jaa pisze:Porozmawiajmy za naście lat,bo przechodzicie nadal okres buntu,i trudno z wami dyskutować...Tak mi się wydaje.
Uwierz, że źle Ci się wydaje. Większość z nas okres buntu ma już dawno za sobą. Po okresie buntu przychodzi okres logicznego myślenia, w którym człowiek zaczyna się zastanawiać, czy aby na pewno wszystko dookoła jest takim, jakim wmówiono mu w dzieciństwie, kiedy podatny był na to, co mówią dorośli.
jaa pisze:A dziecko swoje ochrzcij jak najszybciej się da...Bo mało jest rzeczy od tego ważniejszych-tak po skrócie.
Zdrowie dziecka, jego dorastanie, posiadanie dóbr, dzięki którym dziecko będzie miało wikt i opierunek. Co do boga - bóg nie zapewni mojemu dziecku jedzenia, pampersów, dachu nad głową. Mógłbym tak wymieniać i wymieniać rzeczy ważniejsze i bardziej potrzebne dziecku do dorośnięcia.
jaa pisze:Z mojego doświadczenia wiem,że do dziecka nieochrzczonego ma dostęp zło, które trudno sobie nawet wyobrazić...
No właśnie. Tak jak napisał Vampirio - co z ateizmem, taoizmem, buddyzmem, islamizmem, agnostycyzmem, konfucjanizmem, judaizmem, protestantyzmem, baptycyzmem czy nawet ze świadkami jehowy? Bo zauważ, że niektórzy z nich mają z goła różne poglądy na to, co się dzieje z ich dzieckiem po narodzinach. Oczywiście według Ciebie i Tobie podobnych, oni wszyscy się mylą, bo tylko Twój bóg jest jedyny i najważniejszy. Ale mam dla Ciebie niespodziankę - wyznawcy innych kultur w ten sam sposób myślą, piszą i mówią o Tobie. Więc dlaczego punkt widzenia zależy od punktu siedzenia? Czy nie przyszło Ci do głowy, dlaczego na całym świecie wierzenia tak bardzo różnią się od siebie? Nie. A dlaczego? Dlatego, że kościół katolicki jak zwykle przekomarzył to na swoje własne widzi mi się i doszedł do wniosku, że pomimo różnic w wierzeniach, wszyscy oni i tak wierzą w tego samego boga. Jakiego? Oczywiście boga chrześcijańskiego. Bzdura do kwadratu, jeśli spojrzy się na to logicznie.
jaa pisze:Bóg, jeżeli Go prosisz z pokorą i wytrwałością,pomoże ci we wszystkich problemach,chociaż nie zawsze w sposób jaki ci się podoba.
No tak. Przykład. Wychodzisz rano do pracy i prosisz boga o szczęśliwy dojazd do pracy. Wsiadasz do samochodu, a samochód ni w tyłek ni w oko. Nie odpala, zepsuł się, szlag jasny go trafił i co tam jeszcze byśmy chcieli. Oczywiście wkurzasz się na boga, bo nie wysłuchał Twoich próśb. Ale potem zaczynasz sobie uświadamiać - "no tak, a co jeśli pojechałbym swoim autem, a z naprzeciwka jakiś pijany kierowca wjechałby we mnie przy 150 na godzinę? Zapewne to bóg chciał, żeby mi samochód nie odpalił." I zaczynacie oczywiście przypisywać dobrą wolę boga do czegoś, co się w ogóle nie wydarzyło. Nie zastawiacie się, że jeśli owy pijany kierowca wjechałby w was, to tego pijanego kierowcę RÓWNIEŻ na Twojej drodze postawiłby twój bożek! A rodzina na pogrzebie mówiłaby, że widocznie bóg tak chciał. No kurde, gdzie tu jest jakakolwiek logika?! Bo już na pierwszy rzut oka widać, że coś tu jest grubo nie tak, jak powinno.
jaa pisze:Czy istnieje takie zupełne szczęście w Niebie.Może rzeczywiście zrobiłam błąd pytając o to,bo kto z nas to wie...
