Ufo nad mazowszem- Ekspres Reporterów 1984 rok.

Odpowiedz

Emotikony
:D :grin: :) :( :o :shock: :? 8) :lol: :x :P :oops: :cry: :evil: :twisted: :roll: :wink: :!: :?: :idea: :arrow: :| :neutral: :mrgreen: :diabel: :diabel2: :fuckyou: :one: :zly: :kosci: :sindbad: :fuckyou2: :mikolaj: :zdziw: :sylwester: :okulary: :galy:
Wyświetl więcej emotikon

BBCode włączony
[Img] włączony
[URL] włączony
Emotikony włączone

Przegląd tematu
   

Rozwiń widok Przegląd tematu: Ufo nad mazowszem- Ekspres Reporterów 1984 rok.

Re: Ufo nad mazowszem- Ekspres Reporterów 1984 rok.

autor: Arek » 2015-04-11, 02:37

Dziękuję za artykuł, bardzo ciekawe. Pamiętam że parę lat temu też były takie przypadki. W USA w Sylwestra , podobno ptaki były wystraszone fajerwerkami i same się pozabijały zdezorientowane w nocy o glebę i asfalt. Drugi przypadek był przysłany z Włoch, tam jednak zatrucie ptaków było przyczyną śmierci. Także podobnie zginęło stado jeleni w USA, ponad 100 sztuk, szczegółowe badania stwierdziły zatrucie bakterią gdzie zwierzaki piły wodę

Re: Ufo nad mazowszem- Ekspres Reporterów 1984 rok.

