Pole morfogenetyczne i inteligentny projekt
Opublikowano w dziale Niewyjaśnione zjawiska
W artykule przedstawiono kontrowersyjne spojrzenie na teorię ewolucji, koncentrując się na pojęciach takich jak pole morfogenetyczne i inteligentny projekt. Autorzy krytykują materialistyczne podejście do ewolucji, które opiera się na przypadkowych mutacjach i doborze naturalnym, wskazując na problemy związane z nieredukowalną złożonością organizmów oraz brak dowodów na istnienie pośrednich form ewolucyjnych. W tekście omówiono również koncepcję Ruporta Sheldrake'a, który sugeruje, że rozwój organizmów może być kontrolowany przez niewidzialne pole morfogenetyczne, co może otworzyć nowe perspektywy w nauce i duchowości.

Współczesna nauka ateistyczna/materialistyczna uparcie stoi na stanowisku, że ewolucją rządzą tylko przypadkowe mutacje i dobór naturalny, a dziedziczność i formy organizmów kontrolowane są tylko przez DNA. Istnieje jednak dowód na to, że ta materialistyczna interpretacja jest po prostu niewłaściwa i że w każdy aspekt życia jest włączone coś innego, czemu zaprzeczają ateistyczne elity. Od początku, działanie selekcji naturalnej bardzo dobrze wyjaśnia mikroewolucję lub odmienność między gatunkami, nie jest jednak w stanie wyjaśnić makroewolucji lub pochodzenia gatunków (co stanowiło tytuł głównej pracy Darwina). Dowodów na istnienie inteligentnego projektu jest tak wiele, że na ten temat napisano całe książki, tutaj jednak możemy zreasumować kilka głównych punktów.
Pierwszy punkt to problem nieredukowalnej złożoności. Ma ona swój początek już na poziomie komórkowym. Darwin i jego zwolennicy, jak na przykład Huxley, wyobrażali sobie, że komórki są prostymi bryłami cytoplazmy, podczas gdy tak naprawdę są one niewiarygodnie złożonymi strukturami, w których zazwyczaj mają miejsce rozmaite złożone reakcje chemiczne włączające bardzo duże i złożone cząsteczki. Wszystkie komponenty komórki muszą działać w taki sposób, by komórka mogła żyć. Na przykład, pewne organizmy komórkowe poruszają się dzięki wodzie, poruszając wyrostkiem zwanym wicią, który jest strukturą wykazującą niesamowite podobieństwo do pewnego rodzaju silnika elektrycznego z naładowanymi elektrycznie wirnikami i pierścieniami stojanu. Każda część tej struktury już od początku musi być na swoim miejscu, by ta struktura mogła działać; gdyby ta struktura "ewoluowała" stopniowo, wówczas w pewnych fazach rozwoju komórka mogłaby posiadać tylko, na przykład, bezużyteczny stojan i nic poza nim. Taki bezużyteczny dodatek mógłby unieruchomić organizm i zamiast zapewniać mu przetrwanie, zapewnić jego koniec. System transportu pęcherzykowego w komórce również jest w pewnym stopniu złożony; przenosi on enzymy (pewne typy białek) z rybosomów, gdzie są wytwarzane, do lizosomów, gdzie są wykorzystywane. Oprócz komórkowej, istnieją również inne liczne przykłady nieredukowalnej złożoności, jak na przykład różne rodzaje oczu, które "wyewoluowały" u różnych rodzajów stawonogów, głowonogów i kręgowców, zawsze obejmują one nadzwyczajnie złożone struktury i nawet bardziej złożone reakcje chemiczne, które muszą zachodzić w odpowiedniej kolejności. Lotki ptasich piór, przy swojej złożoności, strukturze rozgałęzienia i promienistości, gdyby były tylko częściowo rozwinięte, byłyby bezużyteczne przy izolacji cieplnej lub podczas lotu.
Około pół miliarda lat temu, gdy tylko zaistniały organizmy komórkowe, nie posiadały one jakiejkolwiek większej złożoności i dzięki temu zostały odpowiednio oznaczone. Nagle, w okresie zwanym eksplozją kambryjską, pojawiła się cała chmara złożonych zwierząt. Posiadały one nogi i pazury, a nawet oczy, od początku w pełni ukształtowane. Darwinowska ewolucja nie potrafi tego wyjaśnić.