Nieistotna tutaj teoretyzowała - niebo jest dla każdego wierzącego tym, czym owy wierzący pragnie, żeby było. Dla przykładu - dla kogoś, kogo hobby było sklejanie modelarzy, niebo będzie wiecznym składaniem mnóstwa przeróżnego rodzaju modeli. Dla kierowcy niebo będzie jednym wielkim torem wyścigowym. Tylko ja mam wówczas pytanie - czym będzie niebo dla pedofila, który przed śmiercią przeprosił za swe grzechy, dostał odkupienie i po pobycie w czyśćcu dostaje się do owego nieba? Czy niebo będzie dla niego wielkim placem zabaw pełnym gołych sześciolatków? Czy to nie aby pewna rozbieżność w tym, czym wydaje nam się być niebo?
jaa pisze:Pomoc Bożą(...o jakże staroświecko to brzmi...:-/...)...ja,otrzymuję wtedy gdy o nią z wiarą i pokorą proszę.
Błąd. Tobie się
wydaje, że ją otrzymujesz. Przykład - w gimnazjum dokucza Ci jakiś niewyżyty mięśniak. Prosisz zatem boga o to, żeby owy mięśniak przestał Ci w końcu dokuczać, bo masz już tego dosyć. Prosisz z ogromną wiarą i pokorą. Następnego dnia w drodze do szkoły mięśniak ginie pod kołami autobusu.
Będziesz wdzięczny swojemu bogu?
jaa pisze:Gdy jestem na dnie(duchowo i fizycznie),Bóg tak układa wszystkie okoliczności,że nie tylko wyciąga mnie z tego dołu,ale wciąga na szczyt
Z oczywistym przeproszeniem Twojej osoby - g**** prawda. Bo według tego co piszesz, Twoja pozycja na dnie również była zasługą Twojego boga, czyż nie? A może dno było spowodowane tobą? Gdzie tu zatem logika? Dlaczego Twój bóg odpowiada tylko dobrym rzeczom, a tym złym już nie?
jaa pisze:Musiałabym opowiedzieć to każdemu z was z osobna i najlepiej osobiście,wtedy raczej byście uwierzyli.
Uwierz mi, że wierzyłem. Możesz zapytać kogokolwiek, kto jest na tym forum na tyle długo, żeby to pamiętał. Wierzyłem z całego serca i z całą pokorą, jaką miałem. Byłem pewien, że zajebiście zdana matura i egzamin techniczny był jego zasługą. Byłem pewien, że wszystko dobro, które się mi przytrafiało, było jego zasługą, a wszelkie zło było spowodowane moimi grzechami. Chodziłem do kościoła co niedzielę. Przez cały maj chodziłem na nabożeństwa majowe. Na przestrzeni maja i czerwca odbywały się w moim kościele nabożeństwa do świętego Antoniego, na które również chodziłem. Chodziłem do kościoła we wszystkie święta, począwszy od bożego narodzenia, przez wielkanoc, święto trzech mędrców, aż po święto pracy. Byłem pier*olonym Silasem z "Kodu Leonarda daVinci". Przeszedłem bez zachwiania wiary poprzez przedwczesną śmierć mojego ojca, wyrzucenie z pierwszej szkoły średniej, okres buntu, przeszedłem przez okres patologii społecznej, kiedy co najmniej raz na tydzień siedziałem na dołku, przeszedłem w końcu ćwierć wieku, wszystko z wiarą w wyimaginowanego drania, który podczas kiedy mi pomaga, uśmierca tysiące dzieci w Afryce.
