W czasach nam współczesnych doprawdy trudno znaleźć wróżbitę, który nie wróżyłby z kart i nie byłby dostępny wyłącznie pod numerem telefonu zaczynającym się od 0-700. Większość z nas uśmiecha się, słysząc wróżby o sobie samym - dawniej jednak traktowano owe przepowiednie całkiem poważnie.
W czasach, gdy nie znano jeszcze Tarota ani innych kart, wróżono z lotu ptaków, piwa i innych ciekawych rzeczy. Najczęściej jednak przyszłość przepowiadano z popiołu i innych spalonych "elementów". Opiszę krótko trzy najpowszechniej stosowane metody.
Abakomancja, znana też jako amatomancja (od greckiego amathos, czyli piasek) jest sztuką i praktyką przepowiadania przyszłości z omenów powstających w kurzu lub z kurzu, brudu lub piasku. Czasami wróżbita używa popiołów osoby zmarłej.
Dokładne początki i metody wróżenia z czasem odeszły w zapomnienie, jest jednak pewne, że ten sposób wróżenia wynaleziony został w czasach starożytnych.
Blisko spokrewniona z abakomancją jest spodomancja, znana także jako tefromancja lub tuframancja. Polega ona na wróżeniu przy pomocy żużli, popiołów lub sadzy z ognia ofiarnego. Specyficzny typ spodomancji, który wykorzystywał wzory powstałe w popiele ze spalonych ofiar, często nazywany był tefromancją.
W średniowieczu wydrążone, prostokątne żużle interpretowano jako rychłą śmierć któregoś z członków rodziny, zaś owalnie ułożone żużle, tzw. "kołyski", zapowiadały przyjście na świat dziecka. Żużle, które utworzyły okrągły kształt, zwane "portfelami", wskazywały pomyślność, zaś "sercowate" ich ułożenie zwiastowało znalezienie kochanka.
W Szkocji wierzono, że jeśli skrzep sadzy spadł na dół komina podczas poślubnego śniadania, był to dla pary nowożeńców zwiastun chorego szczęścia.
Podobnie rzecz się miała ze spodanomancją - różnica polegała jednak na tym, iż wróżby odczytywano ze znaków rysowanych w popiele z zamkniętymi oczami.
Opracowanie: Ivellios
Na podstawie tekstów ze strony www.occultopedia.com