autor: MarcinK95 » 2015-02-11, 16:02

20
Z Prośbą o wypowiedzenie się na temat zagadkowej śmierci ptaków w Starym Radziejowie zwróciłem się do warszawskiego ufologa, Kazimierza Bzowskiego.
Uważa on iż prawdopodobnie kawki i gawrony zostały zabite przez silne, wirujące pole magnetyczne, które z niewiadomych powodów pojawiło się w tym miejscu. Pole to, jego zdaniem, powoduje zlepianie się ciałek krwi i w rezultacie natychmiastową niedrożność całego układu krwionośnego. Silne rozszerzenie źrenic również można wyjaśnić działaniem takowego pola. Mocne pole magnetyczne powoduje ruch wolnych elektronów, mezonów i fotonów i kierunku jego centrum. Nie ma emisji cząstek w kierunku przeciwnym, a więc ku patrzącemu. Obserwator aby coś zobaczyć musi odebrać falę świetlną, albo ze źródła światła albo od przedmiotu który je odbija. Przy ruchu fali świetlnej wyłącznie w kierunku pola, do oka nie dociera żadna energia, a więc albo niczego nie widzi, albo miejsce to jawi mu się jako czarna plama.
To pole magnetyczne ptaki odbierały jako niesamowitą ciemność. Wówczas zaskakiwała je śmierć, impulsu fizjologicznego dla powrotu źrenicy do normalnego położenia nie było. Oko więc pozostawało w stanie takim, w jakim było w momencie porażenia.
Tyle ufolog, który naturę UFO przede wszystkim w jego działaniu magnetyczno-grawitacyjnym. Niektórzy badacze tego zjawiska wręcz nawet twierdzą, iż napędem tych obiektów jest coś w rodzaju silnika magnetyczno-grawitacyjnego lub ściślej- umiejętność swobodnego dysponowania zależnością parametrów czasu, przestrzeni i energii.
Powróćmy jeszcze do zjawiska na jakie zwrócił uwagę lekarz weterynarii Andrzej Szkrzyński- nienaturalnie szybkiego stężenia pośmiertnego martwych ptaków.
Radziecki uczony profesor Mikulin, wybitny konstruktor silników lotniczych, zadał lekarzom i fizjologom kłopotliwe pytanie. Dotyczyło ono bilansu energetycznego w organizmie ludzkim. Ściślej zażądał odpowiedzi na pytanie, jak to się dzieje że człowiek który odpoczywa, zużywa tylko minimalną ilość energii w porównaniu z człowiekiem pracującym? Dlaczego zasada- silnik który nie pracuje nie zużywa paliwa, nie ma zastosowania do organizmów żywych?
Współczesne fizjologia nie jest w stanie odpowiedzieć na to pytanie, tak samo jak nie jest w stanie wyjaśnić mechanizmu kurczenia się mięśni. Profesor przyrównał mięśnie do elektromagnesu z rdzeniem na sprężynie. Jeśli przez uzwojenie płynie prąd, rdzeń pokonuje opór sprężyny i znajduje się wewnątrz uzwojenia a cały układ pozostaje w bezruchu. To odpoczynek. Jeśli przez uzwojenie popłynie prąd o zmiennym natężeniu, rdzeń wysuwa się lub wraca do uzwojenia- pracuje. Urządzenie takie mimo bezruchu zużywa niemal taką samą ilość energii. To przypomina zachowanie się mięśnia. Pracuje on całe życie. Jego praca kończy się z chwilą definitywnego przerwania dopływu energii.
U zwierząt i ludzi następuje to w klika godzin po śmierci i nazywa się stężeniem pośmiertnym. Dopiero teraz sprężyna całkowicie wyciągnęła rdzeń elektromagnesu. Kiedy i sprężyna ulegnie zniszczeniu, cały układ rozpada się.
Jeśli przyjąć teorię profesora Mikulina za prawdziwą, to łatwo z niej wyprowadzić wniosek, iż można przyspieszyć stężenie pośmiertne brutalnie niszcząc elektrownię działając na układ silnym polem magnetycznym. W świetle tej teorii wytłumaczenie szybkiego stężenia pośmiertnego kawek i gawronów z Radziejowa jest zupełnie proste.
Obiekt który wywołał to pole mógł znajdować się nad chmurami, których podstawa w tym dniu była wyjątkowo niska, sięgała nie więcej niż sto metrów nad ziemią. Przy tym obiekt ten mógł być widoczny lub nie. Zjawiska takie daje się zarejestrować na szczególnie czułych kliszach fotograficznych. Obiekt ten mógł też być tylko polem magnetycznym. Dął silny wiatr. To co się w takich warunkach dzieje w układzie elektrycznym Ziemia-atmosfera jest już samo w sobie zagadką. Być może nałożyło się tu wiele czynników znanych i nie znanych człowiekowi?


Nie wklejałem oczywiście całego reportażu, niektóre fragmenty tylko streściłem.
ŹRÓDŁO: EKSPRES REPORTERÓW 5/1984

Re: Ufo nad mazowszem- Ekspres Reporterów 1984 rok.

