonecznego, atmosfera znacznie zmieni swe właściwości w rozchodzeniu się w niej fal radiowych, stanie się silnie zależna od burz słonecznych, zakłóceniu ulegnie działanie wielu urządzeń łączności.
Według niektórych opinii czasowe zaniknięcie pola magnetycznego w czasie zmiany polaryzacji biegunów może spowodować znaczny wzrost w ilości bardzo szkodliwego promieniowania kosmicznego docierającego na powierzchnię Ziemi. Nie ma jednak żadnych nieodpartych naukowych dowodów na to, że odwrócenie pola magnetycznego miało by prowadzić do jakiejkolwiek katastrofy ekologicznej czy wymierania organizmów żywych. Zarówno homo erectus jak i jego przodkowie przeżyli wiele podobnych katastrof.(źródło:Wikipedia)
Nie ma również powodów by sądzić,że zmiana biegunów magnetycznych Ziemi ma jakiś wpływ na jej ruch obrotowy i pozycję biegunów geograficznych.Ruch wirowy naszego globu jest tak stary jak on sam.Niebieska planeta oczywiście nie kręci się wciąż z tą samą prędkością.Istnieje szereg czynników "ziemskich" i kosmicznych,które spowalniają bądź przyspieszają to zjawisko.Najistotniejszymi z nich są oddziaływujące na Ziemie siły grawitacyjne Księżyca i Słonca,które wpływają "chamująco" na omawiany ruch.Za setki milionów lat słoneczna grawitacja może spowodować nawet całkowity zanik ziemskiego wirowania.Za setki milionów lat i w dodatku stopniowo a nie za sześc lat w przeciągu klkunastu godzin!!!.Na przeszkodzie tych wszystkich perturbacji,którymi straszy P.G. stoi zasada zachowania momentu pędu.Aby Ziemia mogła wkonać te akrobacje musiałaby sie od czegoś depchać, badź odrzucić cześć swej masy. Jest to jedno z podstawowych praw Wszechświata i nie wydaje się, aby nasza planetka mogła je złamać.
Przyjrzyjmy się na chwilkę Słoncu.Nasza dzienna gwiazda podobnie jak Ziemia posiada pole magnetyczne,które trakcie tzw.cykli słonecznych ulega gwałtownym przeobrażeniom.Tak w "Wiedzy i Życiu"8/1999 pisał mgr. Szymon Gburek, pracownik Zakładu Fizyki Słońca Centrum Badań Kosmicznych we Wrocławiu:
"W bardzo grubym przybliżeniu pole magnetyczne Słońca zachowuje się tak, jakby w środku gwiazdy był umieszczony olbrzymi magnes sztabkowy (tzw. dipol magnetyczny), którego bieguny ulegają przestawieniu co 11 lat, by po następnych 11 latach powrócić do pozycji wyjściowej. W 1961 roku Horacy Babcock objaśnił ten 22-letni cykl zmian pola magnetycznego za pomocą efektów związanych z nierównomiernym ruchem obrotowym Słońca.W rejonach równikowych nasza gwiazda dzienna wiruje szybciej niż w okolicach biegunów (taki efekt nazywamy rotacją różnicową). W początkowej fazie 11-letniej połówki cyklu aktywności proste pole "magnesu sztabkowego" (tzw. pole dipolowe) jest odkształcane i wzmacnianie przez rotację różnicową. Pole magnetyczne Słońca zaczyna przypominać kształtem torus - bryłę geometryczną wyglądającą jak obwarzanek. Na obu półkulach słonecznych wzrasta liczba obszarów aktywnych, które układają się w dwa zbliżające się do równika pasy aktywności. Obszary aktywne oddziałują ze sobą magnetycznie, czemu towarzyszy lokalne uproszczenie geometrii pola magnetycznego (często połączone z silnym rozbłyskiem). Plazma z resztkami pola dryfuje następnie ku biegunom Słońca. Odtworzone w ten sposób pole dipolowe ma zmienioną biegunowość, ponieważ "resztki pola" najczęściej mają przeciwną orientację niż pole wyjściowe.
