autor: MarcinK95 » 2015-02-11, 13:17
W książce ekspres reporterów znalazłem dość sporo relacji o obserwacjach UFO nam mazowszem. Pozwolę sobie tutaj przytoczyć kilka z nich. Autor artykułu Jan Tetter.
1
Działo się to w Piotrkowie Kujwaskim. Był maj 1977 roku. Milicjant, który jak zwykle miał nocny obchód miasteczka zaalarmował księdza, że pali się kościół.
Proboszcz wyskoczył jak stał. Zobaczył coś, co wprawdzie nie było pożarem, ale nie przypominało też niczego, co dotychczas widział. Przyglądał się zdumiony. Kopuła wieży kościelnej świeciła błękitnym światłem, a po chwili pojawiły się tego samego koloru gwiazdy.
Inni naoczni świadkowie stwierdzają, że przez pewien czas- oczywiście nie w każdą noc- wieża kościelna, choć zbudowana z czerwonej, pociemniałej już, cegły jaśniała z daleka jakby otynkowana na jasno i nawet oświetlona, chociaż w czasie trwania zjawiska, wyłączono prąd z sieci i kościół był ciemny. Inni w tym zjawisku widzieli obrazy treści religijnej o niesłychanie żywych barwach.
Do dzisiaj zjawiska tego, choć ściągało do miasteczka tysiące ludzi, nie wyjaśniono. Podobno oglądający je pewien uczony fizyk miał stwierdzić najzupełniej poważne:
-Zwykłe zjawisko nadprzyrodzone.
2
Około dziesięciu kilometrów od Piotrkowa Kujawskiego na północ leży Radziejów, niegdyś miasto powiatowe, dzisiaj już tylko gminne. Nieco bliżej jest wieś Stary Radziejów, prawdopodobnie znacznie starsza od swego miejskiego pobratymca o tej samej nazwie. W Radziejewie Starym mieszka Roman Kremplewski liczący sobie lat czterdzieści siedem. Człowiek ten nie cierpiał nigdy ani na zaburzenia wzroku, ani na niedomagania słuchu, nie nosi okularów, nikt dotychczas nie słyszał, aby opowiadał jakieś fantazje lub miewał przywidzenia.
O tym co widział drugiego grudnia 1983 roku tak opowiada:
-Był to piątek. Z domu wyszedłem około godziny dziewiętnastej, prowadząc rower. Udawałem się do Opatowic. Światło przy rowerze słabo świeciło, droga była śliska, więc kawałkami szedłem, prowadząc rower obok siebie. Jeśli chodzi o strony świata, to jechałem w kierunku zachodnim od wschodu.
Mogła być godzina dziewiętnasta trzydzieści, kiedy zauważyłem, że od strony zachodniej, czyli od Radziejowa coś leci.
Była to grupa paru świateł. Pomyślałem że leci samolot albo co było jeszcze prawdopodobniejsze helikopter. Widziałem światła z daleka i myślałem, że zaraz usłyszę huk czy warkot silników. Ale nie usłyszałem niczego.
Nadlatujące światła zbliżyły się, wówczas rozpoznałem, że są rozmieszone na powierzchni długiego wąskiego kształtu. Było to coś szarego, wielkich rozmiarów. Przypominało to właściwie raczej długopis niż cygaro, bo było smuklejsze. Na obserwacje miałem sporo czasu. Zacząłem liczyć światła. Naliczyłem dwanaście sztuk w czterech kolorach- białym, niebieskim, czerwonym i zielonym. Światła rozmieszczone były niesymetrycznie i jakby bezładnie.
Obiekt ten leciał, według mego rozeznania, na wysokości około trzystu metrów. Obrał kierunek na południowy wschód. Leciał wyraźnie wolniej niż latają samoloty, stąd początkowo przyszła mi do głowy myśl o helikopterze. Widziałem go około dziesięciu minut. Byłem na polu, ani drzewa, ani budynki nie zasłaniały mi zaobserwowanej przestrzeni. Co mnie zaskoczyło- to to, że nie słyszałem żadnego huku ani szumu nawet.