autor: MarcinK95 » 2015-02-11, 14:43

Relacja Świadków ze wspomnianej audycji radiowej o UFO nad Sieradzem :
14
33-letni Grzegorz Domagalski z zawodu jest technikiem mechanikiem. 2 grudnia- przy czym datę określa w przybliżeniu, ale podaje że był to piątek- wieczorem między godziną 18 a 20 powracał do domu. I wówczas to dojrzał na niebie dziwne zjawisko:
- Zatrzymałem się na rogu ulicy Targowej i 23 Stycznia, ponieważ zauważyłem nad blokami, po stronie zachodniej bardzo silne światło na niebie.
Obok mnie stali dwaj mężczyźni, prawdopodobnie ojciec i syn, także patrzyli w tamtym kierunku, najwyraźniej i oni śledzili drogę tego dziwnego światła. Mogło być wielkości jednej trzeciej księżyca, świeciło jaskrawie, jednocześnie stanowiło centralny obiekt zjawiska, bowiem po bokach leciały jeszcze inne, słabsze, kolorowe światła towarzyszące, których, jak sądzę, było nie więcej niż osiem, wo kolorach czerwonym, zielonym i białym. Te ostatnie liczbowo zdecydowanie przeważały. Światła mniejsze zdawały się mrugać czy pulsować. W żadnym wypadku nie mógł to być jeden obiekt po pierwsze dlatego, że pomiędzy tymi przelatującymi punktami świetlnymi widziałem gwiazdy, po drugie taki obiekt musiałby być olbrzymich rozmiarów. I jeszcze jedno: niebo było pogodne, sporo gwiazd, musiałbym taki obiekt zaobserwować jako ciemniejszy kształt na niebie, a niczego takiego nie widziałem.
Światła przeleciały nade mną i wtedy zauważyłem za każdym z nich smugę dymu, jedną grubą, za światłem dużym i ok. ośmiu za każdym małym. Smugi te były jaśniejsze niż tło nieba. Nie mogły to być smugi kondensacyjne, smugi takie trwają dość długo po przelocie a te szybko zanikały. Mam wrażenie, że znikały już po kilku metrach za poruszającym się światłem.
Czekałem na jakiś głos, miałem na głowie wełnianą czapkę, zdjąłem ją, zasłaniała mi uszy, stałem z gołą głową, niczego nie usłyszałem. Zjawisko to obserwowałem nie dłużej niż minutę. Wysokość drogi światła oceniam na ok. tysiąc metrów.
Po tym wszystkim rozejrzałem się wokoło i zauważyłem tych dwóch mężczyzn, o których wspominałem na wstępie. Podszedłem do nich, rozmawialiśmy chwilę, wszyscy zadawaliśmy sobie pytania, co to było? I wszyscy jednogłośnie wyraziliśmy przekonanie że na pewno nie samolot.
Zaproponowałem mojemu rozmówcy narysowanie tego, co widział, uważam bowiem, że rysunek nawet wykonany przez człowieka niewprawionego, może zawierać cenne elementy.
Sporządzony przez Grzegorza Domagalskiego rysunek przedstawiał rozsianą grupę świecących punktów otaczających większy od nich przedmiot. Za światłem dużym ciągnęła się smuga długości ok. dziesięciu średnic obiektu. Za punktami małymi- smugi, trzy do czterech razy przekraczające ich średnice. Na podstawie tej obserwacji miejscowy korespondent radia i telewizji nadał do swojej centrali wiadomość. Miejscowy korespondent PAP wiadomości, chociaż ją znał, nie nadawał. Jak się wyraził, uważa PAP za zbyt poważną agencję, aby zajmowała się takimi informacjami.

16
2 Grudnia punkty obserwacji radarowej nie zanotowały przelotu obiektów we wspomnianych rejonach. W jednym z przypadków nawet było tak, że obserwator widział obiekt gołym okiem, ale ekran radaru nie wykazywał zmian.


Sprawę badał radiesteta Mirosław Wilk. Pierwszy raz badał sprawę UFO w 1981 roku kiedy to 8 Sierpnia miało dość do lądowania obcych na Helu. Niejaki R.K (nie chciał podawać nazwiska) twierdzi że spotkał wówczas dwóch humanoidów. http://www.infra.org.pl/fenomen-ufo/his ... upach-1981
Radiesteta wykrył dziwne pasma energetyczne kilkakrotnie silniejsze od "siatki szwajcarskiej". Z Bałtyku wychodzą trzy takie kanały w Chałupach, Stegnach i Wolinie, wszystkie mają po 1400 km długości, i oplatają większe ośrodki miejskie w Polsce. Właśnie te kanały mają stanowić drogi dla UFO. W kanałach można wyczuć lądowiska i coś na kształt drogowskazów (tak twierdzi Wilk)
Fragment artykułu Kazimierza Brzozowskiego "Ufo Penetracja Kultury"
Dochodzą do nas echa podobnych badać z terenu Ameryki Północnej, szczególnie północnych stanów USA i wielkich jezior kanadyjskich. Podobno wykryto tam przebiegi kanałów o prześwicie kilkuset metrów i w nich właśnie stwierdzono jakoby ginięcie bez śladu samolotów czy okrętów. (...)
W Anglii i Francjii- odkryto takie same "kanały" i "siatki". Podobnie jak u nas i tam penetrują one zabytki kultury i cywilizacji.

