System reklamy Test



Nie zapomnij odwiedzić strony naszych partnerów - ich lubimy, ich polecamy!

SŁUCHAJ
ZALOGUJ SIĘ
ZAMKNIJ
Radio Paranormalium - zjawiska paranormalne - strona glowna
Logowanie przy użyciu kont z Facebooka itd. dostępne jest z poziomu forum

Jedna dusza, wiele ciał


Temat życia po śmierci od wieków fascynuje ludzkość, a pytania o duszę, jej istnienie i kontynuację po fizycznym końcu stają się uniwersalne. W tym artykule analizowane są różne perspektywy na tę kwestię, od racjonalistycznych poglądów ateistów, przez koncepcje duchów, aż po wiarę w reinkarnację, która zyskuje popularność na Zachodzie. Reinkarnacja, znana od wieków w wielu kulturach, sugeruje, że dusza przechodzi przez cykl narodzin i śmierci, co sprawia, że życie nabiera głębszego sensu. Zachęcamy do zgłębienia tej fascynującej tematyki oraz refleksji nad własnymi przekonaniami dotyczącymi życia po śmierci.

Reinkarnacja

Co się z nami dzieje, gdy umieramy? Jest to pytanie, które w końcu zadaje sobie każdy z nas w pewnym punkcie naszego życia. Wykracza ono poza granice rasowe, społeczne, polityczne, ekonomiczne i płciowe, co powoduje, że jest ono powszechne dla wszystkich istot ludzkich, obojętnie czy nam się to podoba, czy nie.

Odpowiedź umykała nam już od momentu, gdy sto tysięcy lat temu pierwsi ludzie zaczęli zastanawiać się nad swoją śmiertelnością. Co się dzieje, gdy umieramy? Co staje się z naszą duszą, umysłem, osobowością - naszą prawdziwą istotą?

I czy w ogóle posiadamy coś takiego jak dusza, czy może to wszystko to tylko iluzja, którą stworzyliśmy, by dać sobie poczucie wieczności i nadzieję na nieśmiertelność?

Racjonaliści odpowiadają na to pytanie, oświadczając, że ponieważ jesteśmy niczym więcej jak tylko zbiorem komórek a nasze mózgi są tylko tkanką zamkniętą wewnątrz czaszki, nic nie może się z nami stać, gdy umrzemy.

Istota, osobowość, umysł - dusza - czy jakkolwiek chcemy jeszcze nazywać naszą świadomość, przestaje istnieć, kończąc nasz czas na tej planecie, nie pozostawiając nic więcej poza tym, co postanowiliśmy dać od siebie podczas naszej krótkiej ziemskiej wizyty.

Tak to oczywiście wygląda z pozycji ateisty, co w moim mniemaniu czyni ateizm tak prostym. To nie wymaga niczego, ponieważ nie oferuje niczego co uderza mnie jako uczciwy handel.

Dla większości ludzi jednak taka odpowiedź nie jest satysfakcjonująca. Sugeruje ona, że jesteśmy tylko i wyłącznie jakimś wielkim kosmicznym przypadkiem i że, w konsekwencji, nasze życie nie posiada ostatecznego celu, co zmusza nas do rozważania naszego istnienia bez znaczenia we wszechświecie, który - pomijając całe jego piękno i rozmach - nie ma znaczenia większego, czy też ostatecznej stałości, aniżeli kwiat, który szybko budzi się do życia tylko od wiosny do zimy i który ginie zaraz po krótkich dniach energicznego życia.

Przypuszczam, że istnieją ludzie, dla których taka perspektywa jest wystarczająca. W końcu porządkuje ona wszystko i czyni z życia po prostu małą grę, w którą my - istoty rozumne - lubimy grać, nie mając ku temu żadnego szczególnie dobrego powodu poza tym, że nie mamy wyboru.

Coś ukrytego głęboko w ludzkim sercu wie jednak lepiej. Instynktownie rozumiemy, że jesteśmy czymś więcej niż tylko sumą naszych części, i to dlatego większość ludzi sądzi, że ich osobowości w jakiejś formie przeżyją ich fizyczny koniec i będą trwać jeszcze długo po tym, jak ich kości obrócą się w proch.

