autor: patyk » 2020-07-28, 03:18
Cześć,
Chciałbym wam pokrótce przedstawić moje ostatnie odczucia jak i zapytać czy mieliście coś podobnego.
Otóż w wielkim skrócie - zacząłem wszystko postrzegać. Chodzi o to, że wszystko na co patrzę, wydaje się być takie nierealne, "plastikowe".
Mam takie odczucie gdy patrzę na cokolwiek i mam wrażenie że to nie jest realne, czyli wszystko co nas dookoła otacza. Zrozumcie proszę, że cięzko jest opisać swoje odczucia, ale wybrałem słowo "plastikowe", ponieważ z tym mi się to kojarzy, czyli bezduszne, sztuczne przedmioty dookoła mnie, a ja sam czuje się, jakbym nie należał do teraźniejszości.
Gdy słyszę, że ktoś sobie kupił jakąś zabawkę, dom, samochód, to nie robi to na mnie żadnego wrażenia i to dosłownie, bo mój umysł postrzega to jakby ktoś powiedział że widział na zewnątrz drzewo.
Druga sprawa, może ważniejsza - postrzeganie przeze mnie ludzi i uczuć/odczuć. W ciągu ostatniego roku, zacząłem również inaczej postrzegać ludzi, czyli patrzeć na nie jak na przedmioty, czyli bezduszne twory, pozbawione sensu, ich działanie postrzegam jako bezsensowne, czyli dążenie do celu, awanse, pieniądze - to wszystko odczuwam jak jakąś grę komputerową. Naprawdę ciężko wytłumaczyć takie odczucie nie będąc w takiej sytuacji, ale znów, ludzie wyglądają w moich oczach jak jakieś kukiełeczki sterowane. Wygląda to jak jakiś objaw socjopatii, ale nie. To coś więcej, bo do ludzi, ich działań i uczuć nic nie czuję. Jakby stali się komputerowymi tworami bez duszy i obojętne mi jest w zasadzie CO myślą, CO robią i PO CO w ogóle tutaj są.
Reasumując - zacząłem postrzegać ten świat jakby wykreowany, sztuczny, nierealistyczny z tym czego ja bym oczekiwał, albo mój mózg zaczął to wszystko postrzegać inaczej.
Tak samo ja sam - nie czuję żadnej potrzeby posiadania czegokolwiek, relaksu, napięcia, stresu, zabawy, frajdy, bo...no właśnie, dochodzimy do meritum.
Czytałem kiedyś, że takowe odczucia są etapem głębokiej transformacji, duchowego rozwinięcia.
Niestety na forach ezo, spotkałem się z opiniami, że jest to początek odchodzenia z tego świata (czytaj własnej śmierci) i organizm to właśnie czuje, że opuszczają mnie wszelkie życiodajne energie.
Pytam Was, ponieważ sam nie wiem co teraz począć i komu wierzyć. Czuję się, jakby to wszystko się kończyło - albo moje życie, etap w życiu, transformacja eneergetyczna, sam do końca nie potrafię tego określić.
Zauważyłem jedynie (nie, proszę się nie śmiać), że mam ogromny wpływ na otoczenie, czyli jak to nazwą ludzie "ezo", wpływanie na rzeczywostość. Jak gdyby ktoś powiedział mi, że od teraz co sobie pomyślisz, to w dłuższej perspektywie się ziści. Niestety zisciło się wiele razy, w tym również i te złe rzeczy których żałuje teraz.
Pomyślałem sobie, że może to byc również jakiś objaw choroby, ale nic z tych rzeczy - pracuję, cieszę się nadal z różnych rzeczy i małych sukcesów, oraz rozumiem w pełni swoje porażki, czyli nie tylko powód, a cały bieg wydarzeń i jak to mówią - od a do z potrafię "rozpracować" niektóre zjawiska i rzeczy które spotykaja mnie i najbliższych (choć i nie tylko najblizszych).
I ostatnia rzecz. Możecie się śmiać - w sumie ja też tego nie rozumiem i mnie to bawi, ale kilka osób tzw. wróźbitów/wróżek (ale nie tych z TV, tylko poleconych przez wtajemniczonych), bardzo trafnie określiła moją osobę (czyli kim jestem), co mną kieruje, jakie mam cele, a jedna rzecz mnie nadal intryguje w ich opisach - że de facto nie mam duszy, nie istnieję w jakimś swiecie (chyba to był astralny?), że nie mam aury i jestem po prostu bezduszną energią, egregorem, jakby obcą istotą. Jeżeli słyszych to od wielu osób, to zaczynasz się zastanawiać co do diabła, ale moje dotychczasowe życie wyglądało inaczej, było kolorowe, miałem tylko raz depresję, ale mam na tyle twardy organizm że sam znalazłem sposób aby z tego wyjść i się z niiej wyleczyłem. Problematyczny jednak jest ostatnio rok/dwa, podczas którego to postrzeganie się właśnie zmieniło u mnie.
Okej, może jeszcze jedno sobie - ostatnimi czasy również widzę...więcej. Tak, tutaj również ciężko to wytłumaczyć, ale porafię często wyczuć i widzieć...energię (lub cokolwiek to jest), a spoglądając w niebo to już w ogóle temat na książkę.
Czy mógłby ktoś skomentować moje zachowanie i skąd to się bierze ? Interesuje mnie medyczny jak i paranormalny punkt widzenia.