I rzecz najważniejsza, ten przedmiot lecący bezdźwięcznie pozostawił za sobą cztery smugi dymu, jak odrzutowiec. Ciemny, szary kształt- bo tak go zobaczyłem- znikł, a na niebie pozostały jeszcze te smugi dymu. Były jaśniejsze niż wieczorne niebo. Po pewnym czasie zrobiły się z nich jakby chmurki. Takie same jak zostawiają samoloty odrzutowe.
Wieczór wtedy wypadł cichy, mroźny... Absolutnie się nie bałem po prostu nawet mi to na myśl nie przyszło.
Nazajutrz, kiedy opowiadałem sąsiadom, co widziałem, jeden z nich mówił, że słyszał wiadomość w radiu, w którymś ze wczorajszych dzienników rannych, że coś takiego zaobserwowano wczoraj nad Sieradzem. Wymienił nawet godzinę- ósma wieczorem- o której to "coś" pojawiło się nad Sieradzem. Potem szukaliśmy na mapie, gdzie to jest. Myślę, że tę przestrzeń, biorąc pod uwagę szybkość, przedmiot ten rzeczywiście mógł przebyć w pół godziny.
3
Pół kilometra od budynków Romana Kremplewskiego, około dwóch kilometrów od miejsca, gdzie Kremplewski dokonał swojej obserwacji, znajduje się gospodarstwo Jana Gralewskiego.
Graleski ma lat czterdzieści sześć, słyszy i widzi dobrze. Okularów nie używa. Ma opinię człowieka nieskorego do fantazjowania. Jego budynki rozmieszczone tak, że zamykają się w niewielkim kwadracie, przestrzeń podwórka o wymiarach około 12 na 16 metrów. Z tego podwórka niebo widzi się ograniczone niemal ze wszystkich stron dachami budynków. Jest to wiec dużo mniejszy wycinek niż widzi człowiek stojący na polu. Obserwacja jakiegokolwiek przedmiotu poruszającego się w powietrzu może być prowadzona tylko wtedy, kiedy przedmiot ten znajduje się bezpośrednio, lub prawie bezpośrednio, nad podwórkiem. No i czas obserwacji, w wypadku szybko lecącego obiektu jest bardzo krótki.
Oto relacja Jana Gralewskiego i jego syna, osiemnastoletniego Krzysztofa, o tym, co widzieli wieczorem 2 grudnia 1983 roku:
-Była późna godzina wieczorna, tak koło dziesiątej- mówi Jan Gralewski- kiedy wyszedłem na podwórko. Nagle zobaczyłem jak z kierunku zachodniego nadlatuje dużo świateł, może dwadzieścia a może jeszcze więcej. Pomyślałem, że są to samoloty i zastanowiło mnie, jak one mogą lecieć tak blisko siebie i nie trącić się skrzydłami?
Wieczór był cichy, czekałem na jakiś warkot, może huk, ale nic takiego nie nastąpiło.
Kiedy światła były już nade mną, dostrzegłem że są rozmieszczone regularnie- w grupach po trzy a trójki te tworzą koło. Każda trójka świateł była w innym kolorze, białym, żółtym i czerwonym. Uważam, że światła te mogły lecieć co najmniej na wysokości stu metrów lub wyżej. Ich szybkość podobna była do szybkości samolotu.
Krzysztof Gralewski, który był z ojcem na podwórku, potwierdza jego relację i dodaje, że świateł było co najmniej dwadzieścia ale nie więcej niż pięćdziesiąt. Poruszały się z szybkością samolotu odrzutowego, a na niebie, po ich przelocie pozostawały cztery smugi podobne do smug, jakie pozostawia za sobą samolot odrzutowy.
Jan Gralewski powiada, że nazajutrz słyszał w dzienniku radiowym o jakimś niezidentyfikowanym obiekcie, niestety, nie zwrócił uwagi, lub ie dosłyszał, o jaką miejscowość chodziło. O wiadomości tej wspominali również sąsiedzi, kiedy Gralewscy opowiadali im, co widzieli onegaj wieczorem.
Obydwaj relacjonujący zapytani raz jeszcze o godzinę, po namyśle i przeanalizowaniu zwykłych o tej porze czynności w gospodarstwie, podtrzymują z widocznym wahaniem, poprzednio podaną porę. Wskazywałoby na to, że ich określenie godziny występowania zjawiska może być nieprecyzyjne.