To oczywiście prowadzi nas do drugiej opcji, zgodnie z którą osobowość / ego / prawdziwe ja / jakkolwiek to nazwać żyje dalej po śmierci fizycznego ciała - przynajmniej przez jakiś czas - jako oddzielna odcieleśniona świadomość.

Wówczas jednak, logicznie, pojawia się kolejne pytanie: co dzieje się potem?

Dla przykładu, niektórzy uważają, że stajemy się duchami - niewiele więcej jak odcieleśnione dusze, bezcelowo błąkające się po świecie, zdolne do postrzegania fizycznej rzeczywistości, ale niezdolne do podjęcia z nią interakcji w jakikolwiek znaczący sposób.

Potrafią nawet wskazać różne dowody na poparcie tego stwierdzenia, począwszy od nawiedzeń, przez pismo automatyczne, seanse i domniemane odcieleśnione dusze uwiecznione na filmie.

Podczas gdy ja osobiście nie mam problemu z ideą duchów, nie uważam, aby istnienie jako odcieleśniona świadomość naprawdę stanowiło wykonalną na dłuższą metę opcję tego, co się z nami dzieje.

Duchy zawsze uderzają mnie jako [istoty] przemijające; byty uwięzione na Ziemi jedynie przez jakiś czas po to, aby w końcu przenieść się gdzie indziej i w ten sposób zniknąć z naszej fizycznej rzeczywistości.

Skoro tak, to nawet jeśli staniemy się duchami, to przynajmniej dla większości z nas będzie to krótkie doświadczenie, nie zaś nasza wieczność. Podejrzewam, że wszyscy ostatecznie przeniesiemy się, by tak rzec, na "bardziej zielone pastwiska".

Teraz jednak cała sprawa staje się bardziej interesująca. W większości ludzie, nieważne czy wierzą w duchy czy nie, uważają że esencja tego, kim jesteśmy - nasza "dusza", jak kto woli - idzie w jakieś miejsce. Niebo jest dla większości ulubionym miejscem przeznaczenia; miejscem, w którym nasza świadoma osobowość, nie ograniczana już przez limity i ciężary fizycznego istnienia, przebywa w wiecznym stanie błogości i radości przez całą wieczność.

Niektórzy dodają do tego jeszcze wiarę w piekło - wieczny stan udręki dla tych, którzy odwrócili się w stronę zła i zostali skazani na bytowanie w niekończącym się stanie agonii, boleści i strachu.

Obydwa stanowiska trapi jednak ten sam problem - postrzegamy nasz czas spędzony tutaj na tej planecie jedynie jako mrugnięcie oka wieczności, a decyzje jakie podejmujemy - lub jakich nie udaje nam się podjąć - gdy przebywamy w ciele, mają głębokie i wieczne konsekwencje.

To niestety ogranicza fizyczny świat jedynie do czegoś niewiele większego od kosmicznej wylęgarni, która istnieje tylko po to, by rodzić nowe dusze, z których każda spędzi w niej krótki czas przed wzniesieniem się - lub potencjalnie upadkiem - w stronę swojego ostatecznego przeznaczenia.

Podczas gdy niewątpliwie ta idea czyni to pojedyncze życie niezwykle ważnym, zmusza nas ona również do zastanowienia się, dlaczego fizyczna rzeczywistość jest w ogóle niezbędna.

Jeśli fizyczny wszechświat istnieje tylko i wyłącznie jako wehikuł naszego tworzenia, dlaczego proces ten nie mógłby zostać całkowicie pominięty tak, abyśmy powstawali od razu w rzeczywistości duchowej - jak to przypuszczalnie miało miejsce w przypadku aniołów?

Po co ten cały niepotrzebny ból i trudności związane z fizyczną egzystencją - szczególnie że istnieje naprawdę realne zagrożenie, że przez nasze błędy możemy zasłużyć na piekło - skoro rzeczywistość duchowa jest jedynym przeznaczeniem, jakie na nas czeka? W tym kontekście fizyczne istnienie wydaje się nie tylko bezcelowe lecz, pod wieloma względami, wręcz ryzykowne.