Okresy, w których pole magnetyczne Słońca przypomina kształtem pole dipola, noszą nazwę minimów aktywności. Słońce jest wówczas stosunkowo spokojne i ma niewiele obszarów aktywnych. Mniej więcej w środku każdej połówki 22-letniego cyklu, gdy pole magnetyczne upodabnia się do torusa, na Słońcu pojawiają się liczne i silnie oddziałujące ze sobą obszary aktywne. Takie okresy nazywamy maksimami aktywności."
Mimo tych wszystkich burzliwych zjawisk magnetycznych z cyklicznym przebiegunowaniem włącznie ,Słonce dalej kręci się w tą samą stronę,że o "wywrotce" nie wspomnę.
Na marginesie dodam,że nadchodzący cykl aktywności Słońca będzie o 30-50% silniejszy od poprzedniego. Poza tym rozpocznie się nawet o rok później - tak wynika z prognoz otrzymanych z modelu dynamiki Słońca.Naukowcy są pewni swoich prognoz - testując model na poprzednich ośmiu cyklach słonecznych wyznaczyli jego dokładność na 98%. Prognozy są tworzone w oparciu o obserwacje podpowierzchniowych ruchów pozostałości plam słonecznych w dwóch cyklach poprzedzających prognozowany cykl. Według prognozy, w nadchodzącym, 24. cyklu aktywności Słońca, plamy pokryją ponad 2,5% tarczy Słońca. Cykl ma się rozpocząć pod koniec roku 2007 lub na początku 2008 - od 6 do 12 miesięcy później, niż średnio powinien się rozpocząć. Szczyt aktywności ma przypadać na 2010-2012 rok. Wkrótce naukowcy zajmą się prognozowaniem kolejnego, 25. cyklu, którego aktywność osiągnie maksimum we wczesnych latach 20.
30-50% większa aktywność niż w trakcie ostatniego maksimum,to raczej nie hiperaktywność,o której trąbi P.G....A to,że szczyt ma przypaść akurat w wygodnym dla gerylowskiej tezy terminie...Cóż wiadomo to było od dawna.Poprzedni przypadał na rok 2000 ale wtedy istniało spore niebezpieczenstwo,że obwieszczanie tego typu wiadomości zniknie w licznym tłumie apokaliptycznych bredni i przejdzie bez echa.Zauważmy,że przepowiedni "mistycznych" ludzie mają dosyć, na meteoryty dzięki różnym filmom,niezliczonym artykułom i ogólnemu medialnemu zamieszaniu zdążyli się "uodpornić".P.G. wypełnia lukę proponując nowy czarny scenariusz...
W każdym bądź razie jakoś bardziej przekonuje mnie raport naukowców z National Center for Atmospheric Research (NCAR) niż wizje pana P.G.,jego interpretacja majanskiego kalendarza,tysiace niezrozumiałych obliczen,łamanie gwiezdnych kodów sprzed 10 000 lat,opowieści o Atlantydzie,poszukiwanie jakis zakopanych w egipskim piachu "kapsuł czasu",w których ponoc ma być pozostawiona nam przez Atlantów instrukcja ratunkowa itp. itd.Należałoby również zwrócić uwagę na to,że P.G. podaje datę dzienną rzekomego kataklizmu(ten temat był już poruszony wyżej)...Współcześni naukowcy mający do dyspozycji superprecyzyjny sprzęt nie umieją podać dokładnego terminu kulminacji cyklu słonecznego,wachanie w tym wypadku wynosi kilka miesięcy w przód lub w tył,a starożytni potrafili.No tak ale oni mieli te wzory i teorie ,o których nie śniło się żyjącym obecnie astronomom...
Wirtualna Polska przeprowadziła niedawno wywiad na temat zmian pola magnetycznego Ziemi z Prof.Jackiem Leliwą-Kopystyńskim, geofizykiem z Wydziału Fizyki Uniwersytetu Warszawskiego i Centrum Badań Kosmicznych P.A.N.Warto tu zacytować niektóre fragmenty tego wywiadu:
"Czy można to(przebiegunowanie) w jakiś sposób wiązać z burzami magnetycznymi na Słońcu?
- Nie, dlatego że pole magnetyczne Ziemi to pole pochodzące z ruchów cieczy przewodzącej prąd elektryczny, na przykład wody. Gdy płynie prąd elektryczny, powstaje pole
W.P.-Jak mogą to(przebiegunowanie) odczuć ludzie?