Istnieje więc problem morskich zwierząt, które "nagle" rozwijają się do zwierząt lądowych, lub zwierząt lądowych wracających do morza, a nawet wzbijających się w powietrze, przy czym nie istnieje między nimi żaden prawdziwy pośredni gatunek. Raz w wodzie były skorupiaki, później pajęczaki, potem owady na lądzie. Owady pełzały, i nagle, bez żadnego przejścia, zaczęły latać. Zrozum, że aby zwierzę mogło latać, musi posiadać skrzydła, specjalne mięśnie umożliwiające lot oraz zachowanie równowagi (samolot wymaga obecności pilota), wszystko natychmiast, wszystko razem, inaczej cały system zawiedzie i umrze, nie pozostawiając po sobie żadnego potomstwa. Nigdy nie znaleziono żadnych skamieniałości po pełzających owadach. Były ryby oddychające w wodzie przy pomocy skrzeli, były też amfibie, których jajeczka znajdowały się w wodzie i których larwy (na przykład kijanki) posiadały skrzela, a dorosłe osobniki zwykle posiadały płuca i pełzały lub skakały po lądzie. Były też gady, które przez całe życie oddychały płucami i których twarde jajka mogły pozostać na ziemi bez ryzyka uschnięcia. Były również ogromne morskie gady... i nigdy nie znaleziono żadnego gatunku przejściowego, który mógłby pomiędzy nimi istnieć. I znowu, bez żadnego gatunku przejściowego, istniały pterozaury, które latały zamiast pełzać, które również musiały posiadać skrzydła, specjalne mięśnie i umiejętności sterowania. Były również dinozaury, pojawiły się też ptaki, podobne do dinozaurów, lecz posiadające pióra, skrzydła, mięśnie i umiejętność używania tego wszystkiego. Był jakiś rodzaj wczesnego ssaka, i wtedy pojawiły się nietoperze, które umiały nie tylko latać, lecz również używać sonaru, i zarówno ich skrzydła jak i sonary obserwujemy w pełni uformowane w najstarszych skamieniałościach, jakie pozostały po nietoperzach.
![]() |
Idealny przykład symbiozy: afrykańska akacja z gatunku Acacia cornigera wytwarza puste ciernie i owoce, które stanowią schronienie i pożywienie dla mrówek, chroniących tę roślinę przed szkodnikami
Darwinizm nie potrafi również wyjaśnić symbiozy. Symbioza polega na współpracy różnych gatunków organizmów, które żyją razem. Istnieje pewien gatunek krewetki, które może wykopać jamę w morskim dnie (i tu pojawia się pytanie, w jaki sposób "wyewoluowała" zdolność kopania jam), w której to jamie schronienie znajdują również ryby; rozwinięty wzrok ryby umożliwia dostrzeżenie drapieżnika i wszczęcie alarmu, więc obydwa zwierzęta mogą się ukryć w jamie. W tropikalnej Afryce rośnie akacja z gatunku Acacia cornigera, która posiada puste ciernie i pewnego rodzaju owoce. W tych cierniach żyje pewien gatunek mrówek, które odżywiają się owocami tej akacji i chronią ją przed szkodnikami. Nie wiadomo jednak, dlaczego roślina rozwija puste ciernie i owoce - może ma to na celu zwabienie obrońców, czyli mrówek, które najpierw musiały zaistnieć i wykształcić właściwe zachowania obronne? Nie wiadomo też, w jaki sposób mrówki wykształciły takie zachowanie - czyżby dlatego, że wcześniej zaistniała już akacja w swojej w pełni symbiotycznej formie? Właściwie symbioza stanowi pewnego rodzaju nieredukowalną złożoność; tutaj również każdy komponent musi być na swoim miejscu, musi istnieć w pełni rozwinięty, od samego początku, inaczej cały system padnie.
Rośliny kwitnące lub okrytonasienne pojawiły się nie wiadomo skąd w okresie redowym, wcześniej jedynymi naprawdę złożonymi roślinami były rośliny nagonasienne, takie jak np sosna. Rośliny okrytonasienne stanowią największy przykład symbiozy; posiadają one kwiaty, które przyciągają, oraz nektar, który stanowi wynagrodzenie dla ich zapylaczy, na przykład dla pszczół. Nie wiadomo jednak, po co rośliny marnują wartościową energię na wytwarzanie takich struktur - chyba że zapylacze już istnieją, nie wiadomo również, po co zapylacze "wyewoluowali" swoje zachowania - chyba że wcześniej już zaistniały rośliny okrytonasienne. W istocie, takie rośliny nie mogłyby istnieć bez obecności zapylaczy.
