Black Sabbath, ezoteryka i zjawiska paranormalne
Opublikowano w dziale Strefa mroku
Black Sabbath to zespół, który już samą nazwą wzbudza skojarzenia z okultyzmem i mroczną sferą rzeczywistości. W latach 1970-tych wprowadzili do muzyki heavymetalowej elementy grozy i mistycyzmu, budząc kontrowersje i fascynację. Ich wizerunek sceniczny – od ponurych riffów po okładki płyt z demonicznymi motywami – sprawił, że zespół dorobił się legend pełnych ezoteryki i zjawisk paranormalnych.
_wikipedia_1280px.webp)
Co jednak kryje się za tym mrocznym wizerunkiem? Czy Książę Ciemności Ozzy Osbourne i jego koledzy mieli za sobą jakieś doświadczenia o charakterze paranormalnym? Dziś przyjrzymy się historii Black Sabbath pod kątem ezoterycznych inspiracji i trudnych do wytłumaczenia zdarzeń, które mogły mieć znaczący wpływ na ich karierę.
Początki Black Sabbath i fascynacja grozą
Zanim Black Sabbath stali się pionierami metalu, nosili nazwę Earth i grali ciężkiego bluesa. Przełom nastąpił, gdy muzycy dostrzegli, jak bardzo publiczność fascynuje się elementami budzącymi lęk. Według legendy Geezer Butler lub Tony Iommi zauważyli kolejki ludzi czekających na seans filmu grozy „Black Sabbath” (w wersji polskiej „Czarne Święto”) z Borisem Karloffem z 1963 roku. Uświadomili sobie wtedy, że odbiorcy płacą, by się bać – i że ten sam dreszcz emocji można wywołać muzyką.
W 1969 roku zespół przyjął nazwę Black Sabbath i zaczął tworzyć utwory inspirowane klimatem horroru. Już pierwsze dźwięki kompozycji „Black Sabbath” – odgłosy burzy, bicie dzwonu, złowrogi riff gitarowy – budują atmosferę rodem z filmu grozy. Ten utwór, oparty na trójdźwięku diabelskim (trytonie zwanym diabolus in musica), uchodzi za pierwszy tak otwarcie „straszący” numer w muzyce rockowej.
Co ciekawe, muzycy początkowo nie zdawali sobie sprawy, że używają zakazanego w średniowieczu interwału – riff powstał przypadkiem, pod wpływem klasycznej suity „Mars” Gustava Holsta, której fragmenty Butler ćwiczył na gitarze basowej dzień wcześniej. Niezależnie od genezy, mroczne brzmienie Black Sabbath stało się ich znakiem rozpoznawczym i otworzyło drzwi do tematyki okultystycznej w muzyce popularnej.
Okultystyczne inspiracje i nawiedzona noc Geezera Butlera
Teksty Black Sabbath od początku pełne były odwołań do szatana, piekła i czarnej magii – w dużej mierze za sprawą basisty Geezera Butlera, głównego autora tekstów.
Butler wychował się w rodzinie katolickiej, co paradoksalnie rozbudziło jego ciekawość „drugiej strony”. Jako młody chłopak zaczytywał się w literaturze okultystycznej, sięgał po książki o astrologii, projekcjach astralnych i satanizmie. Fascynowały go pisma kontrowersyjnych okultystów pokroju Aleistera Crowleya czy powieści grozy Dennisa Wheatleya.
W Anglii końca lat 1960-tych panowała moda na mistycyzm – wydawano magazyny w rodzaju „Man, Myth & Magic”, a czarna magia przenikała do popkultury. Butler, chłonąc tę atmosferę, urządził nawet swoje mieszkanie w iście diabelskim stylu: ściany pomalował na czarno, porozwieszał odwrócone krzyże i obrazki przedstawiające demony.