J.L.K.- Nie mówmy o ludziach, bo to nie ma sensu. Takiej zamiany nie sposób przewidzieć. Pole wewnętrzne Ziemi potrzebuje długiego okresu czasu na przebiegunowanie. Nie dociekajmy, co się będzie działo z ludźmi, bo od razu automatycznie nasuwa się myśl: „no tak, wyjdę z domu, pole zacznie się przebiegunowywać, kompas zacznie wariować”...
To pierwsze pytanie, jakie każdemu przychodzi do głowy.
- I ja to rozumiem. Ale moim zdaniem należy je oddalić, bo dla nas, dla naszych dzieci i wnuków jest ono bezprzedmiotowe. To jest zwykłe „gdybanie” – co by było, gdyby? Nie potrafię oszacować skutków biologicznych i tego, jak zachowałaby się biosfera, gdyby w czasie przebiegunowania całkowicie zanikło pole magnetyczne. Na pewno większej ilości słonecznych cząstek naładowanych udałoby się dotrzeć do Ziemi, ponieważ cząstki te normalnie odchylają się w wyniku działania pola magnetycznego naszej planety.
Moje pytania nieprzypadkowo zmierzają w kierunku dość popularnej ostatnio w Internecie teorii, według której w 2012 roku czeka nas przebiegunowanie Ziemi, z czym będą się wiązały niewyobrażalne wprost kataklizmy, tsunami, trzęsienia ziemi, na domiar złego nasza planeta w końcu się zatrzyma lub nawet zacznie kręcić w drugą stronę. A nas wszystkich czeka zagłada. To wszystko przepowiedziała ponoć starożytna cywilizacja Majów.
- To są chwytliwe doniesienia. Istnieje ogromna wiara ludzi - im mniej wykształconych, tym większa - w potęgę słowa drukowanego. Napisali w książce lub gazecie, więc tak na pewno jest. Ja nie jestem w stanie polemizować z takimi teoriami. Nauka ścisła wymaga dużego przygotowania, a ktoś sobie napisze piękną bajkę, ludzie ją przeczytają, bo ten ktoś ma dar lekkiego pióra i bajka się rozwija. Nie potrafię tego
komentować.
Rozumiem. Trudno komentować doniesienia o rychłym końcu świata. Tymczasem, choć bieguny na Słońcu zamieniają się miejscami, Słońce nie zatrzymuje się ani się nie rozpada. Z Ziemią też nic się niepokojącego nie dzieje.
- Wszystkie zjawiska są ze sobą powiązane. Niektóre dążą do wygasania, jak na przykład kamień rzucony na wodę i odbijający się od powierzchni, a inne do wzbudzania, jak w tym słynnym powiedzeniu, że trzepot skrzydeł motyla na jednej półkuli może wywołać huragan na drugiej. Tylko że modelowanie takich zjawisk jest niezmiernie trudne. A że niektórzy potrafią wymyślać takie teorie i je opisywać, to chwała im za to, jak twórcom własnych pieniędzy. Poza tym otumaniają naród, który jest niewykształcony naukowo i trudno tego wymagać."
Wstawiłem tu część tego wywiadu aby w ogólnym chociaż zarysie przedstawić stosunek ludzi nauki do rozmaitych sensacyjnych rewelacji podlanych quasi naukowym sosikiem.Tak się składa,że nauka mimo najwyższego w dziejach ludzkości poziomu,nie jest w stanie udzielić odpowedzi na wszystkie pytania i wcale się tego nie wstydzi.Np.prof.Kopystynski mówi jasno,że jak dotąd nie ma zadowalającej teorii,która tłumaczyłaby dlaczego co jakiś czas dochodzi do zamiany biegunów magnetycznych naszej planety. Te luki są znakomitym nawozem,na którym bujnie rozwijają się różnorakie cudaczne wykwity w postaci takich właśnie Gerylów,Danikenów,czy całgo mrowia innych nie tak popularnych bo działających na mniej spektakularnych niwach "alternatywnych badaczy".
