autor: czyzo3 » 2015-02-15, 23:33
Ciekawe. Nigdy nie słyszałem o czymś takim, więc mogę jedynie spekulować.
Ogólnie, cała filozofia raka nie jest skomplikowana. Związane jest to z niskim poziomem energetycznym u chorego, co jest potwierdzone nawet przez lekarzy z ezoteryką nie związanych (stan depresji), chociaż tych, którym firmy farmaceutyczne zamykają usta. Układ odpornościowy organizmu w takim momencie nie jest w stanie pracować w pełni. Organizm nie jest w stanie wydalać wszystkich toksyn, wzrasta również zakwaszenie. Powstaje wtedy guz, który tak naprawdę jest reakcją obronną - toksyny są zbierane i składowane w jego wnętrzu po to, by nie rozprzestrzeniały się po organizmie. W tym momencie mamy do czynienia ze zwykłym guzem, samym w sobie nieszkodliwym. Jednak, gdy zostanie on albo naruszony mechanicznie (biopsja, uderzenie, nacisk), albo po prostu jego możliwości kumulacji zostaną przekroczone i pęknie - toksyny rozlewają się po organizmie. Następują "przerzuty", stan pacjenta gwałtownie się pogarsza, aż w końcu po jakimś czasie następuje śmierć, gdy toksyny zatrują całkowicie organizm.
Najczęściej, uzdrowiciel który pracuje z pacjentem chorym na raka, poprzez swoje działania "ładuje" energią pacjenta bądź bezpośrednio chory organ. Energia jest zaimpregnowania życzeniem leczenia, więc głównie na to jest przez organizm zużywana. Układ odpornościowy zaczyna funkcjonować normalnie, organizm dostaje energię dzięki której znów jest w stanie wydalać toksyny. Guz jest "rozładowywany" z toksyn które są wydalane poza organizm i pacjent wraca do zdrowia. Niestety, często pacjent jest później zostawiany przez uzdrowiciela sam sobie i nie jest zwalczane to, co niski stan energetyczny spowodowało - więc często za kilka lat choroba wraca. Także są "leczone" skutki, a nie przyczyny. Wynika to albo z niewiedzy... albo z chęci zysku, wśród uzdrowicieli zdarzają się takie same bestie, jak wśród ludzi z innych "grup zawodowych". Ale też, nie zawsze tak jest, można jeszcze spotkać dobrych ludzi, chociaż żaden uzdrowiciel nie będzie tak skuteczny, jak samodzielna praca nad energetyką.
Kwestia zaś słoika jest ciekawa i bardziej komplikuje dojście do tego, jak to "magiczka z Rosji" wykonała, niż pomaga
Gdyby zbadano skład chemiczny substancji w tym słoiku, można by powiedzieć więcej. Woda jest substancją która bardzo dobrze kumuluje w sobie energię. Możliwe, że ta pani, wpierw wyciągnęła z chorego energię negatywną i skumulowała ją w wodzie. Jednak, nie wydaje mi się, by tak było. Kumulacja energii do postaci widocznej przez nasz zmysł wzroku jest trudnym zadaniem, poza tym, wątpię by człowiek był w stanie posiadać w sobie aż tyle negatywnej energii by można było tego dokonać.
Pisałeś, że lekarze stwierdzili, że po raku nie pozostał żaden ślad i myślę że w tym znajduje się klucz do odpowiedzi. Przy standardowym "leczeniu" energią, rak jest usuwany samodzielnie przez organizm pacjenta i to trwa jakiś czas. Uzdrowiciel daje tylko energię potrzebną do tego procesu. Więc stan pacjenta poprawiałby się stopniowo, nim całkowicie zostałby wyleczony, a nie że od razu po raku nie ma śladu.
Myślę, że ta pani dokonała dematerializacji cząstek toksyn z organizmu, przeniosła je na inną płaszczyznę/wibrację/gęstość, w której mogła swobodnie nimi manipulować i przeniosła je do słoika, gdzie zostały na powrót zmaterializowane. To już znacznie wyższa szkoła jazdy niż operowanie samą energią. W ten sposób pozbyła się toksyn z organizmu, które umieściła w słoiku z wodą. Stąd efekt był natychmiastowy - organizm został oczyszczony więc raka nie wykryto.
Zaś jak tego dokonała? Pisałeś, że podczas tego rytuału wypowiadała jakieś formuły. Mogła to robić, by osiągnąć odpowiedni stan umysłu do zrealizowania tego celu. Ale równie dobrze mogła w ten sposób uruchomić jakiś mechanizm przyczynowo/skutkowy, energetyczny który został właśnie do tego celu stworzony. Mogła to być również ewokacja/inwokacja innego bytu, który sam wykonał to zadanie za magiczkę. To już ciężko określić.
Oczywiście, to wszystko to tylko moje domysły. Może znajdzie się ktoś, kto tą metodę zna, bądź może w jakiś sposób to sprawdzić.