więcej:
https://www.facebook.com/notes/zofia-pi ... 3425786868

Re: Ufo nad mazowszem- Ekspres Reporterów 1984 rok.

autor: MarcinK95 » 2015-02-11, 13:50

5
W Starym Radziejewie, nas kraju wsi, w murowanym domu mieszka Maria Czynszak, kobieta nieskoro do fantazji. W ciągu swoich pięćdziesięciu dwóch lat życia nie widziała niczego, co nie dałoby się wyjaśnić prawami natury. Ma męża, dwie dorosłe córki.
11 grudnia 1983 roku wyszła na podwórko i zobaczyła coś niezwykłego. Oto jak opowiada o zdarzeniu:
-Było koło siódmej wieczorem. O tej porze karmię świniaki i cielę. Szłam w stronę chlewa. Przy oborze paliła się silna, co najmniej stupiędziesięciowatowa żarówka rtęciowa w kloszu, oświetlająca podwórko bardzo ostrym światłem. Mimo to nagle na podwórku zrobiło się nienaturalnie jasno jakby błysk znad dachu chałupy. Z nieba spadł snop światła tak wielkiego, podobnego do dużej gwiazdy z ogonem. Światło było zielonkawe, niebieskie i żółte. Znikło po dwóch, może trzech, sekundach za dachem stodoły. Było ono tak silne, jakby w górze, nad podwórkiem zapalony został silny reflektor. Leciało ze wschodu na zachód.
Dźwięku, szumu, huku nie były przy tym słychać. Leciało szybko, jak samolot, może nawet szybciej.
Kiedy wróciłam do mieszkania córka zapytała mnie "Mamo czy to było UFO?" roześmiałam się i powiedziałam: "Tak, ale nie wykazało do mnie zaufania i nie zabrało mnie"
A to relacja Elżbiety Czynszak, która w tym czasie była w mieszkaniu:
- Stałam właśnie pośrodku kuchni, kiedy na podwórku zrobiło się bardzo jasno. Spojrzałam w okno i bardzo wyraźnie spostrzegłam idącą przez podwórko mamę. Zobaczyłam nad podwórkiem błysk, i lecące bardzo silne światło na niebie. Wyraźnie odróżniłam kolor zielony i jakby żółty, może przy ogonie nieco czerwieni. Nigdy jeszcze czegoś takiego nie widziałam, a było to raczej dziwne i może dlatego zadałam mamie pytanie o UFO?
Elżbieta Czynszak też nie nosi okularów i, jak się zdaje, także nie ma skłonności do nieodpowiedzialnego fantazjowania. Żadna z kobiet nie jest w stanie określić wysokości, na jakiej poruszało się światło czy świecący przedmiot.

