Pierwsze przypadki pobytu w Polsce przedstawicieli
nieznanych cywilizacji odnotowano już w latach 50-tych, jednak fala zainteresowania tą tematyką rozpoczęła się dopiero dwadzieścia lat później. W różnych miastach Polski zaczęły zawiązywać się grupy ludzi, których łączyło zainteresowanie problematyką UFO. W prasie pojawiało się coraz więcej materiałów o tematyce pozaziemskich cywilizacji.
Na czele największej w Polsce organizacji ufologicznej, a mianowicie Grupy Badań NOL w Krakowie, stoi Bronisław Rzepecki z Krakowa. Jego osobiste archiwum liczy ponad 1500 przypadków, z czego jedną piątą zakwalifikowano jako UFO czyli wykluczono meteory, sondy meteorologiczne, zjawiska świetlne itp. W jednej czwartej tych przypadków doszło do bliskich spotkań... Obecnie Pan Bronisław powoli wycofuje się z czynnej działalności ugologicznej, a całą swą wiedzę i zdobyte doświadczenia stara się przekazać ludziom młodym.
Tylko w nielicznych przypadkach obcy pozostawiają nam pamiątki swej bytności. Jednym z namacalnych dowodów była metalowa rurka z opiłkami w środku, którą 17 grudnia 1980 roku zgubiła eskadra UFO nad wsią Szklarnią w byłym woj. Zamojskim. Rurkę znaleźli miejscowi mieszkańcy następnego dnia, w ściętej lodem ziemi. Mimo panującego dookoła siarczystego mrozu, była nadal gorąca. Miała 15 cm długości 3,3 cm średnicy. Nie dało się jej przeciąć ani piłą, ani palnikiem. Po kilku dniach tajemnicza rurka trafiła do jednej z jednostek wojskowych, gdzie miała być dokładnie zbadana.
W niewiadomy sposób znikła z kasy pancernej jednego z oficerów. Nigdy już nie udało się jej odnaleźć. A przecież najprawdopodobniej był to fragment statku kosmicznego istot pozaziemskich.
UFO nad Emilcinem
Jest to relacja z najbardziej niezwykłego i dziwnego bliskiego spotkania z UFO w Polsce.
Sprawa ta zbulwersowała Polskę w 1979 roku, 71 - letni rolnik, Jan Wolski, mieszkaniec wsi Emilcin nieopodal Opola Lubelskiego, przeżył bliskie spotkanie z UFO. Jadąc na pole, na jednej z leśnych polanek zauważył unoszący się w powietrzu na wysokości 4 - 5 metrów srebrzysty obiekt o kształcie prostopadłościanu. Nie było w nim żadnych okien. Pod nim na trawie leżała niewielka platforma. Nagle stanął na niej "ktoś" i przyjazny gestem zaprosił do środka - opowiada Wolski. Podszedł bliżej i stanął na platformie. Błyskawicznie poderwała się do góry i po chwili znalazł się wewnątrz obiektu.
Wnętrze całe było czarne. W kabinie nie spostrzegł żadnych przełączników, wskaźników albo lampek kontrolnych. Była tu tylko niewielka ławeczka. Dookoła krzątali się "dziwni ludzie". Byli trochę niżsi niż ziemianie, mieli ciemnozielone twarze. Jedynym ubraniem był czarno - szary, obcisły strój pokrywający całe ciało. Nie było na nim żadnych guzików ani suwaków. Mieli skośne oczy, a usta przypominały cienką, bezbarwną kreskę. Każdy z palców otoczony był obwódką, jakby zielonym źdźbłem trawy. Rozmawiali ze sobą w nieznanym języku - mówił. Wolskiego zaskoczyło tempo dialogu: "wydawało mi się niemożliwe, żeby sami siebie rozumieli".
Istota widziana przez Jana Wolskiego
W pewnym momencie do pomieszczenia, gdzie przebywał Wolski wszedł ktoś ważniejszy, bo obcy wyraźnie uspokoili się i ucichli. Pokazując na migi zmusili go, aby się rozebrał. Później dotykał go "jakimiś dwoma dużymi talerzami w różnych częściach ciała". W tym samym czasie pozostali jedli "coś potwornie przezroczystego, przypominającego lód"
Po kilku minutach "badania" pozwolono mu się ponownie ubrać. Wizyta była najwyraźniej skończona. Wolski opowiada dalej: "Odwróciłem się przodem do istot w czarnych ubiorach, zdjąłem czapkę i powiedziałem wyraźnie: "do widzenia". A oni też jakby wszyscy się kłaniali. Zresztą byli dla mnie cały czas uprzejmi. Chcieli mnie nawet nakarmić jakimiś dziwnymi soplami, ale ja już chciałem wracać do domu. Bez kłopotów zjechałem pomostem kilka metrów w dół. Wsiadłem Na wóz i myślałem tylko o tym, jak najprędzej dojechać do domu i opowiedzieć wszystkim o tym co mnie spotkało.
Kiedy po pół godzinie pojechał w to miejsce wraz ze swoim synem, po tajemniczym obiekcie nie był ani śladu. Odlatujący obiekt widział jedynie pięcioletni chłopak z Emilcina.
Kilkanaście minut przed spotkaniem z UFO Jana Wolskiego, kilku innych mieszkańców Emilcina słyszał dziwny głos określony jako "okropny huk" albo dźwięk "jak spod ziemi wydobyty".
Obcy pozostawili mnóstwo śladów swej obecności w postaci odciśniętych śladów stóp.
Kosmiczni goście nad Wisłą
Przypadek Jana Wolskiego z Emilcina w woj. Lubelskim jest najsłynniejszym przypadkiem wizyty UFO w Polsce, lecz nie jedynym. Niemal do klasyki przeszła data 20 sierpnia 1979 roku. Tamtego dnia nad Polską pojawiła się ognista kula. Przybyła z głębi kosmosu i szybko przemieszczała się północy na południe kraju. Widziało ją prawie 200 swiadków, głównie z terenu Trójmiasta i Mazur.
