: 2006-08-31, 20:02
Miała być dyskusja, ale posunęliśmy się tylko do tego, że jest prawdopodobne, że istnieją! Skoro od jakiegoś czasu(2 dni) nikt tematu nie ruszył, to ja chciałbym się rozwinąć i coś o wilkołakach powiedzieć.
W Normandii wilkołaki określano mianem varou (po francusku garou, loup-garou) i wierzono w nie powszechnie. Popularne było również wierzenie w to, że wilkołakami stają się wszyscy przestępcy wyjęci spod prawa. Jednak ludność Normandii nie potępiała wilkołaków do końca. Wedle ich wierzeń, były one nie tylko bestiami, ale i ofiarami losu.
Autor normandzki pisał o nich w sposób następujący:
[...] potępione istoty, skazane na cierpienie i straszliwą karę... na cierpienie w samotności, wykluczenie ze społeczności... diabeł, któremu taki nieszczęśnik został powierzony, obchodził się z nim okrutnie; razy kijów sypały się gęsto na jego grzbiet, spadał na niego grad pięści, kopniaków i razów, biedne istoty okrutnie cierpiały, jeśli nie były ślepo posłuszne swemu panu [szatanowi].
Morbach było wojskowym składem amunicji znajdującym się tuż-tuż za wioską o nazwie Wittlich w Niemczech. Na jej obrzeżach znajduje się kapliczka, na której zawsze pali się świeca. Według legendy, jeśli owa świeca zgaśnie, to do okolicy powróci wilkołak.
Pewnej nocy grupa strażników zdążała do swego posterunku w Morbach. W drodze, gdy przechodzili obok kapliczki, zobaczyli, że świeca zgasła. Wszyscy potem żartowali o potworze, nie biorąc sobie do serca lokalnej przestrogi. Tej samej nocy odebrano sygnał z czujnika przy jednym z metalowych ogrodzeń. Strażnicy udali się w to miejsce, by zbadać, co się stało. Gdy tam dotarli, jeden z mężczyzn ujrzał ogromne, przypominające psa zwierzę stojące na tylnych łapach. Według innych naocznych relacji, miało ono wysokość ponad dwóch metrów. Zwierzę spojrzało na niego, po czym uciekło, przeskakując przez prawie 2,5-metrową siatkę ogrodzenia.
W miejsce, w którym ostatnio widziano zwierzę, sprowadzono psa-tropiciela. Pies jednak całkowicie oszalał, nie chcąc mieć nic wspólnego z tropieniem stworzenia. Wydarzyło się to w okolicach roku 1988.
Źródło http://remus-lupin.blog.pl/
To są dwie historie, obydwie jednak świadczą o tym, że jest w naszych lasach coś o czymś nie koniecznie wiemy. Pragnę zauważyć, że druga z opowieści jest dość nowa, gdyż miało to miejsce w latach 80 XX wieku.
W Normandii wilkołaki określano mianem varou (po francusku garou, loup-garou) i wierzono w nie powszechnie. Popularne było również wierzenie w to, że wilkołakami stają się wszyscy przestępcy wyjęci spod prawa. Jednak ludność Normandii nie potępiała wilkołaków do końca. Wedle ich wierzeń, były one nie tylko bestiami, ale i ofiarami losu.
Autor normandzki pisał o nich w sposób następujący:
[...] potępione istoty, skazane na cierpienie i straszliwą karę... na cierpienie w samotności, wykluczenie ze społeczności... diabeł, któremu taki nieszczęśnik został powierzony, obchodził się z nim okrutnie; razy kijów sypały się gęsto na jego grzbiet, spadał na niego grad pięści, kopniaków i razów, biedne istoty okrutnie cierpiały, jeśli nie były ślepo posłuszne swemu panu [szatanowi].
Morbach było wojskowym składem amunicji znajdującym się tuż-tuż za wioską o nazwie Wittlich w Niemczech. Na jej obrzeżach znajduje się kapliczka, na której zawsze pali się świeca. Według legendy, jeśli owa świeca zgaśnie, to do okolicy powróci wilkołak.
Pewnej nocy grupa strażników zdążała do swego posterunku w Morbach. W drodze, gdy przechodzili obok kapliczki, zobaczyli, że świeca zgasła. Wszyscy potem żartowali o potworze, nie biorąc sobie do serca lokalnej przestrogi. Tej samej nocy odebrano sygnał z czujnika przy jednym z metalowych ogrodzeń. Strażnicy udali się w to miejsce, by zbadać, co się stało. Gdy tam dotarli, jeden z mężczyzn ujrzał ogromne, przypominające psa zwierzę stojące na tylnych łapach. Według innych naocznych relacji, miało ono wysokość ponad dwóch metrów. Zwierzę spojrzało na niego, po czym uciekło, przeskakując przez prawie 2,5-metrową siatkę ogrodzenia.
W miejsce, w którym ostatnio widziano zwierzę, sprowadzono psa-tropiciela. Pies jednak całkowicie oszalał, nie chcąc mieć nic wspólnego z tropieniem stworzenia. Wydarzyło się to w okolicach roku 1988.
Źródło http://remus-lupin.blog.pl/
To są dwie historie, obydwie jednak świadczą o tym, że jest w naszych lasach coś o czymś nie koniecznie wiemy. Pragnę zauważyć, że druga z opowieści jest dość nowa, gdyż miało to miejsce w latach 80 XX wieku.