7
Opowiada zamieszkała w Radziejowie Starym rolniczka, pani Maria Mielcarkowa:
-28 Grudnia byłam zajęta w gospodarstwie, właśnie zmierzałam do mieszkania, kiedy- ni z tego ni z owego- spadła mi na głowę kawka. Ptak był jeszcze żywy, ale już niezdolny do lotu. Nie wyglądał na zranionego. Pomyślałam, że żerujące gdzieś w obejściu kwaki dostały się w jakieś tarapaty, może którąś przytrzasnęły drzwi stodoły, albo coś w tym rodzaju... Był silny wiatr, przypadek taki wydawał się bardzo prawdopodobny.
Zawołałam męża. Myślał, że chcę coś robić aby ptaka ratować. Ale zanim mąż przyszedł ptak chyba już nie żył. Mąż chwycił go za skrzydło i odrzucił poza podwórze. Jeśli ptak jeszcze wówczas żył, co raczej jest mało prawdopodobne, to pies go udusił. Zresztą nawet później zjadł o częściowo.
Nie przywiązywałam do tego większej wagi, nie było w tym niczego nadzwyczajnego, wszystko przecież można było bardzo prosto wyjaśnić... Pies jest zdrów do dzisiaj, żadnych objawów zatrucia czy niedomagań nie wykazuje.
Opowiada 47- letni Józef Mielcarek, rolnik i myśliwy ze Starego Radziejewa, z wykształcenia technik rolnictwa. Pierwszy widział to,c o oglądało później wielu ludzi!
-Po zdarzeniu z kawką, do którego podobnie jak żona, nie przykładałem większej wagi, zbyt zajęci byliśmy w gospodarstwie, około godziny 12.30 wyjeżdżałem ciągnikiem z podwórka na przebiegającą obok domu szosę. Nagle zobaczyłem, że na moje pole pada gawron, jakby postrzelony. Widziałem że kołują nad nim inne ptaki, jak zwykle wtedy kiedy jednemu coś się stanie. Spojrzałem na drogę przed sobą i zobaczyłem, że leżą tam trzy martwe ptaki.
Nie ulegało wątpliwości, że byłem świadkiem bardzo dziwnego zjawiska. W powietrzu kołowało olbrzymie stado. Ptaki nadlatywały ze wszystkich stron i nagle jakby ulegając jakiemuś porażeniu zaczynały bezwładnie bić skrzydłami, "fajtać", jak to czasem mówią myśliwi i padać. Tam na ziemi jeszcze się trzepały przez chwilę i stawały się martwe. W sumie, w krótkim czasie na polu było 100 do 150 martwych gawronów i kawek, ale były też i szare wrony.
Wyglądało to dziwnie- mam na myśli ten moment, kiedy lot ptaka się załamywał- zupełni jakby uderzał w jakąś niewidzialną ścianę i to gdzieś na wysokości czterdziestu metrów. Dolatywał tam zupełnie normalnie i nagle, jakby porażony, padał.
Wszystko to odbywało się w kwadracie około 300 na 300 metrów. W innym miejscu niczego takiego nie było, ptaki przelatywały normalnie. I jeszcze jedno ptaki mniejsze, chyba wróble, z nimi również nie działo się nic. Przelatywały najzupełniej normalnie bez żadnych zakłóceń.
Uznałem że zjawisko to jest o tyle niecodzienne, że należy zawiadomić milicję. Nie zwlekając, zatelefonowałem do Rejonowego Urzędu Spraw Wewnętrznych w Radziejowie.
Sprawa padających ptaków stała się przedmiotem zainteresowania władz i służb różnego rodzaju. Nikt jednakże nie łączył jej z obserwowanymi 2 i 11 grudnia zjawiskami, chociaż wszyscy o tym wspominali. Czy jedno z drugim może mieć związek? Zapewne odpowiedź na to pytanie mogłaby wiele z tych zagadkowych zjawisk wyjaśnić. Póki co jednakże zdani jesteśmy na mniej lub bardziej prawdopodobne spekulacje.


Później przyjechał Sanepid i przez dwa dni obserwował pole, jednak nic się nie działo i zaprzestano obserwacji. Liczba padających ptaków malała z dnia na dzień.
Pracownia Toksykologiczna Zakładu Higieny Weterynaryjnej w Bydgoszczy stwierdziła że ptaki zatruły się związkami z grupy fosforoorganicznych lub herbaminianów. Padały tylko krukowate, inne ptaki miały się dobrze.

Ufo nad mazowszem- Ekspres Reporterów 1984 rok.

