autor: Słowianka » 2017-04-07, 15:16
Przeniesiony
Kolejny sen, który przyśnił mi się dzisiaj w nocy jest mocno szokujący.
Śniło mi się, że z jakąś grupą ludzi biegliśmy jakimiś tunelami mijając kolejne miejsca. Jedno, które zapamiętałam to była komnata, pełna świecących kryształów, rozdzielająca drogę na dwie części.
W końcu wbiegliśmy do ostatniego miejsca. Była to lodowa grota, po której można było chodzić tylko po obrzeżach. Jej środkiem biegła lodowa rynna mnie więcej dwu metrowej szerokości.
Byłam uzbrojona w zabawkową broń. Plastikowy topór i łuk. Była ona jednak przerobiona tak, by dało się nią zrobić krzywdę. Do groty wbiegły dwie osoby, które ostrzelałam z łuku. Robiąc to wpadłam do oblodzonej rynny i zaczęłam się ześlizgiwać. Ale w końcu się wygrzebałam.
Wyszliśmy na zewnątrz. Wszędzie był śnieg. Nagle usłyszeliśmy warkot samochodu. Podjechał wojskowy transporter z którego wybiegło około dziesięciu umundurowanych żołnierzy z bronią.
Moi towarzysze zaczęli do nich strzelać a oni do nas. Kilku z żołnierzy padło, gdy zorientowaliśmy się, że ich broń to repliki, zabawki, którymi nie mogą nas skrzywdzić.
Wtedy towarzysze moi wstrzymali ogień (z prawdziwej broni). Poszliśmy dalej. Nagle ktoś krzyknął. „ONI, zbliżają się!”. Wszyscy pobiegli zająć jakieś pozycje. Nie wiem kim byli ONI, ale budzili w nas przerażenie.
Ja, jako jedyna, która nie miała przy sobie prawdziwej broni, uciekłam do jakiegoś bunkra. W środku, szukałam miejsca by się ukryć. Znalazłam jedno, ale nie mogłam się tam wcisnąć. W kolejnym pomieszczeniu, leżała wielka góra ciuchów. Wcisnęłam się pod nią i starałam się za wszelką cenę wstrzymać oddech. Nagle poczułam czyjeś dłonie jak wciskają się pod moje plecy, jak by czegoś szukały. Wycofały się i poczułam, że ktoś się położył bardzo blisko mnie. Poderwałam się i przekręcając na bok przygwoździłam tą osobę do ziemi ciuchami i własnym ciałem. Wtedy zobaczyłam, że leży pode mną prześliczna dziewczyna. Nie walczy, jakby pogodzona ze swoim losem. Zeszłam z niej i pomogłam usiąść. Nie odzywała się ani słowem. Zaczęłam jej opowiadać, że jestem tu z towarzyszami, którzy teraz walczą a ja się schowałam, bo jako jedyna nie mam jeszcze broni. Mówiłam, że jesteśmy tu od dawna i zabiliśmy już całą obsługę. I że sporo graczy, też już zabiliśmy. Wzdrygnęła się na te słowa. A ja zaczęłam kłamać, że żartowałam, nikogo nie zabiliśmy, a ja to już na pewno, bo przecież nie mam broni.
Zostawiłam ją na chwilę i wyszłam. Kiedy wróciłam, kąpała się, w wielkiej drewnianej balii, całkowicie naga. Byłą tak piękna, że aż m się słabo zrobiło. Chciałam ją dotykać, całować, tulić. Powstrzymałam się jednak. W tym momencie do pomieszczenia wszedł jakiś koleś, którego rozpoznałam jako zdrajcę. Rzuciłam się na niego, dociskając do ściany. Zapytał, mnie „Czy tym razem będziesz miała dość odwagi by mnie zabić?”. Szarpnęłam go na korytarz, pchnęłam na barierkę, aż spadł piętro niżej na schody. Wróciłam do niej mówiąc, że już się go pozbyłam. Wtedy się odezwała. „A czy jesteś pewna, że na pewno nie żyje?”. Zdenerwowałam się. Myślałam, że no tak, mógł jakimś cudem przeżyć upadek. Podbiegłam do kurtki wiszącej przy wejściu i z kieszeni wyciągnęłam mój nóż. Taki sam jaki mam w rzeczywistości. Ontario Rat-1 z różowymi okładkami. Zbiegłam na dół. Faktycznie żył. Podbiegłam i uklęknęłam przy nim. Otworzyłam nóż i… po krótkiej chwili wahania, wbiłam mu go w brzuch. Przerażające było to, że czułam dokładnie jak jego skóra stawia opór, to jak muszę zwiększyć siłę nacisku. Potem jak ustępuje i nuż wchodzi dalej miękko jak w masło. Wyciągnęłam nóż. Dalej żył. Przesunęłam go następnie tak, by jego głowa znalazła się między barierkami i swoim ciężarem zwisała w dół, po czym poderżnęłam mu gardło.
Po tym „wyczynie”, obudziłam się. Sen trwał mniej więcej dwie, dwie i pół godziny, czasu rzeczywistego.