Ciekawe. Nigdy nie słyszałem o czymś takim, więc mogę jedynie spekulować.
Ogólnie, cała filozofia raka nie jest skomplikowana. Związane jest to z niskim poziomem energetycznym u chorego, co jest potwierdzone nawet przez lekarzy z ezoteryką nie związanych (stan depresji), chociaż tych, którym firmy farmaceutyczne zamykają usta. Układ odpornościowy organizmu w takim momencie nie jest w stanie pracować w pełni. Organizm nie jest w stanie wydalać wszystkich toksyn, wzrasta również zakwaszenie. Powstaje wtedy guz, który tak naprawdę jest reakcją obronną - toksyny są zbierane i składowane w jego wnętrzu po to, by nie rozprzestrzeniały się po organizmie. W tym momencie mamy do czynienia ze zwykłym guzem, samym w sobie nieszkodliwym. Jednak, gdy zostanie on albo naruszony mechanicznie (biopsja, uderzenie, nacisk), albo po prostu jego możliwości kumulacji zostaną przekroczone i pęknie - toksyny rozlewają się po organizmie. Następują "przerzuty", stan pacjenta gwałtownie się pogarsza, aż w końcu po jakimś czasie następuje śmierć, gdy toksyny zatrują całkowicie organizm.
Najczęściej, uzdrowiciel który pracuje z pacjentem chorym na raka, poprzez swoje działania "ładuje" energią pacjenta bądź bezpośrednio chory organ. Energia jest zaimpregnowania życzeniem leczenia, więc głównie na to jest przez organizm zużywana. Układ odpornościowy zaczyna funkcjonować normalnie, organizm dostaje energię dzięki której znów jest w stanie wydalać toksyny. Guz jest "rozładowywany" z toksyn które są wydalane poza organizm i pacjent wraca do zdrowia. Niestety, często pacjent jest później zostawiany przez uzdrowiciela sam sobie i nie jest zwalczane to, co niski stan energetyczny spowodowało - więc często za kilka lat choroba wraca. Także są "leczone" skutki, a nie przyczyny. Wynika to albo z niewiedzy... albo z chęci zysku, wśród uzdrowicieli zdarzają się takie same bestie, jak wśród ludzi z innych "grup zawodowych". Ale też, nie zawsze tak jest, można jeszcze spotkać dobrych ludzi, chociaż żaden uzdrowiciel nie będzie tak skuteczny, jak samodzielna praca nad energetyką.
Kwestia zaś słoika jest ciekawa i bardziej komplikuje dojście do tego, jak to "magiczka z Rosji" wykonała, niż pomaga :-) Gdyby zbadano skład chemiczny substancji w tym słoiku, można by powiedzieć więcej. Woda jest substancją która bardzo dobrze kumuluje w sobie energię. Możliwe, że ta pani, wpierw wyciągnęła z chorego energię negatywną i skumulowała ją w wodzie. Jednak, nie wydaje mi się, by tak było. Kumulacja energii do postaci widocznej przez nasz zmysł wzroku jest trudnym zadaniem, poza tym, wątpię by człowiek był w stanie posiadać w sobie aż tyle negatywnej energii by można było tego dokonać.
Pisałeś, że lekarze stwierdzili, że po raku nie pozostał żaden ślad i myślę że w tym znajduje się klucz do odpowiedzi. Przy standardowym "leczeniu" energią, rak jest usuwany samodzielnie przez organizm pacjenta i to trwa jakiś czas. Uzdrowiciel daje tylko energię potrzebną do tego procesu. Więc stan pacjenta poprawiałby się stopniowo, nim całkowicie zostałby wyleczony, a nie że od razu po raku nie ma śladu.
Myślę, że ta pani dokonała dematerializacji cząstek toksyn z organizmu, przeniosła je na inną płaszczyznę/wibrację/gęstość, w której mogła swobodnie nimi manipulować i przeniosła je do słoika, gdzie zostały na powrót zmaterializowane. To już znacznie wyższa szkoła jazdy niż operowanie samą energią. W ten sposób pozbyła się toksyn z organizmu, które umieściła w słoiku z wodą. Stąd efekt był natychmiastowy - organizm został oczyszczony więc raka nie wykryto.
Zaś jak tego dokonała? Pisałeś, że podczas tego rytuału wypowiadała jakieś formuły. Mogła to robić, by osiągnąć odpowiedni stan umysłu do zrealizowania tego celu. Ale równie dobrze mogła w ten sposób uruchomić jakiś mechanizm przyczynowo/skutkowy, energetyczny który został właśnie do tego celu stworzony. Mogła to być również ewokacja/inwokacja innego bytu, który sam wykonał to zadanie za magiczkę. To już ciężko określić.
Oczywiście, to wszystko to tylko moje domysły. Może znajdzie się ktoś, kto tą metodę zna, bądź może w jakiś sposób to sprawdzić.