autor: MarcinK95 » 2015-02-11, 13:17

W książce ekspres reporterów znalazłem dość sporo relacji o obserwacjach UFO nam mazowszem. Pozwolę sobie tutaj przytoczyć kilka z nich. Autor artykułu Jan Tetter.
1
Działo się to w Piotrkowie Kujwaskim. Był maj 1977 roku. Milicjant, który jak zwykle miał nocny obchód miasteczka zaalarmował księdza, że pali się kościół.
Proboszcz wyskoczył jak stał. Zobaczył coś, co wprawdzie nie było pożarem, ale nie przypominało też niczego, co dotychczas widział. Przyglądał się zdumiony. Kopuła wieży kościelnej świeciła błękitnym światłem, a po chwili pojawiły się tego samego koloru gwiazdy.
Inni naoczni świadkowie stwierdzają, że przez pewien czas- oczywiście nie w każdą noc- wieża kościelna, choć zbudowana z czerwonej, pociemniałej już, cegły jaśniała z daleka jakby otynkowana na jasno i nawet oświetlona, chociaż w czasie trwania zjawiska, wyłączono prąd z sieci i kościół był ciemny. Inni w tym zjawisku widzieli obrazy treści religijnej o niesłychanie żywych barwach.
Do dzisiaj zjawiska tego, choć ściągało do miasteczka tysiące ludzi, nie wyjaśniono. Podobno oglądający je pewien uczony fizyk miał stwierdzić najzupełniej poważne:
-Zwykłe zjawisko nadprzyrodzone.

2
Około dziesięciu kilometrów od Piotrkowa Kujawskiego na północ leży Radziejów, niegdyś miasto powiatowe, dzisiaj już tylko gminne. Nieco bliżej jest wieś Stary Radziejów, prawdopodobnie znacznie starsza od swego miejskiego pobratymca o tej samej nazwie. W Radziejewie Starym mieszka Roman Kremplewski liczący sobie lat czterdzieści siedem. Człowiek ten nie cierpiał nigdy ani na zaburzenia wzroku, ani na niedomagania słuchu, nie nosi okularów, nikt dotychczas nie słyszał, aby opowiadał jakieś fantazje lub miewał przywidzenia.
O tym co widział drugiego grudnia 1983 roku tak opowiada:
-Był to piątek. Z domu wyszedłem około godziny dziewiętnastej, prowadząc rower. Udawałem się do Opatowic. Światło przy rowerze słabo świeciło, droga była śliska, więc kawałkami szedłem, prowadząc rower obok siebie. Jeśli chodzi o strony świata, to jechałem w kierunku zachodnim od wschodu.
Mogła być godzina dziewiętnasta trzydzieści, kiedy zauważyłem, że od strony zachodniej, czyli od Radziejowa coś leci.
Była to grupa paru świateł. Pomyślałem że leci samolot albo co było jeszcze prawdopodobniejsze helikopter. Widziałem światła z daleka i myślałem, że zaraz usłyszę huk czy warkot silników. Ale nie usłyszałem niczego.
Nadlatujące światła zbliżyły się, wówczas rozpoznałem, że są rozmieszone na powierzchni długiego wąskiego kształtu. Było to coś szarego, wielkich rozmiarów. Przypominało to właściwie raczej długopis niż cygaro, bo było smuklejsze. Na obserwacje miałem sporo czasu. Zacząłem liczyć światła. Naliczyłem dwanaście sztuk w czterech kolorach- białym, niebieskim, czerwonym i zielonym. Światła rozmieszczone były niesymetrycznie i jakby bezładnie.
Obiekt ten leciał, według mego rozeznania, na wysokości około trzystu metrów. Obrał kierunek na południowy wschód. Leciał wyraźnie wolniej niż latają samoloty, stąd początkowo przyszła mi do głowy myśl o helikopterze. Widziałem go około dziesięciu minut. Byłem na polu, ani drzewa, ani budynki nie zasłaniały mi zaobserwowanej przestrzeni. Co mnie zaskoczyło- to to, że nie słyszałem żadnego huku ani szumu nawet.
I rzecz najważniejsza, ten przedmiot lecący bezdźwięcznie pozostawił za sobą cztery smugi dymu, jak odrzutowiec. Ciemny, szary kształt- bo tak go zobaczyłem- znikł, a na niebie pozostały jeszcze te smugi dymu. Były jaśniejsze niż wieczorne niebo. Po pewnym czasie zrobiły się z nich jakby chmurki. Takie same jak zostawiają samoloty odrzutowe.
Wieczór wtedy wypadł cichy, mroźny... Absolutnie się nie bałem po prostu nawet mi to na myśl nie przyszło.
Nazajutrz, kiedy opowiadałem sąsiadom, co widziałem, jeden z nich mówił, że słyszał wiadomość w radiu, w którymś ze wczorajszych dzienników rannych, że coś takiego zaobserwowano wczoraj nad Sieradzem. Wymienił nawet godzinę- ósma wieczorem- o której to "coś" pojawiło się nad Sieradzem. Potem szukaliśmy na mapie, gdzie to jest. Myślę, że tę przestrzeń, biorąc pod uwagę szybkość, przedmiot ten rzeczywiście mógł przebyć w pół godziny.