W tym okresie Ozzy Osbourne postanowił sprezentować Geezerowi starą księgę okultystyczną. Był to ponoć średniowieczny grymuar oprawiony na czarno, pełen tajemnych symboli i łacińskich modlitw do ciemnych mocy. Butler, zaintrygowany, przeczytał przed snem kilka stron tej mistycznej lektury i położył księgę obok łóżka.
Tej nocy wydarzyło się coś, co na zawsze zmieniło jego podejście do czarnej magii. Geezer obudził się z poczuciem czyjejś obecności – i ku swojemu przerażeniu ujrzał czarną postać stojącą u stóp łóżka. Była to wysoka, mroczna sylwetka o nieprzeniknionej twarzy, która po prostu stała i wpatrywała się w niego. Sparaliżowany strachem muzyk tylko przez chwilę mógł obserwować zjawę – po czym tajemnicza istota zniknęła.
Gdy Butler w końcu doszedł do siebie, pierwszym odruchem było sprawdzenie książki. Ku jego zdumieniu grymuar zniknął, choć nikt obcy nie mógł wejść do mieszkania. Rankiem opowiedział o wszystkim Osbourne’owi – a ten, równie wstrząśnięty, napisał na kanwie tej historii słowa do utworu „Black Sabbath”. Tekst piosenki wprost nawiązuje do wizji Geezera: „What is this that stands before me? / Figure in black which points at me...” („Cóż to stoi przede mną? / Postać w czerni, która wskazuje na mnie...”). Tak narodził się utwór, który otwiera debiutancki album i właściwie cały nowy gatunek muzyki metalowej.
Doświadczenie z nocną zmorą otrzeźwiło Butlera – przyznał później, że przeraził się na dobre i porzucił dalsze eksperymenty z magią. Wyznał, że wizja demona „wygoniła go z powrotem” do wartości wyniesionych z katolicyzmu. Mimo to jego fascynacja duchowością nie zniknęła całkowicie, a zamiast praktykowania okultyzmu skierowała się w stronę muzyki. Dzięki temu w tekstach Black Sabbath wciąż roiło się od diabłów i czarnych mszy, ale zwykle pojawiały się one w charakterze przestrogi.
Geezer Butler podkreślał, że utwór „Black Sabbath” miał ostrzegać ludzi przed zabawą w czary i satanizm, które pod koniec lat 1960-tych stawały się w Anglii popularne. Podobnie w innych piosenkach – od „N.I.B.” po „Lord of This World” – zespół kreślił wizje kuszenia złem, by ostatecznie przekazać słuchaczom, że igrając z diabłem można obudzić prawdziwe zło. Paradoksalnie więc, choć Black Sabbath uchodzili za zespół „satanistyczny”, w ich przekazie było więcej moralitetu niż diabelskiej agitacji.
Mistyczna obecność i „piąty członek” zespołu
Mroczne moce zdawały się jednak nadal towarzyszyć Black Sabbath – przynajmniej według tego, co odczuwali sami muzycy. Wiele lat później wspominali oni, że w początkach kariery czuli dziwną, niewytłumaczalną obecność, zupełnie tak, jak gdyby istniał piąty członek zespołu.
Tony Iommi wyznał w wywiadach, że kiedy tworzyli pierwsze utwory, mieli wrażenie, iż ktoś ich prowadził niewidzialną ręką. Gitarzysta opisuje to tak: „Kiedy zaczęliśmy grać ten nasz nowy, mroczny materiał, czuliśmy, że to nie do końca my – jakby jakaś siła nad nami czuwała i kierowała, co mamy robić”.
Podobnie perkusista Bill Ward opowiadał, że podczas pracy nad pierwszymi trzema albumami zdarzało im się przychodzić na próby z poczuciem, iż piosenki są już gotowe, jakby podsunięte przez kogoś spoza zespołu. Muzycy żartowali półserio, że Black Sabbath to „zjawisko”, a nie tylko zwykła kapela rockowa – bowiem utwory i pomysły jakby spływały do nich z innego wymiaru.