Cześć,
Chciałbym wam pokrótce przedstawić moje ostatnie odczucia jak i zapytać czy mieliście coś podobnego.
Otóż w wielkim skrócie - zacząłem wszystko postrzegać. Chodzi o to, że wszystko na co patrzę, wydaje się być takie nierealne, "plastikowe".
Mam takie odczucie gdy patrzę na cokolwiek i mam wrażenie że to nie jest realne, czyli wszystko co nas dookoła otacza. Zrozumcie proszę, że cięzko jest opisać swoje odczucia, ale wybrałem słowo "plastikowe", ponieważ z tym mi się to kojarzy, czyli bezduszne, sztuczne przedmioty dookoła mnie, a ja sam czuje się, jakbym nie należał do teraźniejszości.
Gdy słyszę, że ktoś sobie kupił jakąś zabawkę, dom, samochód, to nie robi to na mnie żadnego wrażenia i to dosłownie, bo mój umysł postrzega to jakby ktoś powiedział że widział na zewnątrz drzewo.
Druga sprawa, może ważniejsza - postrzeganie przeze mnie ludzi i uczuć/odczuć. W ciągu ostatniego roku, zacząłem również inaczej postrzegać ludzi, czyli patrzeć na nie jak na przedmioty, czyli bezduszne twory, pozbawione sensu, ich działanie postrzegam jako bezsensowne, czyli dążenie do celu, awanse, pieniądze - to wszystko odczuwam jak jakąś grę komputerową. Naprawdę ciężko wytłumaczyć takie odczucie nie będąc w takiej sytuacji, ale znów, ludzie wyglądają w moich oczach jak jakieś kukiełeczki sterowane. Wygląda to jak jakiś objaw socjopatii, ale nie. To coś więcej, bo do ludzi, ich działań i uczuć nic nie czuję. Jakby stali się komputerowymi tworami bez duszy i obojętne mi jest w zasadzie CO myślą, CO robią i PO CO w ogóle tutaj są.
Reasumując - zacząłem postrzegać ten świat jakby wykreowany, sztuczny, nierealistyczny z tym czego ja bym oczekiwał, albo mój mózg zaczął to wszystko postrzegać inaczej.
Tak samo ja sam - nie czuję żadnej potrzeby posiadania czegokolwiek, relaksu, napięcia, stresu, zabawy, frajdy, bo...no właśnie, dochodzimy do meritum.
Czytałem kiedyś, że takowe odczucia są etapem głębokiej transformacji, duchowego rozwinięcia.
Niestety na forach ezo, spotkałem się z opiniami, że jest to początek odchodzenia z tego świata (czytaj własnej śmierci) i organizm to właśnie czuje, że opuszczają mnie wszelkie życiodajne energie.
Pytam Was, ponieważ sam nie wiem co teraz począć i komu wierzyć. Czuję się, jakby to wszystko się kończyło - albo moje życie, etap w życiu, transformacja eneergetyczna, sam do końca nie potrafię tego określić.
Zauważyłem jedynie (nie, proszę się nie śmiać), że mam ogromny wpływ na otoczenie, czyli jak to nazwą ludzie "ezo", wpływanie na rzeczywostość. Jak gdyby ktoś powiedział mi, że od teraz co sobie pomyślisz, to w dłuższej perspektywie się ziści. Niestety zisciło się wiele razy, w tym również i te złe rzeczy których żałuje teraz.
Pomyślałem sobie, że może to byc również jakiś objaw choroby, ale nic z tych rzeczy - pracuję, cieszę się nadal z różnych rzeczy i małych sukcesów, oraz rozumiem w pełni swoje porażki, czyli nie tylko powód, a cały bieg wydarzeń i jak to mówią - od a do z potrafię "rozpracować" niektóre zjawiska i rzeczy które spotykaja mnie i najbliższych (choć i nie tylko najblizszych).
I ostatnia rzecz. Możecie się śmiać - w sumie ja też tego nie rozumiem i mnie to bawi, ale kilka osób tzw. wróźbitów/wróżek (ale nie tych z TV, tylko poleconych przez wtajemniczonych), bardzo trafnie określiła moją osobę (czyli kim jestem), co mną kieruje, jakie mam cele, a jedna rzecz mnie nadal intryguje w ich opisach - że de facto nie mam duszy, nie istnieję w jakimś swiecie (chyba to był astralny?), że nie mam aury i jestem po prostu bezduszną energią, egregorem, jakby obcą istotą. Jeżeli słyszych to od wielu osób, to zaczynasz się zastanawiać co do diabła, ale moje dotychczasowe życie wyglądało inaczej, było kolorowe, miałem tylko raz depresję, ale mam na tyle twardy organizm że sam znalazłem sposób aby z tego wyjść i się z niiej wyleczyłem. Problematyczny jednak jest ostatnio rok/dwa, podczas którego to postrzeganie się właśnie zmieniło u mnie.
Okej, może jeszcze jedno sobie - ostatnimi czasy również widzę...więcej. Tak, tutaj również ciężko to wytłumaczyć, ale porafię często wyczuć i widzieć...energię (lub cokolwiek to jest), a spoglądając w niebo to już w ogóle temat na książkę.
Czy mógłby ktoś skomentować moje zachowanie i skąd to się bierze ? Interesuje mnie medyczny jak i paranormalny punkt widzenia.