Problem
: 2006-02-04, 00:55
Witam.
Jest to mój pierwszy post na tym forum, niebardzo wiedziałem gdzie go dać, więc wylądował tutaj...
Ale przejdę do rzeczy.
Otóż, nigdy specjalnie nie wierzyłem w coś takiego jak "magia, ciała astralne" i inne tego typu sprawy (co jest o tyle dziwne, że jestem wychowany w duchu katolicyzmu). Czytałem o tym bardzo wiele artykułów, z czystej ciekawości oraz jako człowiek pragnący wiedzieć jak najwięcej, lecz nigdy nie spotkałem się z dowodami na działanie tych wszystkich (a raczej większości) rzeczy, o których traktuje Wasze forum.
O swoim rozdarciu pomiędzy religiami pisał nie będę, bo nie o to mi chodzi. Chcę powiedzieć i zaznaczyć tylko tylę, że "wierzę w jednego Boga"...
Na czym polega problem?
Otóż - od wielu miesięcy mam problemy z zaśnięciem i samym snem.
Powód?
Właśnie te parę miesiecy temu podczas snu zaczęły dziać się... No właśnie nie wiem co.
Silnie czuję czyjąś obecność, nie potrafię tego wyjaśnić. Są to różne "osoby" (Wy powiedzielibyście pewnie - byty). Czasami poprostu są i nic nie robią. Czuje jak obserwują. Innym razem odwiedzają mnie bardzo silne osobistości. Mam potworne uczucie jakby coś chciało mnie "wyssać od środka". To zabrzmi głupio, ale czuje jakby ten ktoś chciał wyrwać mi duszę i gdzieś zaciągnąć.
Widzę ich, a jednocześnie nie. Właściwie nie potrafię ich zapamiętać.
W 99% są jak ludzie, ale były przypadki, że...
Pamiętam raz (na szczęscie było to jeden jedyny raz) jak przyszło do mnie -(znowu nie wiem jak to nazwać)- i znęcał się nade mną. Wiecie, na granicy świadomości i snu widziałem z perspektywy 3osoby jak potężny, dziwny cień, mający jednak konkretne kształty okłada mnie "pięściami". Czułem ból, jako ten co cierpi i jednocześnie stałem jak posąg, nie mogąc nic zrobić, jako obserwator. Nagle zniknęło, a ja się ocknąłem, już tak na dobre. To jest nie do opisania. A najgorsze z tego wszystkiego jest niemoc i strach. Wszystko bolało mnie jeszcze przez parę dni, ale fizycznie nic konkretnego mi nie dolegało.
Są noce, że budze się dosłownie z krzykiem. Są wieczory, że boje się iść spać.
Jestem jak przedszkolak, a mam 20 lat.
Ja sam nie znajduję wytłumaczenia w... hmmm... "aktach wiary"(?).
Niektórzy mówią, że takie bywa nieczyste sumienie, ale wierzcie mi - nie mam sobie nic do zarzucenia.
Więc dlaczego przydaża mi się to o czym piszę?!
Na co Wam to wygląda?
I najważniejsze - jak się tego cholerstwa pozbyć (Waszymi sposobami), bo powoli niewytrzymuje psychicznie.
Ciekawe ilu z Was ma mnie teraz za świra O_o
Jest to mój pierwszy post na tym forum, niebardzo wiedziałem gdzie go dać, więc wylądował tutaj...
Ale przejdę do rzeczy.
Otóż, nigdy specjalnie nie wierzyłem w coś takiego jak "magia, ciała astralne" i inne tego typu sprawy (co jest o tyle dziwne, że jestem wychowany w duchu katolicyzmu). Czytałem o tym bardzo wiele artykułów, z czystej ciekawości oraz jako człowiek pragnący wiedzieć jak najwięcej, lecz nigdy nie spotkałem się z dowodami na działanie tych wszystkich (a raczej większości) rzeczy, o których traktuje Wasze forum.
O swoim rozdarciu pomiędzy religiami pisał nie będę, bo nie o to mi chodzi. Chcę powiedzieć i zaznaczyć tylko tylę, że "wierzę w jednego Boga"...
Na czym polega problem?
Otóż - od wielu miesięcy mam problemy z zaśnięciem i samym snem.
Powód?
Właśnie te parę miesiecy temu podczas snu zaczęły dziać się... No właśnie nie wiem co.
Silnie czuję czyjąś obecność, nie potrafię tego wyjaśnić. Są to różne "osoby" (Wy powiedzielibyście pewnie - byty). Czasami poprostu są i nic nie robią. Czuje jak obserwują. Innym razem odwiedzają mnie bardzo silne osobistości. Mam potworne uczucie jakby coś chciało mnie "wyssać od środka". To zabrzmi głupio, ale czuje jakby ten ktoś chciał wyrwać mi duszę i gdzieś zaciągnąć.
Widzę ich, a jednocześnie nie. Właściwie nie potrafię ich zapamiętać.
W 99% są jak ludzie, ale były przypadki, że...
Pamiętam raz (na szczęscie było to jeden jedyny raz) jak przyszło do mnie -(znowu nie wiem jak to nazwać)- i znęcał się nade mną. Wiecie, na granicy świadomości i snu widziałem z perspektywy 3osoby jak potężny, dziwny cień, mający jednak konkretne kształty okłada mnie "pięściami". Czułem ból, jako ten co cierpi i jednocześnie stałem jak posąg, nie mogąc nic zrobić, jako obserwator. Nagle zniknęło, a ja się ocknąłem, już tak na dobre. To jest nie do opisania. A najgorsze z tego wszystkiego jest niemoc i strach. Wszystko bolało mnie jeszcze przez parę dni, ale fizycznie nic konkretnego mi nie dolegało.
Są noce, że budze się dosłownie z krzykiem. Są wieczory, że boje się iść spać.
Jestem jak przedszkolak, a mam 20 lat.
Ja sam nie znajduję wytłumaczenia w... hmmm... "aktach wiary"(?).
Niektórzy mówią, że takie bywa nieczyste sumienie, ale wierzcie mi - nie mam sobie nic do zarzucenia.
Więc dlaczego przydaża mi się to o czym piszę?!
Na co Wam to wygląda?
I najważniejsze - jak się tego cholerstwa pozbyć (Waszymi sposobami), bo powoli niewytrzymuje psychicznie.
Ciekawe ilu z Was ma mnie teraz za świra O_o