Po latach Iommi i spółka przytaczali różne dziwne przypadki na potwierdzenie tych odczuć. Na przykład podczas jednej z tras mieli zauważyć charakterystyczne zbiegi okoliczności: gdy ktoś z nich wskazywał przez okno na mijany bar czy sklep, natychmiast gasło w nim światło. Takie sytuacje, powtarzające się regularnie, utwierdzały ekipę Sabbathów w przekonaniu, że podąża za nimi coś niematerialnego, jakaś dziwna stale im towarzysząca nieuchwytna siła.
Bill Ward wyznawał: „Byliśmy wtedy ze sobą tak zżyci, że staliśmy się niemal jednym organizmem. Ta tajemnicza piąta istota była dla nas realna – czuliśmy, że jest obok i czuwa”. Można te relacje interpretować jako metaforę niezwykłej muzycznej więzi między artystami, lecz sami zainteresowani sugerowali, że chodzi o coś więcej – mistycznego opiekuna, dzięki któremu zespół przetrwał wiele trudnych chwil.
Wspólne sny i zjawa w czerni
Jeszcze bardziej niesamowitym epizodem z dziejów Black Sabbath są relacje o współdzielonych snach członków grupy. Bill Ward zdradził w jednym z wywiadów, że w latach 1970-tych zdarzało się jemu, Ozzy’emu, Tony’emu i Geezerowi śnić dokładnie to samo.
Muzycy mieli niezależnie od siebie powtarzający się sen o tajemniczej postaci – czymś w rodzaju kapłana lub mnicha, który nawiedzał ich w nocnych wizjach. Ward opowiadał, że ów enigmatyczny mnich-widmo pojawiał się we śnie każdego z nich, jakby przechodząc od jednej świadomości do drugiej.
Co ciekawe, perkusista nie odczuwał lęku przed tą zjawą – wręcz przeciwnie, interpretował ją jako dobry omen. „Postrzegałem go jak anioła stróża” – przyznał muzyk, który zresztą deklarował zamiłowanie do historii o duchach. W jego opinii tajemniczy przybysz senny chronił zespół, zamiast mu zagrażać.
Wszyscy członkowie kapeli byli jednak zaskoczeni tym zjawiskiem – jak to możliwe, że czterech różnych ludzi doświadczało identycznego snu? Takie parapsychiczne epizody tylko jeszcze bardziej umocniły wizerunek Black Sabbath jako grupy owianej nadprzyrodzoną aurą.
Można spekulować, czy były to efekty życia w ciągłym stresie i bliskich relacji (synchronizacja podświadomości), czy faktycznie działały tu siły nie z tego świata. Zarówno dla fanów jak i samych muzyków wspólne sny stały się częścią fenomenu otaczającego zespół.
Klątwa satanistów i historia noszenia krzyży
Tematyka okultystyczna w tekstach i mroczny wizerunek przyciągnęły do Black Sabbath nie tylko zwykłych fanów, ale i ludzi naprawdę zaangażowanych w czarną magię. Już w początkach kariery po koncertach podchodzili do muzyków osobnicy ubrani w czarne szaty, z twarzami umalowanymi na biało, którzy zapraszali ich na rytuały i czarne msze.
„Nie mogłem uwierzyć, że istnieją ludzie, którzy na serio praktykują okultyzm” – wspominał po latach Ozzy. Opowiadał, że po jednym z występów podeszła do nich grupa satanistów z propozycją, by Black Sabbath zagrali na specjalnym obrzędzie w Stonehenge, miejscu kojarzonym z pogańską magią. Muzycy – choć flirtowali z mrocznym wizerunkiem – w rzeczywistości nie chcieli mieć nic wspólnego z prawdziwym kultem diabła. Grzecznie (a może raczej dosadnie) odmówili: Osbourne roześmiany stwierdził, że „jedynymi złymi duchami, które go interesują, są whiskey, wódka i gin”. Niestety, “czarni magowie” nie potraktowali tej odmowy z humorem. Oburzeni, oświadczyli, że rzucają na Black Sabbath klątwę.
