Gdy świetliste postacie pomagają ludziom

Bardziej niż nieprawdopobobne, niemożliwe, niewiarygodne... i nie pasujące do pozostałych kategorii.
Awatar użytkownika
Arek
Senior forum
Senior forum
Posty: 2381
Rejestracja: 2006-01-28, 01:59
Lokalizacja: Steinach / Niemcy
Komentarze: 19

Gdy świetliste postacie pomagają ludziom

Post autor: Arek »

Henry Hugh Stoker był człowiekiem znanym i lubianym, grał w tenisa i krokieta, był także znanym aktorem. W 1916r podczas wojny był komendantem łodzi podwodnej "AE2" która dostała się w ręce przeciwnika, Stoker dostał się do tureckiej niewoli skąd po krótkim czasie udaje mu się zbiec. Wraz z dwoma współwiężniami udaje się w 480-kilometrową pieszą drogę bez jedzenia i w ubraniach więziennych. Po 11-tu dniach zbiegowie są u końca sił, przedzierają się poprzez góry w kierunku wybrzeża kiedy Stoker kogoś zauważa.
--Podczas nocy miałem uczucie że nie jest nas troje ale czterech, na końcu naszej grupy szedł czwarty człowiek, szedł tą stroną gdzie czwarty towarzysz był potrzebny. Tajemniczy "Nr.4" nie szukał bliskości grupy, nie odzywał się do nikogo i zawsze trzymał się z dala, nawet podczas przerw na odpoczynek. Gdy jednak ruszaliśmy w dalszą drogę zabierał swoje miejsce na końcu grupy i szedł dalej--
Nie tylko Stoker go zauważył, także inni zbiegowie
--Oni też czuli jego obecność, to było uspokajające, z niego czerpaliśmy siłę i pocieszenie, myślę że przyniósł nam szczęście--
Po wojnie Stoker niechętnie o tym mówił, dopiero z czasem wyjawił swoją tajemnicę Arthurowi Conan, który był bardzo zainteresowany przypadkami paranormalnymi.
Coś podobnego przytrafiło się załodze Shackleton'a podczas epoki badań obszarów biegunowych.
Ernest Henry Shackelton był wielkim bohaterem, świat łaknął jego raportów podróż, nawet król Edward VII mianował go rycerzem. W 1914r. rusza on w antarktyczną ekspedycję , ma jako pierwszy człowiek przebyć całą Antarktydę, jednak niespodziewane trudności związane z warunkami atmosferycznymi uwięziły statek "Endurance" oraz 28 członków załogi (5000 ludzi złożyło podanie by brać udział w tej przygodzie) w lodzie. Przez 10 miesięcy statek jest zakuty w lód, 27 pażdziernika załoga obserwuje z pobliskiej kry jak "Endurance" pęka i tonie. Rozbitkowie przez następne 5 miesięcy ciągną po lodzie szalupy aż docierają do otwartej wody gdzie można je zwodować i zacząć wiosłować w kierunku Ameryki Płd. Prądy morskie oraz wiatry kierują ich na Wyspę Słoniową, Shackleton postanawia pozostawić załogę z prowiantem a on z trójką mężczyzn przebić się żeby sprowadzić pomoc, ich celem miała być brytyjska stacja połowu waleni na wyspie Południowa Georgia w odległości 1100 km.
Po 17 szturmowych dniach lądują na złej stronie wyspy w zatoce King Haakon, mają do przebycia jeszcze 38km. w lini powietrznej ale dzieli ich masyw górski o wysokości 2000 metrów.To co się podczas tego marszu wydarzyło jest do dzisiaj wielką misterią.
--Są sprawy które nie można zdefiniować-- powiedział póżniej Shackleton. Po latach zwierzył się przyjacielowi.
--Na krawędzi śmierci miałem uczucie że było nas o jednego więcej, on jakby był centralą naszego marszu, ja go odczułem jako postać z krwi i kości , która dawała nam siłę by dotrzeć do celu--
Gdy po 36-ciu godzinach docierają do stacji, ich nieznajomy znika, wypełnił swój cel więc nie jest dalej potrzebny.