W książce ekspres reporterów znalazłem dość sporo relacji o obserwacjach UFO nam mazowszem. Pozwolę sobie tutaj przytoczyć kilka z nich. Autor artykułu Jan Tetter.
[i][b]1[/b]
Działo się to w Piotrkowie Kujwaskim. Był maj 1977 roku. Milicjant, który jak zwykle miał nocny obchód miasteczka zaalarmował księdza, że pali się kościół.
Proboszcz wyskoczył jak stał. Zobaczył coś, co wprawdzie nie było pożarem, ale nie przypominało też niczego, co dotychczas widział. Przyglądał się zdumiony. Kopuła wieży kościelnej świeciła błękitnym światłem, a po chwili pojawiły się tego samego koloru gwiazdy.
Inni naoczni świadkowie stwierdzają, że przez pewien czas- oczywiście nie w każdą noc- wieża kościelna, choć zbudowana z czerwonej, pociemniałej już, cegły jaśniała z daleka jakby otynkowana na jasno i nawet oświetlona, chociaż w czasie trwania zjawiska, wyłączono prąd z sieci i kościół był ciemny. Inni w tym zjawisku widzieli obrazy treści religijnej o niesłychanie żywych barwach.
Do dzisiaj zjawiska tego, choć ściągało do miasteczka tysiące ludzi, nie wyjaśniono. Podobno oglądający je pewien uczony fizyk miał stwierdzić najzupełniej poważne:
-Zwykłe zjawisko nadprzyrodzone.
[b]2[/b]
Około dziesięciu kilometrów od Piotrkowa Kujawskiego na północ leży Radziejów, niegdyś miasto powiatowe, dzisiaj już tylko gminne. Nieco bliżej jest wieś Stary Radziejów, prawdopodobnie znacznie starsza od swego miejskiego pobratymca o tej samej nazwie. W Radziejewie Starym mieszka Roman Kremplewski liczący sobie lat czterdzieści siedem. Człowiek ten nie cierpiał nigdy ani na zaburzenia wzroku, ani na niedomagania słuchu, nie nosi okularów, nikt dotychczas nie słyszał, aby opowiadał jakieś fantazje lub miewał przywidzenia.
O tym co widział drugiego grudnia 1983 roku tak opowiada:
-Był to piątek. Z domu wyszedłem około godziny dziewiętnastej, prowadząc rower. Udawałem się do Opatowic. Światło przy rowerze słabo świeciło, droga była śliska, więc kawałkami szedłem, prowadząc rower obok siebie. Jeśli chodzi o strony świata, to jechałem w kierunku zachodnim od wschodu.
Mogła być godzina dziewiętnasta trzydzieści, kiedy zauważyłem, że od strony zachodniej, czyli od Radziejowa coś leci.
Była to grupa paru świateł. Pomyślałem że leci samolot albo co było jeszcze prawdopodobniejsze helikopter. Widziałem światła z daleka i myślałem, że zaraz usłyszę huk czy warkot silników. Ale nie usłyszałem niczego.
Nadlatujące światła zbliżyły się, wówczas rozpoznałem, że są rozmieszone na powierzchni długiego wąskiego kształtu. Było to coś szarego, wielkich rozmiarów. Przypominało to właściwie raczej długopis niż cygaro, bo było smuklejsze. Na obserwacje miałem sporo czasu. Zacząłem liczyć światła. Naliczyłem dwanaście sztuk w czterech kolorach- białym, niebieskim, czerwonym i zielonym. Światła rozmieszczone były niesymetrycznie i jakby bezładnie.
Obiekt ten leciał, według mego rozeznania, na wysokości około trzystu metrów. Obrał kierunek na południowy wschód. Leciał wyraźnie wolniej niż latają samoloty, stąd początkowo przyszła mi do głowy myśl o helikopterze. Widziałem go około dziesięciu minut. Byłem na polu, ani drzewa, ani budynki nie zasłaniały mi zaobserwowanej przestrzeni. Co mnie zaskoczyło- to to, że nie słyszałem żadnego huku ani szumu nawet.