Początkowo członkowie zespołu zbywali to śmiechem – cała sytuacja wydawała się niedorzeczna. Wkrótce jednak zdarzyło się coś niepokojącego. Menedżer grupy otrzymał telefon od osoby przedstawiającej się jako “przewodnicząca białych czarownic Wielkiej Brytanii”.
Owa samozwańcza „biała czarownica” poinformowała, że dowiedziała się o klątwie rzuconej na zespół i zaoferowała pomoc. Poradziła muzykom, by dla ochrony nosili przy sobie krzyże, a ona ze swojej strony odprawi rytuał zdejmujący urok. Brzmiało to jak scenariusz tandetnego horroru, ale Black Sabbath – mając świeżo w pamięci niecodzienne zdarzenia, jak choćby historia Geezera z demonem – postanowili nie kusić losu.
Od tej pory każdy z członków grupy zaczął nosić na szyi pokaźny metalowy krzyż. Co więcej, te konkretne krucyfiksy wykonał własnoręcznie ojciec Ozzy’ego, który pracował w fabryce metali. Wyciął dla syna i jego kolegów solidne, ciężkie krzyże z kawałków blachy. Tak uzbrojeni w święte symbole muzycy czuli się bezpieczniej – a przy okazji dodali do swojego wizerunku nowy charakterystyczny element. Od tamtej pory krzyż stał się niemal częścią scenicznego „munduru” Black Sabbath.
Czy klątwa faktycznie istniała i została zdjęta, czy też było to tylko placebo – trudno ocenić. Faktem jest, że nic złego zespołowi się nie stało, a historia o sabacie czarownic, klątwie i ochronnych krzyżach przeszła do legendy rocka. Geezer Butler podsumował kiedyś tę przygodę krótko: „Wszystko to brzmi jak czyste hokum” – ale zarazem przyznał, że cała czwórka wolała nie ryzykować.
Można więc powiedzieć, że ironicznie Sabbaci sami chronili się przed tym, o czym śpiewali na scenie. Ta anegdota pokazuje też dystans zespołu do własnego mrocznego wizerunku – z jednej strony wykorzystywali satanistyczną estetykę, z drugiej otwarcie mówili, że są przeciwko Szatanowi i nie wspierają go.
Seans spirytystyczny z tablicą Ouija
Skłonność do igrania z nieznanym dała o sobie znać również poza sceną. W pewnym momencie kariery muzycy Black Sabbath postanowili spróbować klasycznej metody nawiązania kontaktu z zaświatami – czyli seansu spirytystycznego. Zakupili słynną tabliczkę Ouija, by przekonać się, czy rzeczywiście można za jej pomocą wywołać duchy.
Według wspomnień Osbourne’a cała przygoda zakończyła się zanim na dobre się zaczęła. Muzycy zasiedli do seansu pełni niedowierzania, lecz też podekscytowani. Niestety (albo na szczęście), szybko sami się nieźle nastraszyli. Ozzy opowiadał, że podczas krótkiej sesji z tablicą Ouija wydarzyło się coś niespodziewanego – każdy z uczestników poczuł przejmujący dreszcz, jakby w pokoju rzeczywiście pojawiła się jakaś niewidzialna obecność. Nikt nie odważył się kontynuować zabawy. W efekcie zerwali seans w popłochu, a plansza spirytystyczna skończyła diabli wiedzą, gdzie.
Ta przygoda uświadomiła im, że flirtowanie z duchami nie jest najlepszym pomysłem nawet dla zespołu o tak demonicznej reputacji. Osbourne skwitował to po latach krótko: „Napędziliśmy sobie tylko nawzajem stracha i na tym się skończyło”. Widać wyraźnie, że choć muzycy nie wierzyli do końca w spiritystyczne rewelacje, to jednak podświadomie obawiali się, że po drugiej stronie kurtyny rzeczywiście coś może czyhać.