Gdzie więc zostajemy? Jeśli nie w niebie i w nie w piekle, cóż jeszcze pozostaje?

Jest jeszcze trzecie stanowisko do rozważenia. Ostatnio było ono szeroko ignorowane na Zachodzie, było jednak brane pod uwagę przez dosłownie miliardy ludzi na całym świecie od tysięcy lat. Jest to wiara w to, że owa fizyczna egzystencja nie jest ani nieznacząca ani przejściowa - zamiast tego, trwa cały czas.

Według tego konceptu, nasza dusza żyje nie gdzieś w jakimś wiecznym Edenie lub Hadesie, ale realizuje swoje wieczne istnienie poprzez proces kolejnych ponownych narodzin w rzeczywistości fizycznej, co czyni nasz czas na tej planecie nie jednym krótkim doświadczeniem, ale powtarzalnym procesem realizowanym przez dosłownie setki wcieleń.

Jest to wiara ponadczasowa - poprzedza o setki lat zarówno Chrześcijaństwo jak i Islam - i jest znana w wielu kulturach pod wieloma nazwami. Nazywana była ponownymi narodzinami, regeneracją, transmigracją duszy, a nawet metempsychozą, współcześnie jednak przypuszczalnie jest najbardziej znana pod nazwą reinkarnacja.

Na pierwszy rzut oka, szczególnie dla osób które nigdy nie zastanawiały się nad tą ideą, reinkarnacja może się wydawać koncepcją obcą lub egzotyczną, szczególnie dla zachodniego umysłu umoczonego w metodologii naukowej i utopionego od dwóch tysięcy lat w religii monoteistycznej.

Jest to coś, nad czym rozważają uduchowieni Hindusi, lub coś czemu oddają się niuejdżowcy, dziś jednak wiara ta nie wydaje się czymś szczególnie istotnym dla większości ludzi Zachodu.

Z łatwością rozumiem tę perspektywę, ponieważ jest to coś, co sam podtrzymywałem przez pierwszych czterdzieści lat mojego życia. Prawdę mówiąc, jest to koncepcja wywodząca się ze Wschodu - była popularna ponad cztery tysiące lat przed Chrystusem, a dziś jest to wiara podzielana przez prawie dwa miliardy ludzi na świecie - co czyni ją jednym z najstarszych i najtrwalszych systemów wierzeń znanych ludzkości.

W rzeczywistości wiara w życie po śmierci mogła się pojawić u wczesnych ludzi, którzy prawdopodobnie zastanawiali się nad tym, gdy zaczęli dostrzegać silne podobieństwo pomiędzy nowonarodzonymi potomkami a ich zmarłymi przodkami.

Być może zachowanie lub zainteresowania wykazywane przez dziecko przypominały komuś zmarłą ukochaną osobę, bądź też znaleziono u kogoś znamię w tym samym miejscu co u zmarłego dawno dziadka, co doprowadziło starszyznę plemienną do wyobrażenia sobie, że nieżyjący przodek powrócił po raz drugi - a przypuszczenie to jest uzasadnione w przypadku kultur, które w sposób naturalny przyjmowały, że dusza posiada wrodzoną nieśmiertelność.

Niestety, ludzie Zachodu zwykle wykazywali tendencję do uznawania obcych lub początkowych koncepcji religijnych za prymitywne i stąd odrzucali je już na starcie.

To postrzeganie przypuszczalnie jednak ulega powolnej zmianie, gdyż wierzenia reinkarnacjonistyczne stały się na Zachodzie bardziej powszechne, szczególnie w ostatnich pięćdziesięciu latach, i stają się coraz popularniejsze wśród coraz większej liczby ludzi.

Zagubiona zachodnia tradycja powracającej duszy

Oczywiście, z czego większość ludzi nie zdaje sobie sprawy, reinkarnacja zawsze była częścią zachodniego systemu myślenia. Perspektywa, że dusza w sposób powtarzalny powraca do ciała, rozkwitła w starożytnej Grecji prawie trzy tysiące lat temu i w naszym rozwoju jako cywilizacji mogła odegrać dużo bardziej znaczącą rolę, niż nakazują nam sądzić tradycyjne historie.