I rzecz najważniejsza, ten przedmiot lecący bezdźwięcznie pozostawił za sobą cztery smugi dymu, jak odrzutowiec. Ciemny, szary kształt- bo tak go zobaczyłem- znikł, a na niebie pozostały jeszcze te smugi dymu. Były jaśniejsze niż wieczorne niebo. Po pewnym czasie zrobiły się z nich jakby chmurki. Takie same jak zostawiają samoloty odrzutowe.
Wieczór wtedy wypadł cichy, mroźny... Absolutnie się nie bałem po prostu nawet mi to na myśl nie przyszło.
Nazajutrz, kiedy opowiadałem sąsiadom, co widziałem, jeden z nich mówił, że słyszał wiadomość w radiu, w którymś ze wczorajszych dzienników rannych, że coś takiego zaobserwowano wczoraj nad Sieradzem. Wymienił nawet godzinę- ósma wieczorem- o której to "coś" pojawiło się nad Sieradzem. Potem szukaliśmy na mapie, gdzie to jest. Myślę, że tę przestrzeń, biorąc pod uwagę szybkość, przedmiot ten rzeczywiście mógł przebyć w pół godziny.
[b]3[/b]
Pół kilometra od budynków Romana Kremplewskiego, około dwóch kilometrów od miejsca, gdzie Kremplewski dokonał swojej obserwacji, znajduje się gospodarstwo Jana Gralewskiego.
Graleski ma lat czterdzieści sześć, słyszy i widzi dobrze. Okularów nie używa. Ma opinię człowieka nieskorego do fantazjowania. Jego budynki rozmieszczone tak, że zamykają się w niewielkim kwadracie, przestrzeń podwórka o wymiarach około 12 na 16 metrów. Z tego podwórka niebo widzi się ograniczone niemal ze wszystkich stron dachami budynków. Jest to wiec dużo mniejszy wycinek niż widzi człowiek stojący na polu. Obserwacja jakiegokolwiek przedmiotu poruszającego się w powietrzu może być prowadzona tylko wtedy, kiedy przedmiot ten znajduje się bezpośrednio, lub prawie bezpośrednio, nad podwórkiem. No i czas obserwacji, w wypadku szybko lecącego obiektu jest bardzo krótki.
Oto relacja Jana Gralewskiego i jego syna, osiemnastoletniego Krzysztofa, o tym, co widzieli wieczorem 2 grudnia 1983 roku:
-Była późna godzina wieczorna, tak koło dziesiątej- mówi Jan Gralewski- kiedy wyszedłem na podwórko. Nagle zobaczyłem jak z kierunku zachodniego nadlatuje dużo świateł, może dwadzieścia a może jeszcze więcej. Pomyślałem, że są to samoloty i zastanowiło mnie, jak one mogą lecieć tak blisko siebie i nie trącić się skrzydłami?
Wieczór był cichy, czekałem na jakiś warkot, może huk, ale nic takiego nie nastąpiło.
Kiedy światła były już nade mną, dostrzegłem że są rozmieszczone regularnie- w grupach po trzy a trójki te tworzą koło. Każda trójka świateł była w innym kolorze, białym, żółtym i czerwonym. Uważam, że światła te mogły lecieć co najmniej na wysokości stu metrów lub wyżej. Ich szybkość podobna była do szybkości samolotu.
Krzysztof Gralewski, który był z ojcem na podwórku, potwierdza jego relację i dodaje, że świateł było co najmniej dwadzieścia ale nie więcej niż pięćdziesiąt. Poruszały się z szybkością samolotu odrzutowego, a na niebie, po ich przelocie pozostawały cztery smugi podobne do smug, jakie pozostawia za sobą samolot odrzutowy.
Jan Gralewski powiada, że nazajutrz słyszał w dzienniku radiowym o jakimś niezidentyfikowanym obiekcie, niestety, nie zwrócił uwagi, lub ie dosłyszał, o jaką miejscowość chodziło. O wiadomości tej wspominali również sąsiedzi, kiedy Gralewscy opowiadali im, co widzieli onegaj wieczorem.
Obydwaj relacjonujący zapytani raz jeszcze o godzinę, po namyśle i przeanalizowaniu zwykłych o tej porze czynności w gospodarstwie, podtrzymują z widocznym wahaniem, poprzednio podaną porę. Wskazywałoby na to, że ich określenie godziny występowania zjawiska może być nieprecyzyjne.
[/i]