Duch w zamku Clearwell
Na szczególną wzmiankę zasługuje zdarzenie z okresu nagrywania albumu „Sabbath Bloody Sabbath” w 1973 roku, kiedy to Black Sabbath na własnej skórze doświadczyli spotkania z – jak twierdzili – prawdziwym duchem.
Wszystko zaczęło się od kryzysu twórczego po czwartej płycie. Zespół przez kilka miesięcy bezskutecznie próbował komponować nowy materiał w studiach w Los Angeles. Zmęczeni i wypaleni, postanowili zmienić otoczenie na bardziej inspirujące.
Wybór padł na stary angielski zamek Clearwell w hrabstwie Gloucestershire – posępna, zabytkowa twierdza miała pomóc im przywołać natchnienie. Nie bez znaczenia był fakt, że miejsce to owiane było legendami o swoich własnych upiorach. Wcześniej nagrywały tam m.in. zespoły Led Zeppelin i Deep Purple, szukając klimatu dawnej epoki.
Black Sabbath ulokowali się w zamczysku i zaczęli próby w podziemnych lochach. Rzeczywiście, aura miejsca zadziałała – wkrótce Tony Iommi wymyślił ciężki riff do utworu „Sabbath Bloody Sabbath”, który stał się osią nowej płyty.
Jednak poza muzycznymi olśnieniami zaczęły dziać się tam rzeczy dziwne i niepokojące. Tony opowiadał po latach historię pewnej nocy spędzonej w Clearwell Castle. W dużej sali kominkowej rozpalono ogień, a Ozzy zdrzemnął się na kanapie obok. W pewnym momencie żar wypadł z paleniska i zaprószył ogień na dywanie. Wybuchła mała pożoga – na szczęście wokalista w porę się obudził i zdołał uciec, nim ogień strawił kanapę. Po tym incydencie muzycy byli już w stanie napięcia, ale to był dopiero początek osobliwej nocy.
Kilka godzin później Iommi i Osbourne przemierzali akurat długi korytarz prowadzący do zamkowej zbrojowni. Nagle, w migoczącym świetle pochodni, zobaczyli jakąś postać idącą korytarzem w ich stronę. Był to wyraźny kształt człowieka, który jednak poruszał się bezgłośnie. Muzycy zawołali, próbując dociec, kto to – ale nieznajomy zniknął za drzwiami zbrojowni.
Zaciekawieni (mimo strachu) Ozzy i Tony pobiegli za nim. Ku ich zdumieniu okazało się, że w pomieszczeniu nikogo nie ma, a jedyne drzwi wyjściowe były zamknięte od wewnątrz. Żaden żywy człowiek nie miał prawa uciec z zbrojowni bez otwierania drzwi, które wymagały klucza. Rockmani stali więc osłupiali, uświadamiając sobie, że najprawdopodobniej zobaczyli jednego ze słynnych duchów Clearwell Castle. Jak przyznali, ogarnął ich lodowaty lęk – paradoksalnie dużo większy niż ten, który sami starali się wzbudzać u słuchaczy swoją muzyką. Iommi przyznał: „Byliśmy tak przerażeni, że nawzajem nakręcaliśmy swój strach. W końcu stwierdziliśmy, że dłużej tam nie wytrzymamy”.
Od tego momentu sytuacja w zamku wymknęła się spod kontroli – muzycy zaczęli płatać sobie nawzajem okrutne figle, by odreagować stres, ale to tylko potęgowało atmosferę grozy. Każdy bał się, że pada ofiarą kolejnego żartu albo... działania sił nieczystych.
W końcu doszło do tego, że po skończonych sesjach nagraniowych wszyscy bali się nocować w zamku. Członkowie Black Sabbath woleli wieczorem wsiąść do samochodów i jechać na noc do swoich domów lub hotelu, niż zostać sam na sam z ewentualnym upiorem w średniowiecznych murach. Geezer Butler z przekąsem zauważył potem, że to zabawne – “taka satanistyczna kapela, a uciekaliśmy co noc z własnej kwatery ze strachu przed duchami”.