Arystoteles, Sokrates, Platon i Pitagoras nauczali i wierzyli w jakąś formę ponownych narodzin, której podstawy zostały później przyjęte przez wielkich filozofów rzymskich - Owidiusza, Wirgiliusza i Cycerona, oraz wielu innych wielkich myślicieli starożytności.

W rzeczy samej, koncepcje reinkarnacjonistyczne były w epoce przedchrystusowej tak powszechne, że odgrywały główną rolę w wielu "tajemniczych" religiach Śródziemia - religiach, które same w sobie stały się później świątynią dla innych, późniejszych systemów wierzeń mistycznych w tym regionie.

Wówczas reinkarnacja, daleka od bycia czysto obcą koncepcją, była tak naprawdę szeroko rozpowszechniona i mogła w silny sposób wpłynąć na kształt i siłę filozofii greckiej i rzymskiej.

Jeszcze większe zaskoczenie dla wielu ludzi stanowi jednak fakt, że koncepcje reinkarnacjonistyczne stanowiły również część niektórych bardziej mistycznych gałęzi tradycyjnej religii Zachodu, począwszy od Sufich w Islamie, skończywszy na Gnostykach w pierwszych wiekach Chrześcijaństwa, włączając nawet tradycje chasydzkie i kabalistyczne w Judaizmie.

Tak naprawdę w tych czasach idea reinkarnacji rzeczywiście rozkwitła i, szczególnie w przypadku Chrześcijaństwa, stała się nieomal dominującym systemem wiary w pierwszych kilkuset latach istnienia Kościoła, do momentu gdy została zepchnięta do podziemia przez bardziej tradycyjne niereinkarnacjonistyczne gałęzie Chrześcijaństwa.

Pisma jej proponentów były uznawane za heretyckie i palone - koncepcja reinkarnacji została z takim powodzeniem stłamszona przez Kościół rzymskokatolicki, że dziś niewielu Chrześcijan w ogóle zdaje sobie sprawę z tego, iż była ona kiedykolwiek elementem ich wiary.

Dlaczego została ona stłumiona? Oczywista odpowiedź brzmi: zagrażała władzy. Religia Zachodu w dużej mierze jest uzależniona od wiary w to, że przeznaczeniem człowieka jest "umrzeć raz i zostać osądzonym", co ma na celu utrzymać [nad nim] kontrolę.

Jednakże, jeśli chodzi o obietnicę wielokrotnych ponownych narodzin, reinkarnacja powoduje, że proklamacje papieża, wielkiego muftiego lub jakiegokolwiek innego rządzącego w danym czasie stają się przejściowe i, prawdę mówiąc, nic nie znaczące.

Jako taka, reinkarnacja stanowiła zagrożenie dla samego istnienia Kościoła, co uczyniło z niej bardzo niebezpieczną ideę, którą należało albo stłamsić albo oplakietkować jako heretycką, aby utrzymać podstawy władzy Kościoła. W efekcie, koncept ten poza Azją pozostał w większości nieznany przez okres prawdopodobnie siedemnastu do dwudziestu jeden stuleci.

Jej odrodzenie na Zachodzie było jednak nieuniknione, wraz z nastaniem Epoki Oświecenia w XVIII wieku.

Gdy niegdyś dawno zapomniane pisma starożytnych Greków stały się znów dostępne i można było wyznawać zabronione wcześniej idee bez ryzyka utraty życia, takie zakazane koncepcje jak reinkarnacja stały się coraz bardziej popularne, szczególnie wśród elity intelektualnej epoki.

Pośród tych, którzy wierzyli w jakąś formę wielokrotnych narodzin, były takie znamienite osobistości, jak między innymi Charles Dickens, Ralph Waldo Emerson, Benjamin Franklin, Shakespeare, Leonardo Da Vinci, i Voltaire.

Co to znaczy reinkarnować

Od momentu ponownego wejścia do zachodniej świadomości, reinkarnacja przeszła jednak przemianę. Nie jest to już niekończący się krąg "cyklu życia", o którym nauczali Hindusi i Buddyści - stała się ona raczej "szkołą wyższej edukacji", stworzoną by wznieść nas na jeszcze wyższe poziomy oświecenia duchowego.