Zwróćmy uwagę na to,że do tej pory żaden uznany w świecie naukowy autorytet nie ustosunkował się do beznadziejnej diagnozy jaką postawił ludzkości P.G.Nikt nie zajął stanowiska wobec jego szokujących odkryć mimo,iż ten wydaje swoje książki i jeździ po świecie wzniecając neurotyczne larum.Jak to się dzieje,że prof.Stephen Hawking dołączył ostatnio do grona naukowców ostrzegających przed tragiczną w skutkach katastrofą eklogiczną związaną z bardzo wysoką emisją dwutlenku węgla do atmosfery a nie komentuje jakże sensownych i naukowo zasadnych teorii P.G. ?.Przecież dotyczą one jego "ojczystej" dziedziny bo brytyjski uczony nie jest klimatologiem a m.in. astrofizykiem(w tym wypadku nie ma wątpliwości,że wybitnym).
Odpowiedź jest prosta.Dla dbającego o swoją reputację,zajmującego się "poważnymi sprawami" naukowca P.G.jest zjawiskiem tak marginalnym,że albo najzwyczajniej w świecie nic o nim ani o jego tezach nie wie albo traktuje jak,za przeproszeniem,oszołoma,którym nie warto sobie zaprzątać głowy.A to że P.G. też jest-podobno-naukowcem...Ktoś na jednym z forów bardzo trafnie zauważył,że jeżeli ktoś legitymuje sie specjalistycznym wykształceniem nie znaczy to, że automatycznie musi byc zdrowy umysłowo a tym bardziej uczciwy. Za przykład można wziać sobie dr Jana Pająka, jaki jest Pająk, każdy widzi... Takich ludzi jest znacznie więcej i to nie tylko w naukach ścisłych.Istnieje na przykład,całe szczęście nieliczna, grupa historyków(wśród nich inny Pająk) twierdzących,że oficjalna wersja dotycząca holcaustu jest zafałszowana i zdecydowanie wyolbrzymia jego rozmiary a są wręcz i tacy ,którzy uważają,iż masowe hitlerowskie ludobójstwa to wierutne kłamstwo.Nic to,że w Oświęcimiu,Brzezince,Majdanku stoją doskonale zachowane kompleksy obozowych budynków i żyje jeszcze całkiem sporo naocznych świadków tych straszliwych wydarzen.Panowie historycy wiedzą swoje i kropka.
Wracając do tematu.Rzecz jasna poważnie poszkodowani na umyśle zwolennicy wszelkich możliwych teori spiskowych,takie mniej lub bardziej karykaturalne mutacje agenta Muldera z serialu "X Files"powiedzą,że oto mamy do czynienia z zamierzonym marginalizowaniem,ośmieszaniem,krytykowaniem odkryć P.G.,które ma na celu chociażby zapobieżenie masowej panice i ogólnoświatowemu chaosowi jaki niechybnie zapanowałby gdyby oficjalnie potwierdzono jego sensacje.Poza tym dzięki swym supertajnym źródłom,posiadają sprawdzone informacje np. o tym,że rząd U.S.A. od dawna prowadzi zakrojone na szeroką skalę przygotowania do godziny zero.Tylko nie zapominajmy,że każdy kij ma dwa konce.Można całą sytuację odwrócić i stworzyć bardziej " trzymającą się kupy" historie.Wyobraźmy sobie,że pewnym wielkim korporacjom przemysłowym zależy na zatajeniu przed opinią publiczną prawdy o ilości świnstwa jakie wypuszczają do atmosfery i o zakresie szkód tym spowodowanych.Potrzebują w związku z tym jakiegoś atrakcyjnego tematu zastępczego . Znajdują zatem takiego szalonego pasjonata jak P.G. dyskretnie go sponsorują a on nieświadomy swojej prawdziwej roli rozpowszechnia opowieści o kosmicznej katastrofie i tym samym roztacza wygodną dla swoich ukrytych mocodawców zasłonę dymną.Dzięki temu niektórzy ludzie w tym,że 18-go stycznia mamy +15st.C,huraganowe wiatry i burze widzą symptom nadchodzącego potopu a nie rezultat niebezpiecznych antropogenicznych przemian klimatycznych.Czy taki scenariusz mimo, iż wymyślony w ciągu kilku minut,nie jest bardziej realny niż spiskowe historie niezrównoważonych fantastów?
