autor: viimeisen » 2006-07-23, 00:07
Cóż, jeśli chodzi o mnie... tak, boję się. Sprecyzuję więc, zgodnie z tematem, czego dokładnie.
Boję się, że mój świat może się skończyć, zanim będę na to gotowy. Że kiedy właśnie będę świadom, że się kończy, będę także świadom, że nie zrobiłem w życiu tego co chciałem, nie udało mi się spełnić tych marzeń, tych pragnień, tych ambicji, być z kimś tyle czasu, ile pragnąłem. Boję się końca świata tak naprawdę nie dlatego, że boję się kosmitów, bomb atomowych, bólu, śmierci przez napromieniowanie, trzęsień ziemi czy komet, tylko dlatego, że boję się poczucia, że nie zdążyłem zrobić tego, czego tak zawsze pragnąłem. Nie zobaczę tych miejsc, nie przeżyję dostatecznie wielu pięknych chwil, nie poznam tego, co mogłem poznać... jestem strasznie sentymentalny i w pewnym sensie walczący, starający się poprzez dnie, jak przez ziarnka piasku, dotrzeć do tego kryształu, o którym tak marzę; dlatego też boję się końca świata, upatruję w swojej przyszłości pełnowymiarowego szczęścia, i boję się takiej właśnie świadomości 'niespełnienia', gdyby owy świat nagle znalazł swój koniec. Ale nie wierzę w 2012 rok, nie śmieję się jednak z tego... czas pokaże, jak będzie; myślę, że tak naprawdę końcem świata było by dla mnie [i napewno, dla wielu, wielu innych osób na ziemi, podobnych pod tym względem do mnie], gdybym stracił marzenia, pragnienia, a także, pewną osobę. Bo czy tak naprawdę nie mamy do czynienia z końcem świata każdego dnia? Z tym, że dotyczy on różnych ludzi wokół i wśród nas, jednostek, nie wszystkich, nie ogółu, społeczeństwa, świata... oczywiście, to zależy od osobowości każdego człowieka. Niektórzy już nie będą mieli nigdy swojego końca świata, bo żyją bez celu, bez marzeń i ambicji, z dnia na dzień, ot, zwyczajni wyjadacze chleba, myślący o tym, jak by tu wyegzystować do starości, no, i jeszcze nie umrzeć z przepracowania czy głodu. Dla nich świat już się - moim skromnym zdaniem - dawno skończył. Koniec świata to jednak nie zawsze koniec życia. Przynajmniej w tej bardziej egzystencjonalnej formie.
A tak poza tym, witam...
Cóż, jeśli chodzi o mnie... tak, boję się. Sprecyzuję więc, zgodnie z tematem, czego dokładnie.
Boję się, że mój świat może się skończyć, zanim będę na to gotowy. Że kiedy właśnie będę świadom, że się kończy, będę także świadom, że nie zrobiłem w życiu tego co chciałem, nie udało mi się spełnić tych marzeń, tych pragnień, tych ambicji, być z kimś tyle czasu, ile pragnąłem. Boję się końca świata tak naprawdę nie dlatego, że boję się kosmitów, bomb atomowych, bólu, śmierci przez napromieniowanie, trzęsień ziemi czy komet, tylko dlatego, że boję się poczucia, że nie zdążyłem zrobić tego, czego tak zawsze pragnąłem. Nie zobaczę tych miejsc, nie przeżyję dostatecznie wielu pięknych chwil, nie poznam tego, co mogłem poznać... jestem strasznie sentymentalny i w pewnym sensie walczący, starający się poprzez dnie, jak przez ziarnka piasku, dotrzeć do tego kryształu, o którym tak marzę; dlatego też boję się końca świata, upatruję w swojej przyszłości pełnowymiarowego szczęścia, i boję się takiej właśnie świadomości 'niespełnienia', gdyby owy świat nagle znalazł swój koniec. Ale nie wierzę w 2012 rok, nie śmieję się jednak z tego... czas pokaże, jak będzie; myślę, że tak naprawdę końcem świata było by dla mnie [i napewno, dla wielu, wielu innych osób na ziemi, podobnych pod tym względem do mnie], gdybym stracił marzenia, pragnienia, a także, pewną osobę. Bo czy tak naprawdę nie mamy do czynienia z końcem świata każdego dnia? Z tym, że dotyczy on różnych ludzi wokół i wśród nas, jednostek, nie wszystkich, nie ogółu, społeczeństwa, świata... oczywiście, to zależy od osobowości każdego człowieka. Niektórzy już nie będą mieli nigdy swojego końca świata, bo żyją bez celu, bez marzeń i ambicji, z dnia na dzień, ot, zwyczajni wyjadacze chleba, myślący o tym, jak by tu wyegzystować do starości, no, i jeszcze nie umrzeć z przepracowania czy głodu. Dla nich świat już się - moim skromnym zdaniem - dawno skończył. Koniec świata to jednak nie zawsze koniec życia. Przynajmniej w tej bardziej egzystencjonalnej formie.
A tak poza tym, witam...