Aż w końcu zacząłem się zastanawiać. Czemu? Czemu zmarnowałem ćwierć wieku swojego życia na coś, co mi w niczym nie pomagało? Nie zdałbym matury i technika, gdyby nie moja praca. Nie dostałbym się do szkoły gdyby nie ja. Nie będę miał zdrowia, jeżeli sam o nie nie zadbam. A już na pewno nie będę miał od Twojego bożka pieniędzy na to, żeby zapewnić swojej rodzinie udane życie w klasie niższej-średniej, czy nawet średnie, co jak na polskie warunki jest już wystarczająco dobre dla większości ludzi.
To nie zasługa boga, a tylko Twoja.
A jeżeli nie wierzysz, to proszę Cię, abyś przeprowadziła mały eksperyment. Dzisiaj wieczorem poproś z pokorą i wiarą boga o zdrowie i szczęście dla Twojego dziecka, po czym przez cały miesiąc nie karm go, nie myj, nie opiekuj się nim. Wszak Twój bóg Ci w tym pomoże. Czy myślisz, że bóg da mu zdrowie i szczęście, jeżeli Ty sama nie dasz go dziecku?
Raczej wątpię.
jaa pisze:A co z dziećmi innych wyznań?Tego niestety nie wiem.
A wiesz dlaczego? Bo w dzieciństwie nikt Ci tego nie wbijał do głowy, bo nikt się tym nie interesował. Wszyscy ślepo wierzyli w jednego boga. Całe szczęście, że zaczyna się era, w której ludzie zaczynają zadawać pytania.
Aha - i jeszcze jedno. Znam pewną osobę. Patologiczne dziecko dwóch nałogowych alkoholików, z których jednego już nie ma, bo sobie poszło "do nieba". Oczywiście patologia społeczna pełną gębą - dziennie pół litra wódeczki i parę piw. Kiedy jednak nadchodzi pora, ładnie się ubierają i idą na procesję w jakieś tam święto.
*_*
Pytam się, co o tym myśli Twój bóg? Czy jest na nich zły, za marnowanie życia i codzienne dojenie alkoholu? A może błogosławi im, bo są chorzy psychicznie? Co jest? I jak to działa?
I jeszcze tak na zakończenie, coś na wesoło.
Ateizm – Nie ma w co wdepnąć.
Agnostycyzm – Może jest w co wdepnąć, a może nie.
Adwentyści Dnia Siódmego – Jedynie w soboty nie wdeptuje się w gówno.
Buddyzm – Jeśli wdepnie się w gówno, to nie jest to gówno.
Christian Science – Jeśli w depniesz w gówno, nie przejmuj się – to samo przejdzie.
Hinduizm – Wdeptywało się już w to gówno.
Hedonizm – Jeśli wdepniesz w gówno – raduj się.
Hare Krishna – Równo w gówno. Rama, rama, om, om…
Islam – Jeśli wdepniesz w gówno, weź zakładnika.
Jezuityzm – Jeśli wdepniesz w gówno i nikt tego nie poczuje, to czy ono naprawdę śmierdzi?
Judaizm – Dlaczego w to gówno wdeptujemy właśnie my?
Konfucjonizm – Konfucjusz powiada: “zdarza się wdepnąć w gówno”.
Katolicyzm – Wdeptujesz w gówno, bo jesteś grzeszny.
Kalwinizm – Wdeptujesz w gówno, bo się opieprzasz.
Luteranizm – Jeśli wdeptujesz w gówno, uwierz, a nie wdepniesz więcej.
Mormonizm – Wdeptywało się już w to gówno i wdeptywać się będzie.
Prezbiterianizm – Jeśli ktoś ma wdepnąć w gówno, to niech to nie będę ja.
Rastafarianizm – Sztachnijmy się tym gównem.
Stoicyzm – No i wdeptuje się w gówno. Co z tego? Nie rusza mnie to.
Świadkowie Jehowy – Wpuść nas, a powiemy ci, dlaczego wdeptuje się w gówno.
Taoizm – Zdarza się wdepnąć w gówno
Zen – Czym jest gówno?