A skoro już jesteśmy przy sprawach związanych z klimatem.P.G.mówi,że katastrofa nie nastąpi bez zapowiedzi.Zwiastunami nadchodzącego kataklizmu mają być coraz częstsze anomalia pogodowe i klęski żywiołowe.Fakt, zmiany klimatyczne są wyraźne.Na naszej szerokości geograficznej najbardziej zauważalnym ich przejawem jest stopniowy zanik przejściowych pór roku.Zdania naukowców co do przyczyn takiego stanu rzeczy są podzielone.Jedni twierdzą,że główną przyczyną klimatycznych zawirowan jest efekt cieplarniany i zgubna działalność człowieka inni mówią o naturalnych wielkoskalarnych cyklach klimatycznych i nie uważają by "czynnik ludzki" miał tu decydujący wpływ.Trzecia grupa,z której zdaniem się zgadzam,szuka prawdy po środku.
Ponieważ dokładne,metodyczne pomiary meteorologiczne zapisywane według ujednoliconego klucza,prowadzone są od stosunkowo niedługiego czasu,niezwykle trudno jest dokładnie opisać jak kształtował się klimat w przeszłości,np. w średniowieczu.Można jedynie bazować na zapisach w kronikach,w których odnotowywano jakieś wyraźne pogodowe odstępstwa od ówczesnej normy.Przypuszczalnie początek drugiego tysiąclecia był relatywnie ciepły.Na ten przyklad sprowadzani do Polski francuscy i włoscy mnisi z powodzeniem uprawiali przywiezioną ze sobą cieplolubną winorośl i wytwarzali z niej klasztorne wino.Jednak z biegiem czasu w skutek co raz ostrzejszych zim uprawy marniały aż w koncu przemarzly zupełnie.Ślady tamtych czasów są tu i ówdzie widoczne do dziś jak choćby w podkrakowskim Tyncu gdzie tuż obok klasztoru Benedyktynów wznosi się pagórek o nazwie Winnica.Być może po trwającym kilka stuleci okresie chłodniejszym pzychodzi teraz cieplejszy podobny do tego średniowiecznego?
Ktoś może powiedzieć:Jak to! A trąby powietrzne w Polsce?Przecież to nienormalne!Otóż w okresie od początku czerwca do konca sierpnia takie zjawiska w naszych szerokościach są jak najbardziej normalne.Rzecz jasna nie są aż tak"powszechne" długotrwałe i gwałtowne jak w środkowych stanach U.S.A. niemniej pojawiają się i nie ma wtym nic dziwnego.Chodzi o to,że obecnie są po prostu "bardziej zauważalne".80 lat temu uwiecznienie trąby w Polsce graniczylo z cudem natomiast teraz,gdy co druga osoba posiada telefon z kamerą cyfrową zjawiska te są częściej rejestrowane póżniej pokazywane w mediach jako ciekawostki i przez to ktoś może odnieść wrażenie,że występują zdecydowanie liczniej niż powiedzmy na pocz. lat 90.
Podobnie huragan Catrina czy potężne trzęsienia ziemi jak to,które przed dwoma laty wywołało fale tsunami na Oceanie Indyjskim nie są żadną miarą kuriozalne.Od dawna ostrzegano,że miasto Nowy Orlean, jest bezpośrednio narażone na dzialanie niszczycielskiej siły huraganów, a mimo tego nie posiada odpowiedniego systemu zabezpieczen.Jakimś dziwnym trafem,cyklony tropikalne łaskawie oszczędzały stolicę jazzu aż do zeszlego roku...
Fale tsunami to także nihil novi sub sole.I błędem jest mniemanie,że ich występowanie ogranicza się jedynie do obszarów basenu Oceanu Spokojnego czy Indyjskiego.Europa, choć rzadziej, także ponosiła skutki straszliwych fal tsunami. Pierwszego listopada 1755 roku Lizbona i wiele miast wybrzeża atlantyckiego została zniszczona trzęsieniem ziemi i następującym po nim potopem spowodowanym tsunami. Zginęło kilka tysięcy osób.Fala wracała kilka razy powodując kompletny chaos. To właśnie w wyniku tego chaosu wybuchł pożar niszczący miasto przez pięć dni w skutek którego zginęło ponad 10.000 osób. Mniejsze fale tsunami dotarły także do wybrzeży Francji, Irlandii, Wielkiej Brytanii, a także aż Belgii i Holandii. Stosunkowo często, choć o niewielkiej sile, występują fale tsunami na Morzu Śródziemnym, zwłaszcza przy wybrzeżach Północnej Afryki (Algeria, Marokko), gdzie strefa przybrzeżna wykazuje stale niewielką aktywność sejsmiczną.