To właśnie dlatego, gdy Hindusi i Buddyści wraz ze swoimi zachodnimi kolegami reinkarnacjonistami wypowiadają się na ten temat, często wydaje się, że mówią w dwóch różnych językach. Dzieje się tak dlatego, że na pewne sposoby tak właśnie jest, i właśnie tutaj pojawia się zamieszanie.

W Hinduizmie dusza jest po prostu uwięziona w niekończącym się cyklu ponownych narodzin, którego nie można nigdy przerwać ze względu na ciągłą konieczność zrównoważenia karmy. W efekcie, wraz z każdą inkarnacją do ciała, ludzka osobowość - produkt uboczny leżącej u jej podstaw duszy, która dała jej życie - kumuluje w sobie pewną ilość złej karmy, którą należy odpracować w celu odzyskania równowagi.

Część tej karmy można odpracować w trakcie życia w formie dobrych uczynków, rzadko jednak wystarcza to do odpracowania całego długu, który musi być spłacony w następnym życiu poprzez kolejną inkarnację duszy, która może być cięższa, po to aby można było spłacić trwający dług karmiczny.

Przy rzadkich okazjach, żywot może być tak przykładny, że osoba może się urodzić w wyższym stanie (lub w wyższej kaście, mówiąc językiem Hindusów), z reguły jednak zła karma ma tendencje do przeważania nad dobrą karmą i, akumulując się wciąż wraz z każdym wcieleniem, dokłada do rosnącego długu, który wciąż musi być równoważony, wydłużając tym samym cykl ponownych narodzin.

(Rzecz jasna, jeśli osoba zbierze zbyt dużo złej karmy, może narodzić się ponownie nie jako osoba, ale jako zwierzę lub nawet, zgodnie z niektórymi naukami, jako martwy obiekt, taki jak głaz. Ta wiara nazywana jest "transmigracją duszy" i również stanowi główny element hinduskich nauk).

Buddyzm natomiast, rozumiejąc proces reinkarnacji w z grubsza taki sam sposób co Hinduizm, różni się od niego tym, że naucza iż cykl ponownych narodzin można przerwać poprzez osiągnięcie nirwany (dosłownie: oświecenia), w tym też momencie cykl się kończy.

Oświecenie oznacza po prostu stanie się świadomym swojej własnej natury i rzeczywistości zawartych w Czterech Szlachetnych Prawdach, jak wyjaśnił Gautama Buddha ponad dwa tysiące lat temu.

Są to: pierwsza - żyć oznacza cierpieć z powodu niedoskonałości natury ludzkiej i otaczającego nas świata; druga - przyczyną cierpienia jest przywiązanie do rzeczy ulotnych (w efekcie, ochota lub pożądanie rzeczy); trzecia - można się nauczyć, jak pozbyć się tych przywiązań; i wreszcie czwarta - proce osiągania oświecenia jest progresywny i może się rozciągnąć na wiele wcieleń.

W przeciwieństwie do tego, dla wielu zachodnich reinkarnacjonistów celem ponownych narodzin jest odrobienie niezbędnych lekcji aby przejść na kolejny poziom duchowy, który - mając pewne podobieństwa do buddyjskiej koncepcji powolnego osiągania oświecenia poprzez liczbę inkarnacji połączonych z praktykowaniem buddyjskiej Ścieżki Ośmiu Zasad (właściwy pogląd, właściwe intencje, właściwa mowa, właściwe czyny, właściwe życie, właściwy wysiłek, właściwa uwaga i właściwa koncentracja) - tak naprawdę jest całkiem odmienny.

Buddysta nie wierzy w to, że osoba "odrabia" nowe lekcje wraz z każdym wcieleniem - zamiast tego, po prostu stosuje się do zasad zawartych w Ścieżce Ośmiu Zasad do momentu aż ochota, ignorancja, ułuda i ich efekty stopniowo znikną wraz z dokonywaniem postępu na drodze ku oświeceniu.