3
Pół kilometra od budynków Romana Kremplewskiego, około dwóch kilometrów od miejsca, gdzie Kremplewski dokonał swojej obserwacji, znajduje się gospodarstwo Jana Gralewskiego.
Graleski ma lat czterdzieści sześć, słyszy i widzi dobrze. Okularów nie używa. Ma opinię człowieka nieskorego do fantazjowania. Jego budynki rozmieszczone tak, że zamykają się w niewielkim kwadracie, przestrzeń podwórka o wymiarach około 12 na 16 metrów. Z tego podwórka niebo widzi się ograniczone niemal ze wszystkich stron dachami budynków. Jest to wiec dużo mniejszy wycinek niż widzi człowiek stojący na polu. Obserwacja jakiegokolwiek przedmiotu poruszającego się w powietrzu może być prowadzona tylko wtedy, kiedy przedmiot ten znajduje się bezpośrednio, lub prawie bezpośrednio, nad podwórkiem. No i czas obserwacji, w wypadku szybko lecącego obiektu jest bardzo krótki.
Oto relacja Jana Gralewskiego i jego syna, osiemnastoletniego Krzysztofa, o tym, co widzieli wieczorem 2 grudnia 1983 roku:
-Była późna godzina wieczorna, tak koło dziesiątej- mówi Jan Gralewski- kiedy wyszedłem na podwórko. Nagle zobaczyłem jak z kierunku zachodniego nadlatuje dużo świateł, może dwadzieścia a może jeszcze więcej. Pomyślałem, że są to samoloty i zastanowiło mnie, jak one mogą lecieć tak blisko siebie i nie trącić się skrzydłami?
Wieczór był cichy, czekałem na jakiś warkot, może huk, ale nic takiego nie nastąpiło.
Kiedy światła były już nade mną, dostrzegłem że są rozmieszczone regularnie- w grupach po trzy a trójki te tworzą koło. Każda trójka świateł była w innym kolorze, białym, żółtym i czerwonym. Uważam, że światła te mogły lecieć co najmniej na wysokości stu metrów lub wyżej. Ich szybkość podobna była do szybkości samolotu.
Krzysztof Gralewski, który był z ojcem na podwórku, potwierdza jego relację i dodaje, że świateł było co najmniej dwadzieścia ale nie więcej niż pięćdziesiąt. Poruszały się z szybkością samolotu odrzutowego, a na niebie, po ich przelocie pozostawały cztery smugi podobne do smug, jakie pozostawia za sobą samolot odrzutowy.
Jan Gralewski powiada, że nazajutrz słyszał w dzienniku radiowym o jakimś niezidentyfikowanym obiekcie, niestety, nie zwrócił uwagi, lub ie dosłyszał, o jaką miejscowość chodziło. O wiadomości tej wspominali również sąsiedzi, kiedy Gralewscy opowiadali im, co widzieli onegaj wieczorem.
Obydwaj relacjonujący zapytani raz jeszcze o godzinę, po namyśle i przeanalizowaniu zwykłych o tej porze czynności w gospodarstwie, podtrzymują z widocznym wahaniem, poprzednio podaną porę. Wskazywałoby na to, że ich określenie godziny występowania zjawiska może być nieprecyzyjne.


Na górę