27 sierpnia 1883 r. o godz. 10.02 nastąpił wybuch wulkanu Krakatau o gigantycznej, niespotykanej dotąd sile.Najbardziej tragicznym skutkiem wybuchu było powstanie olbrzymich fal tsunami. Ich wysokość w Cieśninie Sundajskiej sięgała nawet 40 m. Spośród 36 417 (znanych) ofiar erupcji, ponad 35 000 zginęło wskutek ich działania. Na wybrzeżach Jawy i Sumatry zniszczonych zostało 165 wiosek.
Należy sobie uświadomć,iż tego typu,gwałtowne zjawiska przyrodnicze miały miejsce od zawsze a fakt,że pochłaniają ilościowo więcej ofiar niż kiedyś jest związany tylko i wyłącznie z wciąż rosnącą gęstością zaludnienia.Mówiąc obrazowo,żywioły napotykają na swoim niszczycielskim szlaku co raz więcej ludzi.Gdyby eksplozja Krakatau wydarzyła się obecnie, nie dziesiątki,nie setki tysięcy a prawdopodobnie miliony istnien straciłyby życie.Do deformacji obiektywnego oglądu dołącza się tutaj czynnik,powiedzmy,mediany.Jedynym świadectwem wspomnianych wyżej tragedii są ich "literackie" opisy bądź sporządzone na prędce ryciny, natomiast wstrząsających,amatorskch nagran video dokumentujących destrukcyjną falę z 2004 r.,zebrałoby się pewnie kilka dobrych godzin.Sugestywność tych obrazów i to,że te wydarzenia miały miejsce niedawno wymiernie oddziaływuje na psychikę...
Rośnie niepokój Ziemi, straszą "gerylowcy" tudzież inni szalency.Mamy do czynienia ze stałym wzrostem silnych trzęsien!To znak!... Doprawdy dobija jednokierunkowość myślenia tych ludzi i pewne bariery,poza które trudno wyjśc ich intelektom.Nie jest dla nich ważne to,że światowa sieć obserwatorów sejsmicznych wciąż się rozwija i jesteśmy obecnie w stanie wykrywać i odnotowywać znacznie więcej przejawów aktywności skorupy ziemskiej,niż przed kilkudziesięciu laty.Z właściwą każdemu armagedonowemu fanatykowi małostkowością we wszelkich przejawach żywotności naszego globu doszukują się ewidentych oznak nadciągającej hekatomby.
Na koncu tego wątku ,niejako samoistnie,rodzi się pytanie: Jaka jest do ciężkiej cholery korelacja między opisywanymi wyżej sprawami a właściwą przyczyną rzekomej zagłady,czyli hiperaktywnością Słonca,która ma podobno nastąpić dopiero za pięć lat?Ano żadna!Jedno z drugim nie ma najmniejszego związku.
Mamy tu do czynienia z ewidentnym pasożytnictwem.Z żerowaniem na ludzkiej łatwowierności i niewiedzy.Z brutalnym,siłowym "ugniataniem" faktów, byleby tylko dały sie wkomponować w opętanczą teorię o wszechzagładzie.
Zastanawiające są intencje P.G.Do czego ten gość dąży?Propozycji jest kilka. Motywem najbardziej oczywistym jest cyniczna chęć zarobienia dużych pieniędzy.Wzbogacenia się na wcale licznym sektorze turbonaiwnych niedokształconych bliźnich.Jest to wytłumaczenie jak najbardziej racjonalne i na nim właściwie możnaby poprzestać,aczkolwiek przyglądając się się temu z jaką pasją i przekonaniem pan astronibyfizyk wygłasza swe "bombastyczne" objawienia można odnieść wrażenie,że rzeczywiście święcie wierzy w to co mówi.Jeżeli istotnie nie mamy do czynienia ze zgrabnym zabiegiem marketingowym to należy Belga traktować w kategoriach osoby o znacznie ograniczonej poczytalności i dać mu święty spokój.