W zachodnim systemie myślenia przywiązanie nie jest postrzegane jako przyczyna problemu (choć generalnie uznaje się, że obsesyjne przywiązanie do rzeczy może przynieść szkodę rozwojowi duchowemu).

Inna istotna różnica między wschodnią a zachodnią koncepcją reinkarnacji jest związana z jej postrzeganiem, a dokładnie z postrzeganiem samego reinkarnowania. Hinduizm uznaje duszę - esencję Boga - za generator każdej inkarnacji, przy czym indywidualna osobowość lub ego stanowią przejściowy wyraz tej duszy.

W przeciwieństwie do tego, Buddyzm w ogóle nie wierzy w istnienie zindywidualizowanych dusz, ale uznaje poczucie samego siebie za czystą iluzję stworzoną przez nasze postrzeganie - jeśli ktoś woli, świadomą "pamięć", pojmowaną poprzez nasze uznanie że istniejemy oddzielnie.

W Buddyzmie wszyscy jesteśmy częścią większej, boskiej świadomości, która po prostu dokonała bardzo krótkiej "iluzji" która jest czymś oddzielnym.

Buddyści porównują nasze poczucie istnienia do fal na oceanie - tak jak fala jest zjawiskiem chwilowym wywołanym przez wiatr i pływy, tak samo przejściowa jest nasza dusza i w momencie śmierci zostaje zabrana z powrotem do boskiej świadomości w taki sam sposób, jak fala na oceanie zostaje połknięta przez sam ocean.

Na Zachodzie jednak osobowość - lub ego - jest silniejsza i generalnie uznaje się ją za nieśmiertelną. Dla wielu osób dusza i osobowość stanowią synonimy, w rezultacie więc, gdy umieramy, nasza podstawowa osobowość - wraz z naszymi wspomnieniami, doświadczeniami życiowymi, wiedzą i cechami - powraca w innym ciele, by kontynuować swoje istnienie.

Może nie pamiętać bezpośrednio swojego wcześniejszego życia - aczkolwiek niektórzy ludzie twierdzą, że potrafią świadomie przypomnieć sobie swoje wcześniejsze inkarnacje - jednak jest po prostu tą samą osobowością, która rozpoczyna życie raz jeszcze w innym kontekście.

Osobowość może doświadczać dramatycznie odmiennego otoczenia - dla przykładu, w jednym wcieleniu może być indyjską dziewczyną, która żyła i umarła w XIX wieku, a następnie powróciła jako Hiszpan w XX wieku - wciąż jednak jest to jedna i ta sama "osoba", pojawiająca się w każdej "roli".

Oczywiście, doświadczenia i środowisko, w którym dusza się znajduje w każdej kolejnej inkarnacji, będą wpływać na podstawową osobowość zarówno w sposób subtelny jak i bardziej konkretny, to jednak również stanowi część procesu. To właśnie dlatego człowiek Zachodu postrzega reinkarnację w kontekście "lekcji".

W końcu dziewczyna z Indii, w czasie swojego krótkiego pobytu na Ziemi, była w stanie doświadczyć i nauczyć się tylko pewnych rzeczy, po czym dostała polecenie powrotu - tym razem jako chłopak z Hiszpanii - aby nauczyć się tego, czego nie chciała lub nie mogła w swoim poprzednim wcieleniu.

To czyni rozwój duchowy swego rodzaju listą "rzeczy do zrobienia", które trzeba w całości wykonać, nim będziemy mogli zakończyć proces ponownych narodzin.

(Co się dzieje potem, to dla ludzi Zachodu kwestia otwarta: niektórzy wyobrażają sobie, że powracamy jako awatarowie lub nauczyciele duchowi; inni zaś spekulują, że rozpoczynamy ten proces od nowa na innej planecie, podczas gdy inni jeszcze utrzymują, że przenosimy się do innych wymiarów. Wydaje się, że opcje dostępne dla oświeconej duszy są obszerne).

Zastanawiam się jednak, czy w istocie nie mamy do czynienia z konglomeratem każdego z tych poglądów? Jasne jest, że wschodnie koncepty rodzicielskiej duszy, która rodzi każdą pojedynczą osobowość, ma swoje zasługi, ponieważ Buddyzm wierzy w przejściową, przemijającą naturę narodzonego ego.