Niemożność wyjaśnienia procesu rozwoju gatunków jest jednak tylko jednym z problemów, z którymi zmagają się materialiści. Stoją oni uparcie na stanowisku, że cała dziedziczność jest zakodowana w DNA (kwasie dezoksyrybonukleinowym) w genach, i że geny w całości kontrolują rozwój każdego organizmu. Geny jednak tylko przenoszą kod, by wytworzyć pewne białka, i nie pełnią żadnej innej funkcji. To nie jest to samo, co określanie struktury. Ten proces nie jest nawet dobrze zrozumiany; badacze sądzili, że ludzie posiadają jakieś sto tysięcy genów, i że każdy gen odpowiada tylko za jedno białko. Projekt Genomu Ludzkiego (Human Genome Project) odkrył jednak, że tysiące genów opatentowanych przez prywatne przedsiębiorstwa w ogóle nie istnieje i aktualne szacunki liczby ludzkich genów zmniejszono do jakichś trzydziestu, może czterdziestu pięciu tysięcy... tak naprawdę nikt nie ma pojęcia, ile genów może posiadać człowiek. Wiadomo obecnie, że ciało ludzkie zawiera co najmniej 300 000 białek; gdyby każdy gen miał odpowiadać tylko za jedno białko, to byłoby to trochę problematyczne.
Biolodzy i genetycy mieli zawsze, delikatnie mówiąc, mgliste pojęcie na temat tego, w jaki sposób komórki embrionalne, przenoszące te same geny, różnią się od zupełnie różnych tkanek i organów w różnych częściach ciała.
Weźmy pod uwagę Ruerta Sheldrake'a. Badacze z pogranicza nauki i pisarze teoretyzowali, że może istnieć "pole morfogenetyczne", być może wykraczające poza czas i przestrzeń, które może służyć jako baza danych dla form fizycznych i umysłowych.
Na przykład, grupa kryształów kwarcu mogłaby wygenerować takie pole, a nowe kryształy dostroiłyby się do tego pola i ich rozwój byłby kontrolowany przez to pole. One również wzmocniłyby pole i dodały do niego nową informację - jest to proces zwany "rezonansem morficznym". Wspomniana w starożytnych hinduskich Wedach "Kronika Akaszy" mogłaby stanowić przykład pola umysłowego, podobnie jak zbiorowa nieświadomość Junga, która mogłaby stanowić to samo. Takie pole mogłoby wpływać na ludzką kulturę i zachowanie. Nie trzeba wspominać, że w konwencjonalnej fizyce nie istnieje coś, co uwzględniałoby tego typu proces.
Rupert Sheldrake, posiadający tytuł doktora biochemii na Uniwersytecie w Cambridge, jest członkiem Instytutu Nauk Umysłowych, założonego przez byłego astronautę, Edgara Mitchella. W swojej wydanej w 1981 roku książce "A New Science of Life: Hypothesis of Formative Causation" (Nowa nauka o życiu: hipoteza tworzącej przyczyny) Sheldrake ukuł pojęcie "pole morfogenetyczne" na określenie pola morficznego, które kontroluje rozwój żywych organizmów. To pojęcie zaczęło wyjaśniać, w jaki sposób różne tkanki i organy rozwijają się w różnych częściach ciała. Sheldrake stwierdził, że DNA właściwie może działać jak antena (nawet podwójna spirala trochę przypomina antenę) odbierająca instrukcje z pola.
Tak więc inteligentny projekt (który naprawdę wymaga projektanta) wydaje się wyjaśniać ewolucję, a pole morfogenetyczne wydaje się wyjaśniać rozwój organu. Jednak część pola należąca do indywidualnej osoby, choć połączona z jego pozostałą częścią, zaczyna brzmieć jak ciało astralne, którego istnienie przewidują okultyści. Czy więc akt prokreacji obejmuje tylko plemnik i komórkę jajową, czy może bierze w tym udział również czynnik duchowy? Czy w wierze katolickiej tkwi prawda mówiąca o tym, że dusza zostaje wstrzyknięta do ciała w momencie zapłodnienia? Wówczas jednak należy zauważyć, że dusza, poprzez ciało astralne, kontrolowałaby rozwój tego ciała. Połączenie tych wszystkich rzeczy przez długi okres stanowiło przedmiot wiary mistyków. Pole morfogenetyczne może wówczas grać rolę w procesie inteligentnego projektowania, bezpośrednio z Najwyższą Istotą lub za pośrednictwem mniejszych aniołów, wróżek lub duchów natury, modyfikujących pole morfogenetyczne w celu stworzenia nowej formy życia.
To naprawdę ekscytujący obszar badań, z którego naśmiewają się materialiści. Właściwe badanie w tym obszarze mogłoby doprowadzić do przełomów w medycynie, a nawet większego zrozumienia duchowego.
William B. Stoecker
Tłumaczenie i opracowanie: Ivellios