- To coś leciało szybciej niż samoloty lecące na dużej wysokości ale nieporównywalnie wolniej niż meteory - opowiadał Wiesław Białkowski z Olsztyna - świecący punkt rósł w oczach i coraz bardziej raził. Zaczął iskrzyć. Jasny punkt zaczął się wydłużać i pryskać coraz większą ilością iskier. W końcu przedmiot rozpadł się na dziesiątki tysięcy rozżarzonych punkcików, które stopniowo gasły, aż zupełnie znikły na tle ciemnego horyzontu. W kulminacyjnym momencie zjawisko przypominało żółto-czerwony fajerwerk, jaki można oglądać podczas pokazów ogni sztucznych.
Po raz ostatni tajemnicza kula widziana była w okolicach Sandomierza. Chwilę później zgasła. Leciała na wysokości około 80-100 kilometrów z prędkością 10 - 12 km/s. Podobna kula widoczna była nad Gdańskiem tydzień później. Naukowcy tłumaczyli oba fakty jako przeloty wielkich meteorytów, tzw. bolidów. Jednak wyjaśnienia te nie przekonały zwykłych ludzi, tym bardziej i ufologów. Ci ostatni zbierali coraz więcej relacji o niezwykłych zachowaniach w związku z pojawieniem się obu obiektów. Kilka osób widziało tajemniczy obiekt w odległości zaledwie kilkuset metrów od siebie, kilku kierowców przeżyło oddziaływanie niewidocznej siły, która próbowała zatrzymać ich samochód albo zepchnąć z obranego kierunku. Do dziś nie ma dowodów, czy rzeczywiście był to bolid czy coś zupełnie innego...
UFO w Chałupach
Dwa lata później 8 sierpnia UFO przyleciało do nadmorskich Chałup. Około godz. 18.15 pan Z idący nadmorską ścieżką zauważył dwie ciemno ubrane dziwne istoty. Nagle uświadomił sobie, że to nie są ludzie. Mieli około pół metra wzrostu, w kombinezonach przypominających płetwonurków, ciemnozielonych, lśniących jakby naoliwionych. Stanęli na ścieżce zagradzając mu drogę. Po chwili dostrzegł za krzakami jakieś 20 merów dalej dyskoidalny wydłużony obiekt, srebrzystej lśniącej barwy otoczony taką samą mgiełką jak te istoty. Na pierwszy rzut oka podobny był do pestki od śliwki widzianej z profilu - wydłużony w poziomie dyskoidalny kształt barwy lekko przymglonej rtęci, bez żadnych rzucających się w oczy szczegółów, bez drzwi, okien, anten, nóg.
Zaobserwowane istoty były identyczne. Głowy ich świadek widział tylko z przodu. Twarze oliwkowozielone, duże ciemne, lekko skośne oczy. Zamiast nosa lekkie wygarbienie i coś jakby dwie dziurki. W miejscu ust znajdowała siępozioma szczelina.
Około 18.45 świadek zaalarmował znajomych z plaży i razem z dużą grupą innych osób udał się na miejsce zdarzenia. Tu stwierdzono na piasku 7 okrągłych śladów o średnicy 30 i głębokości 15 centymetrów. Siedem śladów tworzyło nieregularny siedmiokąt. Najprawdopodobniej NOL w Chałupach lądował dwukrotnie.
UFO nad Nadarzycami
Do jednego z najbardziej intrygujących zdarzeń doszło przed kilku laty na poligonie w Nadarzycach - kiedyś strategicznego odcinka Wału Pomorskiego, dzisiaj jednego z wielu wojskowych lotnisk. Wieczorem, 7 października 1994 roku, przyleciało tam UFO.
- Tej nocy panował w jednostce spokój - twierdzą żołnierze. - Nie było szkolenia. Czuwały jedynie służby dyżurne poligonu i te służby zobaczyły UFO. Zbliżający się obiekt nie był wcale zbyt mały, przypominał ognistą kulę - raz się zbliżał, raz oddalał. Czasami wielka świetlna plama dzieliła się na dwie lub trzy mniejsze. Służby dyżurne zameldowały o nie zidentyfikowanym obiekcie nad poligonem.
Podobne są relacje cywili mieszkających nieopodal jednostki: - Obiekt przybierał różne formy. Chwilami przypominał kwadrat, trójkąt, potem elipsę. Jego kształt zdradzały rozmieszczone na obrysie kule. Było ich dwanaście, wszystkie tej samej wielkości, jakby przezroczyste, a w środku trzynasta, większa od pozostałych. UFO było w ruchu, odpływało i powracało, znikało i pojawiało się znowu.
Najprawdopodobniej w tym samym czasie nie ustalono po dziś dzień obiekty pojawiły się na ekranie wojskowych radarów w Pile. Ogłoszono alarm, w powietrze wzbiły się dwa samoloty bojowe. Podobno zniknęły na kilka minut z ekranów monitorów, kiedy pojawiły się w bezpośrednim sąsiedztwie obiektu. W tym samym czasie pokładowe urządzenia nawigacyjne zaczęły wariować, a silniki samolotów tracić swą moc.
Wojsko do tej pory nie ujawniło szczegółów tamtego wieczoru. Nie wiemy, co zawisło nad poligonem w Nadarzycach. Utajnione są meldunki pilotów, którzy tamtego wieczora wzbili się w powietrze, a nawet ich nazwiska, to samo dotyczy rzekomo wykonanych na poligonie zdjęć
Zródło. :
http://ufoinfo.pl/index.php?id=53