Zachodni koncept mówiący, że reinkarnujemy się aż do czasu gdy nauczymy się wszystkiego co potrzeba, również jest istotny i wydaje się pod pewnymi względami równorzędny do buddyjskiej idei, zgodnie z którą cykl ponownych narodzin kończy się z momentem osiągnięcia oświecenia - jakkolwiek zdefiniujemy ten termin.

Często zastanawiam się, czy nie spoglądamy wszyscy na to samo zjawisko, i czy nie widzimy po prostu tylko tych jego części, które przemawiają do nas w sposób osobisty.

Podejrzewam, że nasze rozumienie celu reinkarnacji pod wieloma względami zawiera luki i może nigdy nie być kompletne, aczkolwiek uważam również, że czynimy postęp w dochodzeniu do pełniejszego uznania jego kompleksowości i złożoności.

Być może pewnego dnia Wschód i Zachód zejdą się razem i połączą swoje odmienne postrzegania, dzięki czemu utworzą kompletną całość, która odpowie na pytania wszystkich ludzi.

Oczywiście, zdaję sobie sprawę z tego, iż może to brzmieć jak proces przeciwności. No bo jak dusza może jednocześnie istnieć i nie istnieć, i w jaki sposób ego może być nieśmiertelne a zarazem przemijające?

Połączenie zachodniej i wschodniej koncepcji reinkarnacji może się wydawać paradoksalne, uważam jednak, że pośród zawiłości paradoksu często tkwi prawda. Tak naprawdę to tylko nasza ograniczona zdolność rozumienia powoduje, że te pozorne przeciwności na pierwszy rzut oka uznajemy za paradoksy.

Zastanawiam się, czy nadal tak będzie, gdy znajdziemy wewnątrz siebie zdolność do rzeczywistego zrozumienia na poziomie, który przy naszych obecnych możliwościach mentalnych nie jest możliwy. Z drugiej strony, być może nasze rozumienie tych koncepcji zachodzi nie na poziomie umysłu, lecz na poziomie duchowym, na który wielu ludziom trudno wejść.

Być może, ostatecznie, naszym celem nigdy nie było pełne zrozumienie tego, jak działa reinkarnacja, i że to od niej może się zaczynać cała przygoda. Może pytanie o to, co się dzieje gdy umieramy, nigdy miało nie doczekać się odpowiedzi, a jedynie zostać zgłębione - bo to właśnie dzięki poszukiwaniu, nie zaś koniecznie znalezieniu, następuje wzrost.

Możliwe, że tak naprawdę tkwi on tylko w porzuceniu naszej żądzy znalezienia odpowiedzi, którym sami dajemy szanse aby nas odnalazły. W efekcie, możemy być jak ten człowiek, który tak gorączkowo poszukuje skarbu, nie zdając sobie sprawy, że szuka go w samym środku kopalni złota.

Gdyby po prostu rozejrzał się i zobaczył bogactwo, które lśni dookoła niego, zrozumiałby, jak głupie było to całe jego żarliwe poszukiwanie. Być może my musimy uczynić to samo.

Jeff Allen Danelek, New Dawn Magazine

Tłumaczenie i opracowanie: Ivellios

Kopiowanie i umieszczanie naszych treści na łamach innych serwisów jest dozwolone na zasadach opisanych w licencji.
Nie przegap żadnych nowości! Już dziś zapisz się na nasz newsletter emailowy lub włącz powiadomienia w przeglądarce, aby być na bieżąco z najnowszymi artykułami i audycjami.
Dodaj komentarz
Twój nick:
E-mail (opcjonalnie):
Komentarz:



Powiadamiaj o odpowiedziach na mój komentarz
(wymagany email):

Zanim napiszesz komentarz, zapoznaj się z zasadami publikowania komentarzy.

Uwaga: Jeśli chcesz odpowiedzieć na komentarz innego użytkownika, prosimy skorzystaj z przycisku "Odpowiedz". Pozwoli to uniknąć w przyszłości bałaganu w dyskusji.