Mimo tych dramatycznych przeżyć sesja w Clearwell okazała się owocna artystycznie, a opowieść o spotkaniu z duchem zamku trwale weszła do kanonu anegdot rockowych. Sam zamek zaś do dziś przyciąga uwagę fanów muzyki i zjawisk paranormalnych jako miejsce, gdzie nawet Black Sabbath musieli uznać wyższość sił nadprzyrodzonych.
Ale przecież to tylko taki wizerunek…
Historie opisane powyżej pokazują, jak silnie ezoteryka i zdarzenia paranormalne splotły się z legendą Black Sabbath. Warto jednak spojrzeć na nie z pewnym dystansem. Członkowie zespołu nieraz podkreślali, że ich mroczny wizerunek to w dużej mierze kreacja artystyczna i odpowiedź na zapotrzebowanie fanów.
Ozzy Osbourne mawiał, że satanistyczna otoczka dawała Black Sabbath darmową reklamę – kontrowersje napędzały popularność. Już pierwszy album sprzedawał się doskonale, częściowo dzięki temu, że ludzie byli zaintrygowani „diabelską” muzyką zakazaną przez rodziców. Zespół umiejętnie podsycał tę aurę tajemnicy, ale prywatnie jego członkowie mieli do spraw okultyzmu zdrowy dystans. Nie byli wyznawcami Szatana ani członkami żadnej sekty, a wiele strasznych scenariuszy traktowali z przymrużeniem oka.
Co więcej, Geezer Butler – główny autor „demonicznych” tekstów – zawsze uważał się za chrześcijanina i był zaskoczony, gdy oskarżano go o propagowanie zła. Utwór „After Forever” wprost deklaruje wiarę w Boga, a „War Pigs” potępia zło (choć opakowane w obraz czarownic na sabacie).
Sam Butler tłumaczył, że kompozycja nosząca tytuł „Black Sabbath” powstała jako przestroga przed czarną magią. W jego oczach zespół był wręcz bliższy chrześcijańskiej moralności niż kultowi ciemności, tylko wyraził to językiem grozy.
Kiedy w latach 1970-tych w USA różne grupy religijne atakowały Black Sabbath za rzekomy satanizm, muzycy byli zdumieni. W Europie nikt nie brał ich przekazu tak dosłownie. Tam traktowano Black Sabbath jako artystów wykorzystujących estetykę horroru – dopiero w Ameryce spotkali się z falą potępienia, wynikającą często z niezrozumienia ironii i kontekstu ich twórczości.
Nie zmienia to faktu, że rzeczy niezwykłe naprawdę im się przytrafiały. Wizja demona u Geezera, zbiorowe sny, spotkanie z duchem czy historia rzekomej klątwy – wszystko to zostało udokumentowane we wspomnieniach muzyków i relacjach prasowych.
Spokój po latach? Nic z tego!
Opisane powyżej wydarzenia z lat 1969–1973 to najbardziej znane i udokumentowane paranormalne historie związane z Black Sabbath. Trzeba przyznać, że później – w kolejnych dekadach – podobne sensacyjne epizody już nie pojawiały się wokół zespołu tak często ani w tak dramatycznej formie. Dlaczego? Na pewno pewien wpływ miał rozpad oryginalnego składu (Ozzy Osbourne odszedł w 1979 r., a Black Sabbath kontynuował działalność z innymi wokalistami). Być może z czasem muzycy nieco zdystansowali się od otwartego igrającego z ogniem wizerunku – choć nadal chętnie eksplorowali mroczne motywy w muzyce, to prywatnie dojrzali i uspokoili się.