http://upload.wikimedia.org/wikipedia/c ... inking.jpg
Tonący Endurance





Reakcje na raport Shackletona są podzielone, świat medycyny uważa że postać o której mówią rozbitkowie powstała podczas wspólnej halucynacji, byli skrajnie wycieńczeni, bez wody i jedzenia, w świecie cieni, duchów o krok od szaleństwa.
Nie tak dawno w kinach był film o przypadku Arona Ralston, alpinisty który wpadł w szczelinę w kanionie "Blue John", żeby się uwolnić musiał odciąć sobie ramię, po 5 dniach i nieudanych próbach wyzwolenia się..... zrobił to scyzorykiem . Póżniej powiedział:
--Wiem że była tam jakaś siła, jakieś coś co trudno nazwać, jakaś obecność......bez niej nie miałbym nigdy takiej mocy żeby powziąć decyzję o odcięciu ramienia--
Reinhold Messner znany alpinista w swojej książce "Der nackte Berg" opisuje dramatyczne godziny 27 czerwca 1970r. kiedy podczas wspinaczki na Nanga Parbat jego brat stracił życie podczas wypadku
--Nagle był tam trzeci alpinista który spuszczał się razem z nami.... po mojej prawej stronie, ale tak odwrócony że nie mogłem spojrzeć mu w twarz.--
Dla Messnera nie było to czymś wyjątkowo niezwykłym, miał raczej odczucie że w tak ekstremalnych warunkach fantomiczni pomocnicy są czymś normalnym.
Z literatury można wyłowić więcej takich przypadków, wiele dotyczy marynarzy jak na przykład takim był Joshua Slocum który chciał samotnie opłynąć świat, niedaleko Gibraltaru wpadł w szturm który porządnie potrząsł jego drewnianą łodzią "Spray". On sam stracił przytomność.
--Gdy się ocknąłem, widziałem stojącego za sterem rosłego mężczyznę.--
Zjawa wyglądała jakby była marynarzem dawniejszej epoki pisano póżniej w gazecie "Boston Globe", zjawa miała powiedzieć że przyszła by pomóc i dzisiejszej nocy będzie sterować łódż. Następnego dnia szturm się uciszył, Slocum zauważył że łódż nie tylko przebyła w nocy 150 kilometrów ale została przy prawidowym kursie.
27 czerwca 1898r,w Newport został przywitany przez tłum ludzi, jego książka "Sailing around the world" zrobiła go w takim stopniu popularnym że prezydent Roosevelt z rodziną żeglowali nieraz na jego łodzi.
30 lat póżniej udał się przelot samolotem nad Atlantykiem. Charles Lindbergh był listonoszem United States Army Service na odcinku St. Louis-Chicago, jego marzeniem było by pewnego dnia polecieć dalej niż codzienne 460 km.
20 maja 1927r. wystartował z Nowego Jorku, celem poodróży był o 5808 km. oddalony Paryż. Po 22 godzinach miał połowę drogi za sobą, walcząc z zmęczeniem miał wrażenie że dostępuje bram śmierci, podczas mgły leciał najniżej jak to było możliwe prawie że dotykając fal oceanu. Ogromna koncentracja kosztowała go wiele sił, teraz bedąc całkowicie wyczerpany miał świadomość czyjegoś towarzystwa. Przez 26 lat tą tajemnicę zachował dla siebie, dopiero w 1953r. wyjawił co się wtedy działo
--Nigdy nie wierzyłem w żadne zjawy, ale jak mam wytłumaczyć te półprzezroczyste postacie które towarzyszyły mi tyle godzin? przezroczyste postacie miejące ludzkie sylwetki, głosy podawały precyzyjne wskazówki--