Dodam tylko, że nigdy w nic żywego nie wbijałam noża. Ani w nic, co mogłoby być podobne we wrażeniach…
[color=#BF0000]Przeniesiony :)[/color]
Kolejny sen, który przyśnił mi się dzisiaj w nocy jest mocno szokujący.
Śniło mi się, że z jakąś grupą ludzi biegliśmy jakimiś tunelami mijając kolejne miejsca. Jedno, które zapamiętałam to była komnata, pełna świecących kryształów, rozdzielająca drogę na dwie części.
W końcu wbiegliśmy do ostatniego miejsca. Była to lodowa grota, po której można było chodzić tylko po obrzeżach. Jej środkiem biegła lodowa rynna mnie więcej dwu metrowej szerokości.
Byłam uzbrojona w zabawkową broń. Plastikowy topór i łuk. Była ona jednak przerobiona tak, by dało się nią zrobić krzywdę. Do groty wbiegły dwie osoby, które ostrzelałam z łuku. Robiąc to wpadłam do oblodzonej rynny i zaczęłam się ześlizgiwać. Ale w końcu się wygrzebałam.
Wyszliśmy na zewnątrz. Wszędzie był śnieg. Nagle usłyszeliśmy warkot samochodu. Podjechał wojskowy transporter z którego wybiegło około dziesięciu umundurowanych żołnierzy z bronią.
Moi towarzysze zaczęli do nich strzelać a oni do nas. Kilku z żołnierzy padło, gdy zorientowaliśmy się, że ich broń to repliki, zabawki, którymi nie mogą nas skrzywdzić.
Wtedy towarzysze moi wstrzymali ogień (z prawdziwej broni). Poszliśmy dalej. Nagle ktoś krzyknął. „ONI, zbliżają się!”. Wszyscy pobiegli zająć jakieś pozycje. Nie wiem kim byli ONI, ale budzili w nas przerażenie.
Ja, jako jedyna, która nie miała przy sobie prawdziwej broni, uciekłam do jakiegoś bunkra. W środku, szukałam miejsca by się ukryć. Znalazłam jedno, ale nie mogłam się tam wcisnąć. W kolejnym pomieszczeniu, leżała wielka góra ciuchów. Wcisnęłam się pod nią i starałam się za wszelką cenę wstrzymać oddech. Nagle poczułam czyjeś dłonie jak wciskają się pod moje plecy, jak by czegoś szukały. Wycofały się i poczułam, że ktoś się położył bardzo blisko mnie. Poderwałam się i przekręcając na bok przygwoździłam tą osobę do ziemi ciuchami i własnym ciałem. Wtedy zobaczyłam, że leży pode mną prześliczna dziewczyna. Nie walczy, jakby pogodzona ze swoim losem. Zeszłam z niej i pomogłam usiąść. Nie odzywała się ani słowem. Zaczęłam jej opowiadać, że jestem tu z towarzyszami, którzy teraz walczą a ja się schowałam, bo jako jedyna nie mam jeszcze broni. Mówiłam, że jesteśmy tu od dawna i zabiliśmy już całą obsługę. I że sporo graczy, też już zabiliśmy. Wzdrygnęła się na te słowa. A ja zaczęłam kłamać, że żartowałam, nikogo nie zabiliśmy, a ja to już na pewno, bo przecież nie mam broni.
Zostawiłam ją na chwilę i wyszłam. Kiedy wróciłam, kąpała się, w wielkiej drewnianej balii, całkowicie naga. Byłą tak piękna, że aż m się słabo zrobiło. Chciałam ją dotykać, całować, tulić. Powstrzymałam się jednak. W tym momencie do pomieszczenia wszedł jakiś koleś, którego rozpoznałam jako zdrajcę. Rzuciłam się na niego, dociskając do ściany. Zapytał, mnie „Czy tym razem będziesz miała dość odwagi by mnie zabić?”. Szarpnęłam go na korytarz, pchnęłam na barierkę, aż spadł piętro niżej na schody. Wróciłam do niej mówiąc, że już się go pozbyłam. Wtedy się odezwała. „A czy jesteś pewna, że na pewno nie żyje?”. Zdenerwowałam się. Myślałam, że no tak, mógł jakimś cudem przeżyć upadek. Podbiegłam do kurtki wiszącej przy wejściu i z kieszeni wyciągnęłam mój nóż. Taki sam jaki mam w rzeczywistości. Ontario Rat-1 z różowymi okładkami. Zbiegłam na dół. Faktycznie żył. Podbiegłam i uklęknęłam przy nim. Otworzyłam nóż i… po krótkiej chwili wahania, wbiłam mu go w brzuch. Przerażające było to, że czułam dokładnie jak jego skóra stawia opór, to jak muszę zwiększyć siłę nacisku. Potem jak ustępuje i nuż wchodzi dalej miękko jak w masło. Wyciągnęłam nóż. Dalej żył. Przesunęłam go następnie tak, by jego głowa znalazła się między barierkami i swoim ciężarem zwisała w dół, po czym poderżnęłam mu gardło.
Po tym „wyczynie”, obudziłam się. Sen trwał mniej więcej dwie, dwie i pół godziny, czasu rzeczywistego.
Dodam tylko, że nigdy w nic żywego nie wbijałam noża. Ani w nic, co mogłoby być podobne we wrażeniach…