W latach 1980-tych i 1990-tych zespół Black Sabbath dalej tworzył utwory o czarownicach, demonach i widmach (np. album Headless Cross z 1989 r. nawiązuje tytułem do legendy o nawiedzonym skrzyżowaniu), ale nie było już słychać o sytuacjach, by podczas nagrań czy tras koncertowych spotykali prawdziwe zjawy. Można odnieść wrażenie, że prawdziwe paranormalne zdarzenia były domeną burzliwej młodości zespołu – później magia ustąpiła miejsca prozie życia rockmana (która i tak była pełna ekscesów, lecz raczej natury przyziemnej).
Nie znaczy to jednak, że duchy całkiem opuściły towarzystwo Black Sabbath. Wręcz przeciwnie – do dziś żyjący członkowie zespołu chętnie wracają we wspomnieniach do swoich dawnych niewytłumaczalnych przeżyć i nadal wierzą, że w ich historii było „coś więcej”.
Geezer Butler – który po osobliwych doświadczeniach w latach 1970-tych przestał bawić się w okultyzm – pozostał osobą wierzącą w istnienie niewytłumaczalnego. W swojej autobiografii i wywiadach wspomina chociażby własne spotkania z fenomenami typu deja vu czy przeczucia, których nie potrafi logicznie wyjaśnić. Cała czwórka oryginalnych członków Black Sabbath zachowała otwarte umysły i z biegiem lat ugruntowała przekonanie, iż pewne rzeczy „nie z tej Ziemi” naprawdę im się przytrafiły.
Co więcej, współcześnie również zdarzają się nowe „straszne” historie z udziałem legendarnych muzyków, zwłaszcza zmarłego niedawno Ozzy’ego Osbourne’a – który, swoją drogą, po przejściu na tamtą stronę stał się gwiazdą kanałów na YouTube i innych projektów, poświęconych rzekomym przekazom z zaświatów uzyskanym poprzez EVP.
Ozzy po odejściu z Black Sabbath kontynuował solową karierę pełną ekscesów (często bardziej skandalicznych niż paranormalnych), jednak na stare lata pewne zjawiska upomniały się i o niego. Jego najmłodszy syn, Jack Osbourne, pasjonuje się zjawiskami nadprzyrodzonymi – jest gospodarzem programów telewizyjnych o duchach i nieraz angażuje swoją słynną rodzinę w te przygody. W Halloween 2020 cała rodzina Osbourne’ów wzięła udział w telewizyjnym specjalnym odcinku pt. “The Osbournes: Night of Terror”, w którym wspólnie przeprowadzili nocne poszukiwanie duchów w rzekomo nawiedzonym domu-muzeum. Ozzy i Sharon Osbourne, choć na co dzień sceptyczni, z ciekawością obserwowali poczynania Jacka i jego siostry Kelly polujących na zjawy – tym razem dla rozrywki. Można powiedzieć, że Ozzy, który kiedyś uciekał z nawiedzonego zamku, później z lekkim dystansem sam badał zjawiska paranormalne wraz z rodziną.
Co jednak najciekawsze, w ostatnich latach sam dom Ozzy’ego i Sharon w Anglii okazał się mieć swoją mroczną tajemnicę. W 2022 roku państwo Osbourne po długim pobycie w USA wrócili na stałe do Wielkiej Brytanii, osiedlając się w zabytkowej posiadłości Welders House w hrabstwie Buckinghamshire. Okazało się, że nie są tam jedynymi lokatorami…
Ich syn Jack zdradził mediom, że rodzinna rezydencja Osbourne’ów jest „nawiedzona jak cholera”. Jack, który nieraz nocuje tam samotnie, wyznał, że absolutnie nie znosi przebywać w tym miejscu samemu – regularnie słyszy bowiem czyjeś kroki na pustym korytarzu, drzwi otwierające się bez przyczyny, a nawet cichą melodię śpiewaną przez niewidzialną kobietę w środku nocy. Na początku Osbournowie sądzili, że to włamywacz, ale przeszukali cały dom i nie znaleźli nikogo.
