Ee, tego chyba nie da sie tak wymierzyć niejako "od linijki" że "najpóźniej w takim a takim okre... (rozwiń komentarz)
Ee, tego chyba nie da sie tak wymierzyć niejako "od linijki" że "najpóźniej w takim a takim okresie powinno się zdarzyć to i tamto". Sporo jest relacji od osób "czujących i widzących więcej", twierdzących że np. zmarły dziadek został opiekunem duchowym swojej rodziny. Skoro został opiekunem, to to wylucza możliwość reinkarnowania się w nowym ciele, przynajmniej do czasu aż wszyscy "podopieczni" nie przejdą na drugą stronę. Mistycy, tacy jak Sylvia Browne, na podstawie zgromadzonych przez siebie relacji twierdzą, że dusza ma do wyboru albo przeżyć określoną ilość wcieleń (które może "odhaczyć" w dowolnie przez siebie wybranym momencie i zaplanować sobie życie, które będzie trwało powiedzmy 85 ziemskich lat i w tym czasie osoba wykona to i tamto), albo przestać się wcielać i zamiast tego przyjąć inną misję, np. zostać czyimś opiekumem lub przewodnikiem duchowym.
Z tym że "nie jest możliwe aby dusza siedziała w przedsionku w nieskończoność" też bym się kłócił. Mamy przeciez przekazy od ludzi po NDE, którzy twierdzili że gdzieś "po drodze" utknęli i nie mogli ruszyć dalej, po czym po jakimś czasie wrócili do ciała fizycznego. Sporo takich przypadków przytoczył ostatnio w onetowej Strefie Tajemnic Piotr Cielebiaś. Ludzie po wybudzeniu się ze śpiączki również pamiętają "pustkę" - żadnych wspomnień, tak jak gdyby kompletnie nic się nie działo.
Ciekawe informacje przekazuje mi przyjaciółka podczas medytacji (która swoją drogą ostatnio zasypała mnie tyloma później pozytywnie zweryfikowanymi informacjami na swój temat, że czuję się jakbym spoczywał pod lawiną prezentów i pamiątek od przyjaciółki z dalekiej podróży!). Ciekawe, a jednocześnie trochę przerażające, odnośnie postrzegania czasu i innych rzeczy. Po przejściu na drugą stronę nie czuje sie w ogóle jak czas płynie, wszystko jak gdyby samo się toczy, możesz robić co chcesz, kiedy chcesz, gdzie chcesz, musisz tylko uważać żeby czegoś nie zniszczyć (ale akurat zniszczenie czegokolwiek graniczy z cudem, podobno to miejsce jest tak wypełnione światłem i miłością, że nawet jeśli przypadkiem dostanie się tam jakiś szkodnik, to odechciewa mu się niszczenia).
Ale w przedsionku - łojejku, jak mi opowiedziała co wtedy czuła to stwierdziłem, że nikomu bym czegoś takiego nie życzył. Stoisz w miejscu i nie masz pojęcia, co dalej począć, dokąd pójść. Wokół ciebie sama pustka, ciemność, nie ma nic. Wszystko, co robiłeś, kochałeś, o czym myślałeś - znika, jesteś tylko Ty sam. Coś jak śpiączka, tylko bez możliwości nawet powrotu do ciała. Upływ czasu odczuwa się tak samo, jak na Ziemi. Dziewczyna odeszła w drugiej połowie sierpnia 2015 wskutek tragicznego wypadku. O Jej odejściu dowiedziałem się od Jej taty pod koniec marca 2016. Wychodzi na to, że dziewczyna pół roku stała w miejscu, nie wiedząc co robić i czekając aż ktoś pomoże Jej przejść wreszcie na drugą stronę i zaznać spokoju.
To są oczywiście tylko przekazy, można w nie wierzyć lub nie - zostawiam je pod indywidualny osąd każdego z czytających ten wpis. Jak jest naprawdę, tego dowiemy się dopiero gdy sami odejdziemy z ziemskiego padołu.
Zresztą, nawet jeśli ktoś nie wierzy w tego typu historie, a mimo to chciałby porozmawiać z odeszłym bliskim - polecam spróbować takiej właśnie medytacji, jaką ja sam stosuję. To bardzo pomaga. U mnie to medytowanie w intencji przyjaciółki skutkuje niekiedy pięknymi, zajebiście realistycznymi świadomymi snami, zupełnie tak jakbyśmy spotkali się w realu.
|