http://www.bildergipfel.de/images/produ ... 141048.jpg
Charles Lindbergh



W swojej książce wspomina:
--Ich pojawienie się wcale mnie nie zdziwiło, nie musiałem się odwracać żeby ich widzieć, tak jakby cały czas znajdowały się w moim polu widzenia. Fantomiczne postacie rozmawiały ze mną, mówiły że są tutaj by pomóc, omówiliśmy plan lotu, dostałem wskazówki, uspokojały mnie.--
Po następnych sześciu godzinach i rundzie honorwej dookoła wieży Eiffla wylądował na lotnisku Le Bourget, zmęczenie zniknęło a z nim zjawy.
Lindbergh nie był jedynym pilotem który miał "towarzystwo". Sławna pionier lotnictwa Edith Stearns (1902 - 1956) swoje pierwsze spotkanie miała w 1932r. podczas zawodów lotniczych, gdy kończyło się jej paliwo, jej "towarzysz" poradził lecieć dalej zamiast awaryjnie lądować, wylądowała jak to się mówi "na oparach". Od tego czasu już nie leciała nigdy sama , zawsze miała swojego "fantomicznego przyjaciela"
--Obok mnie siedzi mój "towarzysz", nazywam go "przewodzącym duchem".--
Reakcje naukowców na takie opowieści są różnorakie od całkowitego odrzucenia aż próby wyjaśnienia tego fenomenu. Michael Murphey psycholog i guru ruchu New-Age pisze w swojej książce "Człowiek Kwantowy ": "...pojawiają się zjawy które nie można tak łatwo wytłumaczyć, żeglarze i piloci którzy w swoim życiu nigdy nie mieli urojeń w poszczególnych przypadkach widzieli fantomiczne postacie. Możliwie że ich zwykle odczucie zostało w tym momencie tak skoncentrowane że byli w stanie odebrać pozazmysłowe przekazy."
Ludzie głęboko wierzący częściej opowiadają o pomagających im świetlistych istotach, William Jones z uniwersytetu w Havardzie pisał już przeszło 100 lat temu: "Wygląda na to że gdzieś głęboko w naszym umyśle mamy obszar gdzie manifestuje się głębokie odczucie czegoś co sięga głębiej niż nasze pięć zmysłów"
W wielu religiach czy to: wizje ,spotkania z Bogiem lub z świętymi powstały w sytuacjach ekstremalnych, mężczyżni wyruszali w pustynie żeby medytować, po długiej głodówce, medytacji, umartwiania powracali do wiosek opowiadając o spotkaniach z "wyższymi istotami". Prawdopodobnie górskie wysokości grają przy tym dużą rolę, na przykład Mojżesz otrzymał "10 przykazań" na górze Synaj która ma 2285m. wysokości. Charles Houston który zajmował się medycyną wysokogórską widzi przyczynę w obrzęku mózgu : "Jeśli ciało potrzebuje tlenu, podwyższa cyrkulację krwi co może być przyczyną obrzęku mózgu. Alpiniści mający ten problem słyszą głosy w głowie a nwet widzą dziwne przedmioty"
Pierwszym człowiekiem który z medycznego punktu widzenia opisywał fenomen "świetlistego towarzysza" był Carl Jaspers, w klinice gdzie pracował nieraz udało mu się zauważyć:"...są ludzie którzy wyczuwają obecność kogoś kto znajduje się bezpośrednio przy tej osobie, ten ktoś nie opuszcza go ani na krok. Nazywam to "przyczepiona świadomość"".
Amerykański psycholog Julian Jaynes ma swoją teorię: jeszcze 3000 lat temu wszystkie informacje które pochodziły z prawej półkuli mózgu były uznawane za prawdziwe, Jaynes nazywa to "bożą półkulą". Tutaj są wytwarzane akustyczne i wizualne halucynacje, lewa półkula "ludzka półkula" odpowiedzialna jest za samodzielne myślenie i działanie. Gdy na Ziemi powstało pismo pod zaawansowaną postacią wytworzyło ono jednocześnie dominancję lewej półkuli. Halucynacje świetlistych postaci to pozostałość tych przemian, w takim momencie dominancja lewej półkuli zostaje przyćmiona, wyłączona, logiczne myślenie odsunięte na bok. Prawa półkula która zawiera także cechy kreatywności i pomysłowości, przejmuje kontrolę nad świadomością człowieka.
Faktem jest że prawie wszyscy którzy doświadczyli świetlistych istot opowiadają że znajdowały się po ich prawej stronie, przypadek?. wydział Uniwerytetu British Columbia pod przewodnictwem Petera Suedfelda bada ekstremalne doświadczenia zmysłowe, astronauci szczególnie ci którzy często doświadczają wizjonerskich spotkań oraz słyszą dziwne głosy są ulubionymi obiektami badań. Suedfeld potwierdza teorię Jaynesa, w sytuacjach ekstremalnych lewa półkula traci na dominacji, kreatywność i wymyśleni przyjaciele pojawiają się w umyśle. Stres w zawodzie jak i w prywatnym życiu coraz częściej prowadzi do takich sytuacji.
Ankiety ukazały że w USA już nawet 40% ludności doświadczyło akustycznych halucynacji, ludzie tym dotknięci uważają że głosy były calkiem realne i prawdziwe a nie jakieś przesłyszenia.
Naukowcom udało się odnależć w mózgu rejon odpowiedzialny za religijne doświadczenia którym jest płat skroniowy: ludziom którzy podczas medytacji zapadają w głęboki trans właśnie w tym miejscu zachodzą zmiany. Naukowcom z Genewy za pomocą elektrycznych impulsów udało się wytworzyć iluzję "świetlistego towarzysza", "Anielski przełącznik " nazywają go niektórzy .
--Czy aktywizacja anielskiego przełącznika gwarantuje przeżycie?-- pyta John Geiger, autor i uczestnik kilku ekspedycji arktycznych. Na pewno nie, literatura zawiera także przypadki jak ten o alpiniście Maurice Wilson który w 1943r. zginął na Mount Everest, w swoim dzienniku pisał "....dziwne, mam uczucie że u mnie w namiocie ciągle ktoś jest", w tym przypadku świetlisty towarzysz zawiódł.


A może to siła przetrwania, która drzemie w każdym człowieku manifestuje się niekiedy pod postacią pomocnego towarzysza?. W trudnych sytuacjach najważniejsze jest żeby umieć czerpać z zasobów tej siły, nawet jeśli to tylko trik który ma wywołać iluzję pomocnego towarzysza, naprawdę chodzi tylko o przetrwanie i tylko to się liczy.

Art. przetłumaczony z miesięcznika "P.M."

Załóż konto lub zaloguj się, aby dołączyć do dyskusji

Aby wysłać odpowiedź, musisz być zarejestrowanym użytkownikiem

Załóż konto

Nie masz konta? Zarejestruj się, aby dołączyć do naszej społeczności
Członkowie forum mogą zakładać tematy i śledzić odpowiedzi
Jest to bezpłatne i zajmuje tylko minutę

Zarejestruj się

Zaloguj się

Wróć do „Niewyjaśnione zjawiska”