Piotr Prokopowicz (2018-12-09 15:18:00) # 👮 raport Opowiadania Maraka Myszograja układają się w ciekawą historie. Jak do tej pory mam skojarzenia, od "Stalowego Szczura" Harrisona (zwłaszcza ta część z poprzedniego ABW), do "Limes Inferior" Zajdla. Oczywiście nawiązanie do Matriksa wręcz bije po oczach/uszach :-). Tylko tu zamiast czerwonej, czy niebieskiej pigułki mamy gadżet - tajemniczą książkę. Symboliczne przesłanie tego gadżetu jest w moim odbiorze puszczeniem oka do światka czytelniczego, w tym prowadzących "żeby dowiedzieć się prawdy, trzeba czytać książki" :-). Marek Myszograj pokazał już, ze potrafi grać takimi podtekstami, wiec domyślam się, że to jest zamierzone, ale może to tylko moje post-modernistyczne doszukiwanie się ukrytych znaczeń ;-).
Jeśli chodzi o technikę pisania, to faktycznie takie urwanie akcji tzw.cliff-hangery (słowo zapożyczone z terminologii serialowej) irytują. Zwłaszcza, że poznajemy treść w długich odstępach czasowych. Jednocześnie, mam nadzieję że autor nie planuje zakończenia całej historii takim mocnym niedopowiedzeniem i dużą wieloznacznością. Co jest akceptowalne w krótkim opowiadaniu nie zawsze pasuje do dłuższej formy. Zawód wówczas będzie tym większy, że historia jest wciągająca.
Kontynuując wątek, moje wrażenie jest podobne do tego jak odbierają to prowadzący. Bardziej jest to powieść prezentowana rozdziałami, niż cykl opowiadań. I gdyby tak było, to wtedy zabiegi Marka Myszograja z urywaniem fabuły są właściwe. Zgodnie z tym co kiedyś padło w ABW, tak należy pisać, żeby zachęcić czytelnika do odwrócenia kolejnej kartki. W tym przypadku do przeczytania kolejnego rozdziału. Jak ktoś zechce poczytać do snu i stwierdzi, ze jeden rozdział i koniec, to się nie uda. Okaże się, że tej nocy nie prześpi, bo kończąc jeden rozdział będzie chciał/musiał poznać kolejny.
Co do opowiadania Bruno Kadyny to akurat ten tekst, nie wnosi wiele nowego w zakresie przemyśleń o świecie, życiu i ludziach (przynajmniej dla mnie). Znałem dokładnie takie osoby jak w opowiadaniu. Nietrudno dostrzec je także w otoczeniu. Nie ma tu nawet elementu zaskoczenia (które było choćby w "Krecie"). Ale powiedzmy sobie szczerze, siłą Kadyny jest jego styl i empatia. Czytając jego teksty czujemy prawdziwych żywych ludzi, czy ich lubimy czy nie. Tu Kadyna jest profesjonalistą i to samo wystarcza, by wciągnąć się w jego twórczość, również w opowiadaniu z tego ABW.
Osobiście, żałuję, że Bruno nie kontynuuje rzeczywistości zaprezentowanej w "Wodzu i Szamanie". To był genialny klimat, nie tak ciężki jak w kilku innych jego utworach. Ponadto miał potencjał na serię opowiadań, choćby luźno powiązanych. Jest tam nawet miejsce na realizm magiczny jakby dobrze poszukać.
Pozdrawiam serdecznie
|
Odpowiedz