Inny świadek – przyjaciel Jacka, który pilnował domu pod ich nieobecność – potwierdził, że również słyszał dziwne kobiece śpiewy dochodzące jakby z murów. Co znamienne, posiadłość Osbourne’ów ma swoją ponurą historię: niegdyś mieścił się tam szpital psychiatryczny dla kobiet. Być może to tłumaczy obecność niespokojnych dusz, które dziś zakłócają spokój domownikom. Sharon Osbourne stwierdziła pół-żartem, że przywykli już do swoich duchów, choć budynek potrafi ich solidnie przestraszyć. Ozzy zaś – schorowany, ale wciąż mający poczucie humoru – komentował te rewelacje z przekąsem, że po wszystkim, co przeżył w życiu, duchy w domu to już nic nadzwyczajnego.
Intensywne życie z nieuchwytną siłą u boku
Black Sabbath żyli intensywnie, eksperymentowali z używkami i przemierzali świat, więc nietrudno o barwne anegdoty. Ale nawet odrzucając ewentualne koloryzowanie, widać wyraźnie, że pewne zjawiska pozostają niewytłumaczone. Być może atmosfera grozy, którą sami kreowali, przyciągała do nich osoby i sytuacje z pogranicza jawy i snu. W latach świetności stali się magnesem przyciągającym ekscentryków – od samozwańczych czarownic po zagubionych okultystów – co siłą rzeczy wplątywało ich w niecodzienne zdarzenia.
Dziedzictwo Black Sabbath łączy więc muzykę i metafizykę w jedną, nierozerwalną całość. Jako pionierzy metalowego brzmienia wprowadzili do popkultury wątki okultystyczne, inspirując setki naśladowców i rozpętując lawinę mitów. Ich piosenki do dziś pobudzają wyobraźnię słuchaczy, a opowieści o paranormalnych przygodach zespołu urosły do rangi współczesnego folkloru rockowego.
Choć Tony Iommi, Geezer Butler, Bill Ward i - zmarły niedawno - potężny rockowy duch dzielnie walczący ze słabnącym ciałem, Ozzy Osbourne, dawno porzucili sceniczne teatralia, w stworzonej przez siebie legendzie już na zawsze pozostaną mistrzami mroku. Black Sabbath pokazali, że lęk może być sztuką, a flirty z nieznanym – czy to prawdziwe, czy wykreowane – potrafią na trwałe zapisać się w historii muzyki.
Radio Paranormalium
Bibliografia:
Whatley, Jack. „Satanists once put a furious curse on Ozzy Osbourne and Black Sabbath.” Far Out Magazine, 29 sierpnia 2020.
Kielty, Martin. „Black Sabbath Started Wearing Crosses to Ward Off Curse.” Ultimate Classic Rock, 24 lipca 2019.
Polcaro, Rafael. „The evil presence that haunted the Black Sabbath members.” Rock and Roll Garage, 26 lutego 2024.
Irwin, William. „Black Sabbath and the Secret of Scary Music.” Psychology Today, 31 października 2012.
Galiher, Stephen Andrew. „Black Sabbath’s Geezer Butler Addresses Those ‘Satanism’ Accusations.” VICE, 10 grudnia 2024.
O’Neill, Christina. “Bill Ward: Black Sabbath inverted cross was a promotional ploy.” Classic Rock (Louder), 26 sierpnia 2016.
Kielty, Martin. “Tony Iommi Recalls Black Sabbath’s Spooky ‘Fifth Member’.” Ultimate Classic Rock, 22 grudnia 2020.
“BLACK SABBATH’s ‘Sabbath Bloody Sabbath’: The Haunting Story Behind a Heavy Metal Masterpiece.” Loaded Radio, 4 sierpnia 2025.
BANG Showbiz. “Ozzy and Sharon Osbourne’s U.K. Home Is Haunted.” PopCrush, 8 lipca 2024.