Istnieje też możliwość taka mianowicie,że P.G. ma poczucie misji.Jest wrażliwym,delikatnym człowiekiem,który nie moze już dłużej patrzeć na to jak instrumentanie człowiek traktuje matke nature i w związku z powyższym postanowił zadziałać.Zresztą niektóre wypowiedzi pana katastrofisty wyraźnie na to wskazują.P.G.Mówi tak:
" Pozakładali rodziny, mają konta, są coraz grubsi jedząc tonami mięso naszych młodszych braci zwierząt zabijając je bestialsko w sposób przemysłowy i... już myślą o zakupie domów dla dzieci, a potem dzieci swoich dzieci. Do samochodów wlewają benzynę mając gdzieś, że w ten sposób niszczą naturalny balans naszej planety, bo ropa naftowa nie jest przypadkiem akurat tam, gdzie jest... Mają gdzieś ziemię i jej problemy, bo liczy się dla nich ich własne "ustawienie się, wygoda, luz, zabawa i przyjemność". Kiedy im o tym mówię - pogardliwie się śmieją i wracają do swojego grajdołka. I myślą, że tak będzie wiecznie. Ale ja zburzyłem ich spokój, bo... Musi coś się stać, żeby zatrzymał się ten ich głupkowaty galop! Wszyscy czują, że to nie może trwać wiecznie, tylko nikt nie wie, jak to będzie wyglądać. A przecież wystarczy sięgnąć do zapisów ludzi, którzy żyli na Ziemi przed wiekami. Oni dokładnie opisali, jak będzie wyglądało "przebudzenie naszej planety". Co, że nie wierzą mi? Nie muszą. Nie chcę nikogo straszyć, nie taki jest mój cel. Chcę tylko pokazać pewien wariant. Na ile on jest prawdopodobny? Odpowiedź na to pytanie pozwól, że zachowam dla siebie... (śmiech).
" Naprawdę będę się cieszył, jeśli znajdzie się choć jedna osoba, która pomyśli nad tym, co się dzieje wokół. I nie trzeba czekać na jakąś wielką katastrofę, która kiedyś tam nastąpi, w 2012 czy kiedy indziej. Dlaczego? Bo ta katastrofa już się zaczęła i trwa w najlepsze od wielu lat, a my jesteśmy jej jedynymi sprawcami. I tylko ślepi tego nie widzą..."
Gdyby tak faktycznie było,tzn.gdyby P.G. uznał że ma do wypełnienia wielkie posłannictwo( co jest nota bene klinicznym objawem odchyłów)w postaci budzenia Ziemian ze zgubnego letargu poprzez wykreowanie,w jego ocenie,wymowngo apokaliptycznego obrazu przyszłości i tym samym skłonienie nas do zadumy nad własnym jestestwem, jego jakością i sensem,to by oznaczało,że pan naczelny katastrofista początku XXI wieku ma arcygówniane pojęcie na temat pewnych psychologicznych prawideł rządzących ludzkim posępowaniem.Ktoś przekonany o zbliżającym sie katakliźmie,głęboko w tylniej części ciała miałby braci większych i mniejszych a już na pewno nie prowadzłby uszlachetniających dusze deliberacji na tematy egzystencjalne,tylko kombinowałby z całych sił jak tu uratować własny tyłek oraz tyłki nośników jego materiału genetycznego czyli tak zwaną najbliższą rodzinę.
Jak by na to nie patrzeć nawet jeśli działalnośc P.G. dopinguje dążenie do szlachetnych w jego osądzie celów to w ogólnym rozrachunku jest ona zdecydowanie szkodliwa.Mamy tu do czynienia z klasyczną otępiającą a co najgorsze ofensywną kazuistyką i bezczelnym praniem mózgu urządzanym pod przykrywką działan naukowych.I jakkolwiek,póki co,aktywność P.G. nosi znamiona nieszkodliwej dewiacji to wraz z zbliżaniem się wyznaczonej przez "siewców strachu" daty może przybrać rozmiary niepokojące.W mojej opinii każdy racjonalnie myślący człowiek na miarę swoich możliwości powinien zwalczać tego rodzaju zabobony chociażby z uwagi na szacunek dla zdrowego rozsądku.
P.S. przepraszam za moją chorobliwąskłonnośc do dygresji.
|
Odpowiedz